Podatki w 2018 r. nie wzrosną? Nic bardziej mylnego. Zapłacimy dodatkowo co najmniej kilka miliardów złotych

"Wystarczy nie kraść" - powtarzają do znudzenia politycy PiS. Tak tłumaczą to, skąd biorą pieniądze na 500+ czy Mieszkanie+. Zarzekają się, że nie podnoszą podatków. Ale podatki w przyszłym roku wzrosną. Niektóre pierwszy raz od lat. Będą też nowe. Przygotowaliśmy przegląd zmian w podatkach na 2018 r.
VAT pozostanie bez zmian VAT pozostanie bez zmian Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Wyborcza.pl

Podatki 2018. VAT bez zmian, stracimy miliardy

Obniżka stawek VAT z 23 i 8 proc. do starych 22 i 7 proc. była jedną z obietnic w kampanii wyborczej PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego obiecywała ją także po wyborach. Miała ułatwione zadanie, bo poprzednia ekipa rządząca zapisała w ustawie o podatku od towarów i usług obniżkę stawek od 2017 r. Rząd Beaty Szydło opowiedział się jednak za tym, żeby wyższe stawki zostały z nami na kolejne dwa lata. PiS zmienił w Sejmie ustawę o VAT. Zapisał w niej, że wyższe stawki tego podatku będą obowiązywały do końca 2018 r.
- Podniesienie VAT za rządów PO było odpowiedzią rządu na światowy kryzys gospodarczy. Wy podnosicie VAT, chociaż nie ma kryzysu - wytykała PiS-owi Platforma.

Tymczasem, według wyliczeń fundacji CenEA, która specjalizuje się w ocenach skutków finansowych zmian w podatkach, przez wyższy VAT budżety gospodarstwa domowe tracą co roku 4 mld zł. Przy wyższej konsumpcji, z jaką dziś mamy do czynienia, nawet więcej. Budżet państwa zyskuje jeszcze więcej, bo wpływają do niego także pieniądze z VAT od firm i instytucji. W sumie na utrzymaniu wyższych stawek zarabia dodatkowo co najmniej 6,6 mld zł rocznie. Nic dziwnego, że rząd z niechęcią myśli o rozstaniu się z tymi pieniędzmi. I to dlatego obniżka stawek od początku 2019 r. wcale nie jest taka pewna. Rząd uzależnia ją od efektów uszczelniania systemu podatkowego. Mówi, że o niższym VAT można będzie mówić dopiero, gdy "uszczelnienie podatków w 2018 r. przyniesie wpływy przekraczające 50 mld zł wobec 2013 r.". Niestety nie bardzo wiadomo co rząd ma na myśli. I czy rekordowe wpływy z podatków, którymi chwali się nieustannie, wypełniają to kryterium.

PIT PIT Fot. Sebastian Rzepiel / Agencja Wyborcza.pl

Podatki 2018. PIT: zamrożony próg i podatkowe limity, kwota wolna dla wybranych w górę

Z początkiem 2009 r. zmieniła się skala podatkowa, wedle której płacimy fiskusowi podatek od dochodów osobistych. Mamy w niej dwie stawki podatkowe 18 i 32 proc. I dzielący je próg dochodowy: 85 528 zł. Nowa skala zastąpiła tę z trzema stawkami: 19, 30 i 40 proc. Oznaczała obniżkę podatków. Od tego momentu próg jednak ani drgnął. To samo dotyczy kwoty wolnej od podatku (dla większości podatników), kwot kosztów uzyskania przychodu oraz limitu ulgi na dzieci. Tylko z tego powodu co roku oddajemy fiskusowi dodatkowo kilka miliardów złotych. Eksperci szacują tę kwotę na około 4 mld zł. To ukryta, albo jak kto woli, pełzająca podwyżka podatków.

