Cóż to była za kradzież! Portal therichest.com przytacza jedną z najbardziej zuchwałych kradzieży początku XX wieku. Skradzionym przedmiotem był najsłynniejszy obraz świata pędzla mistrza da Vinci - Mona Lisa. Jak się okazuje, z Luwru w tamtym czasie można było wynieść wszystko i to bez większego problemu. Jak to się stało, że w 1911 roku słynna Gioconda nagle zniknęła?
Śmiałkiem, który połasił się na słynny obraz był Vincenzo Peruggia, szklarz, który pracował w Luwrze od 1908 roku przy oprawianiu obrazów. - W czasie śledztwa zaznał, że nie planował kradzieży. Po prostu kiedy zobaczył, że nikt nie pilnuje obrazu najzwyczajniej w świecie zdjął go ze ściany i na klatce schodowej wyjął malowidło z ramy. Ukrył je pod płaszczem i jakby nigdy nic wyszedł z muzeum. Następnie przez dwa lata przechowywał je w swym paryskim mieszkaniu w walizce z podwójnym dnem - napisano na portalu ciekawostkihistoryczne.pl
Rabusia schwytano, kiedy chciał sprzedać Mona Lisę na włoskim rynku.
A tak wyglądał Peruggia. Zdjęcie pochodzi z policyjnego archiwum.
Vincenzo Peruggia
Krzyk Edvarda Muncha to obok słynnej Mona Lisy, jeden z najbardziej rozpoznawalnych obrazów na świecie. I on stał się łupem zuchwałych rabusiów.
Munch żył w latach 1863-1944 i w swoim życiu namalował kilka wersji znanego portretu. Na jedną z nich w 2004 roku połasiło się dwóch uzbrojonych mężczyzn w kominiarkach, którzy wykradli Krzyk z Muzeum Muncha w Oslo. Sterroryzowali strażników, następnie wybiegli z łupem i ślad o nich zaginął na dwa lata.
Po tym czasie skradziony obraz się nagle odnalazł, ale nie wiadomo, w jakich okolicznościach.
Buty Manolo Blahnika, czy Louboutin to nic w porównaniu z bucikami Dorotki z Krainy Oz. Czerwone pantofelki z filmu z 1939 roku wycenianie są na 1-2 mln dolarów.
Można je było zobaczyć swojego czasu w Muzeum Judy Garland w Grand Rapids w Minnesocie. Niestety, w 2005 roku buty zaginęły. Śledczy ustalili podobno dwóch podejrzanych, ale do tej pory nie ma mamy żadnych dodatkowych informacji na ten temat.
Gdzie znajdują się słynne buciki Dorotki? Kto je ukradł? Nie wiemy.
To był skok, jakiego świat nie widział. Rembrandt, Vermeer, Degas, Manet... Bezcenne obrazy przepadły jak kamień w wodę.
18 marca 1990 roku. Wczesny ranek. Dwóch mężczyzn w przebraniu policjantów wchodzi do Muzeum Isabelli Stewart Gardner w Bostonie. Musieli wiedzieć, że placówka jest bardzo słabo zabezpieczona. Bez trudu obezwładnili, związali i zakneblowali dwóch niedoświadczonych strażników. A potem przez 81 minut buszowali wśród obrazów, zabierając wybrane dzieła.
Zabrali płótna Rembrandta, Vermeera, Degas, Maneta. Najcenniejsze wśród nich to ''Koncert'' Vermeera, jedno z zaledwie 36 znanych dzieł holenderskiego mistrza, warte 250 milionów dolarów. To nie scena z filmu. To wydarzyło się naprawdę.
W sumie łupem złodziei padło 13 obrazów o wartości co najmniej pół miliarda dolarów! Kradzież była zbyt spektakularna, żeby ktoś próbował je sprzedać. Co się z nimi stało? Do dzisiaj nie wiadomo.
W tej ramie kiedyś był obraz Rembrandta ''Burza na jeziorze Galilejskim''. Fot. Josh Reynolds AP
Koncert'' Vermeera - najcenniejsze ze zrabowanych dzieł, ma wartości co najmniej 250 mln dolarów Fot. AP
Tak, Empire State Building też kiedyś skradziono. Była to jednak kradzież kontrolowana. Wszytko za sprawą dziennikarzy "Daily News", którzy w ciągu 90 minut sfałszowali akt posiadania nieruchomości.
- Prowokacja miała uświadomić urzędnikom, jak wielkiego niedopatrzenia się dopuścili - tłumaczyli pomysłodawcy niecodziennego zajścia. - W miejskich dokumentach panuje olbrzymi bałagan - dodali. I wyjaśnili, że dokumenty były w 100 proc. sfabrykowane.
Wśród urzędników podpisanych pod aktem notarialnym byli tacy eksperci jak Fray Way, gwiazda "King-Konga" czy legendarny rabuś banków Willie Sutton.
Dziennikarze byli właścicielami budynku przez cały jeden dzień, dopóki nie ujawnili przekrętu. "Cena" Empire State Building szacowana jest na ok. 2 mld dolarów.
