Autorzy pierwotnego projektu o zakazie handlu w niedzielę (firmowali go przede wszystkim związkowcy) w czwartek mają złożyć w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej propozycje zmian w ustawie informuje "DGP".
Wśród nich znajdzie się między innymi budząca wiele emocji kwestia handlu na dworcach. Zgodnie z ustawą, jest on możliwy pod warunkiem, że dotyczy bezpośredniej obsługi podróżnych. Posiłkując się interpretacją Państwowej Inspekcji Pracy, sieć Biedronka otworzyła w dwie marcowe niedziele handlowe kilka swoich sklepów na terenie dworców, m.in. na Dworcu Centralnym w Warszawie. Związkowcy chcą między innymi ograniczenia powierzchni sklepów, które będą mogły handlować na dworcach w niedziele objęte zakazem, co w praktyce uniemożliwiłoby taką działalność supermarketom.
Najwięcej uwagi poświęcono jednak innej kwestii - nocnym zmianom, które niektóre sieci sklepów wprowadziły z niedzieli na poniedziałek, by przygotować się do handlu po jednodniowej przerwie. Związkowcy chcą, by nie były one możliwe. Proponują, by wprowadzić definicję weekendowej doby pracowniczej - miałaby zaczynać się w sobotę o godzinie 00.00, a kończyć w poniedziałek o 5.00 rano.
Zgodnie z ustawą, handel (i działalność z nim związana) zakazany jest do północy w niedziele. Tesco zdecydowało, że część sklepów będzie zaczynać poniedziałkową zmianę już 15 minut po północy w niedzielę. Na podobny krok zdecydowała się Biedronka, która nie wprowadziła go jednak w całej sieci.
Jeronimo Martins Polska wyjaśnia gazecie, że wszelkie zmiany w regulaminie pracy wprowadzono zgodnie z prawem. Nie zgadzają się z tym przedstawiciele pracowników. Związkowcy z Organizacji Zakładowej NSZZ "Solidarność", Komisji Międzyzakładowej WZZ Sierpień '80 oraz KZ NSZZ Solidarność '80 działających w Biedronce zgłosiły jednak sprawę do Państwowej Inspekcji Pracy. Teraz ma zostać przeprowadzona kontrola, której wyniki poznamy do końca kwietnia.
Czytaj też: Znaleźli legalny sposób na zakaz handlu w niedziele. "Ustawa tego nie zabrania"
To nie wszystkie propozycje Komitetu Ustawodawczego, więcej na ten temat pisze "Dziennik Gazeta Prawna" tutaj.
Pomysł ograniczenia handlu w niedziele wyszedł od obywatelskiego komitetu inicjatywy ustawodawczej, w którym istotną rolę odegrała NSZZ "Solidarność". Projekt ustawy trafił do Sejmu we wrześniu 2016 roku. Prace nad nim trwały ponad rok, w tym czasie wiele zapisów mocno się zmieniło. Sejm przyjął ustawę w listopadzie 2017 roku, w styczniu 2018 roku podpisał ją prezydent. Nowe prawo obowiązuje od 1 marca, pierwszą niedzielą objętą zakazem była ta z 11 marca.
Ogólnie można przyjąć, że handel dozwolony jest w pierwszą i ostatnią niedzielę miesiąca (w tym roku, w kolejnych stopniowo takich niedziel będzie coraz mniej), ale z powodu świąt ten kalendarz bywa nieco skomplikowany. Jeszcze trudniej jest interpretować przepisy. W ustawie zapisano wiele wyjątków od zakazu. Mimo wskazówek opublikowanych przez Państwową Inspekcję Pracy i Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, pozostają wątpliwości co do tego, kto i na jakich zasadach może prowadzić handel w niedziele objęte zakazem.
Przedstawiciele resortu pracy zapowiadali już, że w razie potrzeby ustawa o zakazie handlu w niedziele będzie nowelizowana. Szef "Solidarności" mówił niedawno, że Polacy do zamkniętych w niedzielę sklepów się przyzwyczają. - Ta sytuacja, z którą mamy do czynienia od 11 marca, jest kierunkiem dobrym, a nawet bardzo dobrym. Społeczeństwo się do tego przyzwyczai i uważam, że powinniśmy się zająć już kolejnymi etapami, czyli dostosować się do tego, aby kolejne grupy mogły także odpoczywać w niedziele w domu i być rodzinami - mówił Piotr Duda.
Z pierwszych, wstępnych badań wynika, że rzeczywiście się tak dzieje i Polacy robią więcej zakupów w piątki i soboty. Według raportu firmy analitycznej IQS, w marcu, w porównaniu z lutym, liczba osób, które robią zakupy w piątek wzrosła z 18 do 22 proc., a w sobotę z 18 do 21 proc.
+++