Trochę złagodzi ją w przyszłym roku podwyżka kwoty wolnej od podatku. O powszechnej podwyżce kwoty wolnej obiecanej przez PiS i Andrzeja Dudę nie mamy jednak co marzyć. Z podwyżki skorzystają jedynie osoby z najniższymi dochodami. Taką podwyżkę mieliśmy już w tym roku. Kwota wolna dla osób z minimalnymi dochodami poszła w górę z 3091 zł do 6600 zł. Większość podatników żadnej zmiany nie miała. Natomiast osoby z wyższymi dochodami straciły część, albo całość kwoty wolnej. Można powiedzieć, że zapłaciły za jej obniżkę dla osób z niskimi dochodami. W przyszłym roku manewr się powtórzy. Kwota wolna dla najsłabiej zarabiających wzrośnie z 6600 do 8000 zł. To jednak tylko z pozoru wygląda na sporą podwyżkę. W praktyce przełoży się na oszczędność dla podatnika w wysokości około 20 zł miesięcznie. - Korzyść z podwyższenia kwoty wolnej odczują szczególnie osoby, które uzyskują niewielkie dochody np. z umów zlecenia czy emerytur i rent  - przyznaje Ministerstwo Finansów.

Więcej oszczędzą twórcy, artyści, dziennikarze. Korzystają oni z prawa do preferencyjnego odliczenia kosztów uzyskania przychodu. To odliczenie jest wyższe niż u innych podatników i sięga 50 proc. przychodu. Kiedyś ta preferencja obejmowała cały przychód twórców, artystów i dziennikarzy. Płacili oni podatek od połowy swoich dochodów. W czasach rządów PO-PSL i walki z nadmiernym deficytem w finansach państwa wprowadzono ograniczenie odliczenia kosztów. Twórca może do nich zaliczyć 50 proc. swoich rocznych przychodów, jednak nie więcej niż 42764 zł. Powyżej tej kwoty żadne odliczenie kosztów już mu nie przysługuje. W przyszłym roku limit ten wzrośnie o 100 proc., do 85528 zł. Może to oznaczać oszczędność podatkową w wysokości nawet kilku tysięcy złotych.

Podatki 2018. Wyższy podatek od najmu

Ta zmiana zaboli osoby, które wynajmują po kilka mieszkań albo drogie nieruchomości. Dziś najem prowadzony poza działalnością gospodarczą może być opodatkowany na dwa sposoby: na tak zwanych zasadach ogólnych, czyli według skali podatkowej ze stawkami 18 i 32 proc. oraz ryczałtem ewidencjonowanym ze stawką 8,5 proc. Popularniejszy jest ryczałt. Ale rząd postanowił trochę zamieszać w opodatkowaniu najmu.

Od początku przyszłego roku 8,5-proc. stawka ryczałtu będzie obejmowała przychody z najmu nieprzekraczające rocznie 100 tys. zł. Nadwyżka przychodów ponad ten limit objęta będzie nową stawką ryczałtu w wysokości 12,5 proc. Limit 100 tys. zł będzie dotyczył łącznie małżonków, między którymi istnieje wspólność majątkowa.

Hasło imprezy brzmi: 'Kundelek też pies' Hasło imprezy brzmi: 'Kundelek też pies' ANNA KRASKO

Podatki 2018. Podatki i opłaty za mieszkanie, ziemię czy psa znów ruszyły w górę

Po raz pierwszy od kilku lat w górę pójdą podatki od nieruchomości, transportu, handlu na targowiskach, wypoczynku w miejscowościach uzdrowiskowych oraz za posiadanie psa. Podwyżka nie będzie duża. Ale będzie. Maksymalne stawki podatków i opłat pójdą w górę o 1,9 proc. Nie ma w tym winy rządu. No może jest niewielka. Po prostu maksymalne stawki podatków i opłat lokalnych podążają za inflacją. Przez jakiś czas mieliśmy deflację, dlatego stawki nie rosły. Teraz to się zmieniło. Ceny towarów i usług znów rosną. A wraz z nimi, niejako automatycznie, bo taki mechanizm zapisano przed laty w ustawie podatkowej, urosną stawki podatków i opłat lokalnych.