Saliera oznacza po włosku solniczkę, ale obecnie ta nazwa zarezerwowana jest i tylko wyłącznie dla jednego dzieła. Złotej solniczki nazywanej "Mona Lisą rzeźby".
Saliera została wykonana przez Benvenuto Celliniego, włoskiego rzeźbiarza i złotnika w XVI w. na zamówienie króla Francji Franciszka I. Według ekspertów jej cena na rynku może sięgać nawet 65 mln dolarów.
Jednak i ona padła ofiarą zuchwałej kradzieży. W nocy z 10 na 11 maja 2003 w czasie remontu fasady muzeum Saliera została skradziona przez pracownika technicznego Roberta Manga. Za pomoc w jej odnalezieniu muzeum oferowało nagrodę w wysokości 70 000 euro.
Trzy lata później udało się ją odnaleźć - była zakopana w ołowianym pojemniku, w lesie w Austrii. Sprawca kradzieży twierdził, że miał na celu jedynie dowiedzenie nieskuteczności muzealnych alarmów. Sąd nie dał wiary tym wyjaśnieniom i skazał sprawcę na 4 lata więzienia.
Ta kradzież wydaje się nam szczególnie zuchwała. Można ukraść pantofle Dorotki z Krainy Oz, złotą solniczkę czy dzieła sztuki. Ale 1360 kg dzwon z buddyjskiego klasztoru to już jest naprawdę niemały wyczyn.
Do kradzieży doszło w mieście Tacoma w stanie Waszyngton w USA. Lokalna policja doszła do wniosku, że jeśli złodzieje nie byli superbohaterami z nieziemskimi mocami, to musieli przynajmniej użyć podnośnika widłowego i ciężarówki, aby olbrzymi dzwon ukraść. Mogłoby się też wydawać, że w tak cichym miejscu jak świątynia ktoś powinien coś usłyszeć. Ku zdziwieniu mnichów jednak nikt nic nie słyszał, ani nie widział.
Mieszkańcy klasztoru nie byli w stanie ocenić wartości skradzionego mienia, jednak jak sami przyznali dzwon wykonany w Wietnamie, był dla nich bezcenny. Zguba znalazła się trzy lata później, gdy ktoś próbował ją sprzedać na złom. Niedoszły kupiec udał się prosto na policję i w ten sposób złapano złodziei.
Na taką garderobę trzeba sobie zapracować. Ma trzy piętra, ponad 300 m2 powierzchni i niezliczoną ilość najdroższych torebek, butów Louboutina, sukienek i dodatków wartych grubo ponad 2 mln dolarów.
"Największa szafa świata", jak okrzyknęły ją media, należy do 52-letniej Theresy Roemer, bizneswoman i byłej Miss Teksasu. Kolekcję kompletowała przez 30 lat.
Niestety, na początku sierpnia tego roku Roemer została okradziona. Gdy kobiety i jej męża nie było w domu, włamywacze zakradli się przez okno w łazience. Jak sama później przyznała właścicielka, zapomniała ona zamknąć okna i włączyć alarm. - Zabrali nie tylko markowe ubrania i akcesoria, ale także medalik z kosmykiem włosów mojego zmarłego syna. To jedyne co mi po nim pozostało, a teraz tego nie mam - żaliła się w rozmowie z "Houston Chronicle".
Dochodzenie trwa. Na razie sprawców nie udało się złapać.
Rzadko się zdarza, że temat paleontologii trafia na pierwsze strony gazet całego świata. Wyjątkiem są jakieś niezykłe odkrycia naukowców. Tym razem było jednak inaczej.
Cztery lata temu świat obiegła wiadomość, że niejaki Eric Prokopi z Florydy wykradł kości ponad połowy z tuzina szkieletów dinozaurów z Mongolii o wartości ok. 1 miliona dolarów. Udało mu się przemycić je do Stanów Zjednoczonych. Wpadł jednak w ręce policji, kiedy chciał sprzedać szczątki na aukcji.
FBI nazwała Prokopiego "jednoosobowym czarnym rynkiem skamieniałości" z uwagi na skalę kradzieży.
Co może dziwić, sprawca dostał zaskakująco niski wyrok - tylko miesiąc więzienia. Kości zostały zwrócone do Mongolii.
Ta sprawa znajduje się na TOP 10 kradzieży dzieł sztuki sporządzanej przez FBI.
W październiku 1995 roku z mieszkania słynnej skrzypaczki Eriki Morini skradziono skrzypce Stradivariusa z 1727 warte 3,5 miliona dolarów.
Nikt nie wie, dlaczego je tak naprawdę skradziono, ponieważ, jak tłumaczą śledczy, dla takich antyków czarny rynek nie istnieje i każdą próbę sprzedaży łatwo byłoby wyśledzić. Sama Morini zmarła w wieku 91 lat, kiedy dokonano zuchwałego napadu, co jeszcze bardziej utrudniło całe śledztwo.
Do dzisiaj sprawy kradzieży skrzypiec nie rozwiązano.