"Cudem paliwowym" ochrzczono nierynkową obniżkę paliw na stacjach Orlenu tuż przed wyborami (co ze względu na pozycję firmy wpłynęło na ceny także na innych stacjach). Koncern zarzekał się wówczas, że niskie ceny nie mają nic wspólnego z wyborami, ale po 15 października powoli zaczęły one szybować w górę. I tak w ciągu ostatniego miesiąca ceny Pb95 wzrosły o 47 groszy na litrze, a diesla o 48 groszy.
O to czy rzeczywiście ceny obniżono, żeby przypodobać się wyborcom, został zapytany premier Mateusz Morawiecki w rozmowie z "Faktem".
- Rozumiem, że jak paliwo było tanie to źle? Przyznam czasem, że nie rozumiem naszej opozycji… Ceny paliw to polityka koncernów paliwowych. Dziś mamy regularną wojnę na Bliskim Wschodzie, która pcha ceny w górę, a my nadal mamy jedne z najniższych cen paliw w Europie - przekonywał.
Już w październiku analitycy e-petrol przewidywali, że po wyborach cenach zdrożeją, bez względu na sytuację rynkową. "Paliwa z pewnością będą drożeć, bo tak dużej dysproporcji względem notowań produktów naftowych w Europie nie da się utrzymywać w nieskończoność, ale będzie to proces rozciągnięty w czasie" - czytamy w analizie z 20 października.
Morawiecki odniósł się też do deklaracji jednej z partii obecnej w nowej większości sejmowej. - Czekam z niecierpliwością, aż opozycja doprowadzi do tego, że ceny paliwa zbliżą się do 5 zł - przecież takie deklaracje też padły! - mówił.
Prawdopodobnie nawiązywał do słów szefa KO, Donalda Tuska, które padły w sierpniu podczas spotkania z wyborcami we Włocławku. Zapowiedział wtedy 100 konkretów, w których znajdą się "proste decyzje, które obniżą ceny".
- Mamy np. bardzo konkretne rozwiązanie, które spowodowałoby, że litr benzyny kosztowałby 5 zł - mówił wtedy prawdopodobnie przyszły premier. Ostatecznie jednak na liście 100 konkretów zabrakło rozwiązań, które wprost mówią o obniżce cen paliw.