I tak na przykład maksymalna dopuszczalna stawka podatku od budynków lub ich części związanych z działalnością gospodarczą wzrośnie z dzisiejszych 22,66 zł za metr kwadratowy powierzchni użytkowej do 23,10 zł. Maksymalny podatek od gruntów związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej wyniesie 91 gr, a nie jak w tym roku 89 gr za metr. Maksymalna stawka podatku od nieruchomości pobieranego od każdego metra kwadratowego powierzchni użytkowej domu czy mieszkania wzrośnie z 75 gr do 77 gr.

Maksymalna roczna stawka podatku od środków transportu w przypadku samochodu ciężarowego o dopuszczalnej masie całkowitej 3,5-5,5 tony wzrośnie w przyszłym roku do 819,59 zł, dziś jest to o blisko 15 zł mniej. W przypadku aut 5,5-9 ton stawka podatkowa wyniesie 1367,26 zł (dziś jest o ponad 25 zł mniej), zaś powyżej 9 ton - 1640,70 zł (dziś o 30 zł mniej). To wszystko stawki roczne.

Stawka opłaty targowej wyniesie 765,94 zł, dziś jest to 751,65 zł. To maksymalna stawka dzienna. W praktyce może być niższa. Pobierana od turystów maksymalna opłata miejscowa, zwana niekiedy klimatyczną, zamiast dzisiejszych 2,17 zł będzie wynosić 2,22 zł. Górna stawka opłaty uzdrowiskowej wyniesie 4,33 zł, a nie jak dziś 4,24 zł. Obie stawki (klimatyczna i uzdrowiskowa) są stawkami dziennymi.

Za psa gminy będą mogły pobrać 121,24 zł opłaty rocznie od jego właściciela. Dziś jest to 118,97 zł.

Stawek podatków i opłat lokalnych jest znacznie więcej. Piszemy tylko o niektórych z nich. Wzrosty dotyczą wszystkich stawek. Ostateczny głos w tej sprawie mają jednak samorządy. Pieniądze zebrane z podatków i opłat lokalnych zasilają ich kasy. I to samorządy decydują, czy nakładają na swoich mieszkańców maksymalne stawki podatków i opłat lokalnych. W wielu przypadkach tak nie jest. Wiele gmin stosuje stawki niższe. - 24 proc. gmin obniża stawki podatku od nieruchomości - takie dane pokazało kilka lat temu Ministerstwo Finansów. Obniżki wprowadziło jednak tylko 8 proc. miast. - Można powiedzieć, że duże miasta biorą tyle, ile mogą - tłumaczył resort finansów.

Gminy, które stosują stawki niższe od maksymalnych, mogą jednak podnieść swoje stawki w przyszłym roku. Nie koniecznie do maksymalnych poziomów, lecz po prostu o 1,9 proc., czyli o tyle, o ile wzrosły rosną one w 2018 r. Tak to z reguły działa.

Prezerwatywy Prezerwatywy MARCIN KLABAN

Podatki 2018. Ceny prezerwatyw w górę

Niemal pewne są podwyżki cen prezerwatyw. To efekt wzrostu nakładanej na nie stawki VAT - z 8 do 23 proc. Ostatecznych decyzji jeszcze nie ma, bo nowe przepisy są jeszcze w parlamencie, ale odwrotu od podwyżki VAT nie ma. Wszystko przez wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z 2015 r. Uznał on, że nie możemy stosować obniżonej stawki VAT na część wyrobów medycznych. W tej grupie obok prezerwatyw mieszczą się m.in. strzykawki, smoczki, butelki na ciepłą wodę. Obniżona stawka VAT obejmować będzie jednak nadal m.in. smoczki dla niemowląt oraz strzykawki używane do podawania leków i pobierania krwi. Stawka 8-proc. obejmować też będzie soczewki i szkła lecznicze i korekcyjne. Natomiast szkła do okularów przeciwsłonecznych będą miały 23 proc. VAT.

Rząd chce, żeby nowe stawki weszły w życie w 7 dni od ogłoszenia w Dzienniku Ustaw. Stałoby się to zatem gdzieś na przełomie roku. Opozycja walczy o odłożenie podwyżek o pół roku. Chce, żeby nowe stawki obowiązywały od początku lipca 2018 r. Szanse na to są jednak małe, bo rząd tłumaczy, że za zwłokę we wprowadzaniu nowych zasad opodatkowania wyrobów medycznych UE może na Polskę nałożyć wielomilionowe kary. Trzeba się więc raczej pogodzić z rychłymi podwyżkami.

Otwarcie galerii handlowej Posnania Otwarcie galerii handlowej Posnania Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl

Podatki 2018. Nowe podatki - duże wydatki

Przez cały rok będziemy płacić ciągle jeszcze stosunkowo świeży podatek bankowy. Rząd chce z niego mieć w 2018 r. aż 4,5 mld zł. Gdy PiS przygotował projekt takiego podatku zapewniał, że nie zostanie on przerzucony na klientów. Oczywiście stało się inaczej. Banki bez kłopotu odbiły sobie nowe obciążenie na klientach. W górę poszły niektóre opłaty, prowizje od kredytów.

Cały czas wisi nad nami widmo podatku handlowego. Jego stosowanie zablokowała wprawdzie Komisja Europejska, jednak rząd ciągle szuka sposobu, jak ów podatek wprowadzić. Liczył, że będzie mu dawał nieco poniżej 2 mld zł rocznie. Oczywiście sklepy obciążone tym podatkiem przerzuciłyby go na klientów. To oznaczałoby kolejne podwyżki cen towarów. Tu na razie jednak możemy spać w miarę spokojnie.

Zamiast podatku handlowego pojawi się natomiast podatek od galerii i centrów handlowych oraz biurowców. Ich właściciele będą oddawać fiskusowi co miesiąc 0,035 proc. wartości swojego obiektu, jeśli jest ona wyższa niż 10 mln zł. -  W praktyce podatek ten obejmie dużych podatników, prowadzących działalność gospodarczą na dużą skalę - twierdzi rząd.

Dolegliwość nowego podatku ma łagodzić możliwość jego odliczenia od zwykłego podatku CIT. Jeśli więc galeria czy biurowiec płacą CIT, to obniżą go o kwotę nowego podatku. Ten uderzy więc we właścicieli tych obiektów, którzy podatku nie płacą, bo mają straty, albo płacą mało, bo zarabiają niewiele. Ministerstwo Finansów uważa, że straty lub niskie dochody, to efekt działań optymalizujących zobowiązania wobec fiskusa, czyli na przykład sztuczne zwiększanie kosztów. Nowy podatek ma więc być czymś na kształt podatku minimalnego, który zapłacą właściciele biurowców i galerii. Jeśli nie płacą podatku dochodowego, to zapłacą przynajmniej podatek od wartości początkowej swoich obiektów. Już dziś płacą od nich podatek od nieruchomości, ten jest jednak dochodem gmin na terenie, których stoi dany obiekt. Podatek od nieruchomości nie zniknie. I oczywiście można sobie wyobrazić, że i w tym przypadku właściciele galerii i centrów handlowych, będą próbowali przerzucić koszty nowego podatku na klientów.

E-papierosy E-papierosy pixabay.com

Podatki 2018. Akcyza dla nowoczesnych palaczy

Rząd chciał, żeby z początkiem przyszłego roku akcyza objęła e-papierosy i nowatorskie wyroby tytoniowe.

- Akcyzą zostanie objęty płyn do papierosów elektronicznych (bez względu na zawartość w nim nikotyny) oraz wyroby nowatorskie, które są substytutem tradycyjnych wyrobów tytoniowych, zawierających w swoim składzie tytoń do palenia (wyrób nowatorski jest podgrzewany przy użyciu specjalnego urządzenia w celu uwolnienia aerozolu zawierającego nikotynę) - tłumaczył rząd.

Akcyza na płyny do papierosów elektronicznych ma wynieść 0,5 zł za 1 mililitr. Stawka akcyzy dla nowatorskich wyrobów do palenia to 141,29 zł za każdy kilogram i 31,41 proc. średniej ważonej detalicznej ceny sprzedaży tytoniu do palenia.

Rząd policzył, że objęcie akcyzą e-papierosów i nowatorskich wyrobów do palenia da budżetowi państwa 75 mln zł rocznie. Jego zdaniem dla przeciętnego palacza e-papierosów będzie oznaczał dodatkowe wydatki w wysokości około 40 zł miesięcznie. Wyliczenie to oparł na założeniu, że palacz zużywa 20 mililitrów płynu tygodniowo. Dla takiego palacza roczny wzrost wydatków to blisko 500 zł.

I gdy wydawało się, że sprawa jest już przesądzona, w Sejmie posłowie posłuchali producentów i ekspertów od rynku tytoniowego i zdecydowali, że w 2018 r., choć akcyza na e-papierosy i wyroby nowatorskie zostanie wprowadzona, to będzie stosowana jej zerowa stawka. To oznaczałoby brak podwyżek cen związanych z podatkiem. Ale to ciągle nie jest przesądzone. Akcyzą na e-papierosy i wyroby nowatorskie zajmuje się bowiem teraz Senat. Dopiero gdy i on zgodzi się na zerową stawkę sprawa będzie ostatecznie rozstrzygnięta.

ZUS ZUS Fot. AG

Podatki 2018. Składka na ZUS w górę i w dół

Rząd zaplanował dla nas jeszcze jedną, bardzo kosztowną podwyżkę. W górę miały pójść składki na ZUS. A to za sprawą likwidacji ograniczenia, które wyłącza pobór tych składek od części wysokich pensji. Dziś składki na ZUS płacimy od wynagrodzeń do poziomu trzydziestokrotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej na dany rok kalendarzowy. Tak ustalona kwota daje w 2017 r. sumę 127890 zł. To limit roczny, brutto. To, co zarobimy do tej kwoty, jest obłożone składkami na ZUS. To co powyżej już nie.

Rząd postanowił znieść to ograniczenie od przyszłego roku, a jego projekt ustawy w tej sprawie poparł Sejm. Likwidacja tzw. progu odcięcia objęłaby 350 tys. najlepiej zarabiających podatników. I tylko w 2018 r. dałaby kasie państwa dodatkowo aż 5,24 mld zł. I to po uwzględnieniu związanych z tą zmianą spadków wpływów z podatków dochodowych oraz składek na ubezpieczenie zdrowotne. Taki ruch dobrze też wypada propagandowo: bogaci mają płacić więcej. Ale plany rządu wywołały protesty pracodawców, którzy alarmowali, że ich koszty zatrudnienia najlepszych pracowników gwałtownie wzrosną. A to dlatego, że część składek za pracowników płacą pracodawcy.

Nie koniec na tym. Likwidacja progu odcięcia składek oznaczałaby też bowiem konieczność wypłaty w przyszłości osobom z wysokimi pensjami, a więc też wysokimi składkami na ZUS, wysokich emerytur. Skoro w ramach składek emerytalnej i rentowej odłożą więcej, to trzeba im będzie potem wypłacić więcej. To oznaczałoby gwałtowny wzrost nierówności emerytalnych.

Pojawiły się też głosy, że część osób z wysokimi dochodami porzuci etaty, przejdzie na samozatrudnienie lub działalność gospodarczą, będzie płacić minimalne składki na ZUS i dodatkowych pieniędzy budżet nie ujrzy. Ba, jego dochody mogą wręcz spaść. W tej sytuacji w Senacie PiS złożył poprawkę, która odkłada likwidację progu odcięcia składek o rok. Poprawkę tę musi jeszcze zaakceptować Sejm. Wszystko wskazuje jednak na to, że na razie podwyżki składek na ZUS nie będzie.

Kto w tej sytuacji zapłaci do budżetu brakujące przeszło 5 mld zł? Tego jeszcze nie wiemy.

Więcej o: