Rząd przyjął aktualizację programu konwergencji. To główna część Wieloletniego Planu Finansowego Państwa na lata 2018-21. Dokument ten przed końcem kwietnia prześle Komisji Europejskiej. - Aktualizacja programu konwergencji nie uwzględnia zapowiedzi z "piątki Morawieckiego" - przyznała we wtorek w czasie spotkania z dziennikarzami minister finansów Teresa Czerwińska.
Minister opowiadała o szczegółach dokumentów, które rząd przygotował dla Brukseli. - To swego rodzaju coroczny raport o kondycji gospodarki, a także program finansowy państwa na najbliższe trzy lata - mówiła szefowa resortu finansów.
Dziennikarze dociekali, dlaczego w związku z tym nie ma w nim najnowszych obietnic rządu, których koszt to kilkanaście miliardów złotych. - Propozycje padły, gdy dokumenty dla Brukseli były już gotowe - tłumaczyła min. Czerwińska.
Przekonywała, że na razie większość tych obietnic nie została jeszcze zapisana w projektach ustaw, więc ich ostateczny kształt, a co za tym idzie koszty, nie są jeszcze znane. - Pewna jest wyprawka szkolna. Ona będzie najszybciej realizowana. Koszt to 1,4 mld zł rocznie - mówiła szefowa Ministerstwa Finansów.
Tłumaczyła też, że najbardziej kosztowne programy rozłożone będą na kilka lat. Tak ma być z programem Dostępność+ dla seniorów, którego wartość szacowana jest na 23 mld zł (z tym, że część pokryć mają pieniądze unijne). Nowy fundusz dróg lokalnych kosztować ma wprawdzie 5 mld zł, ale koszt ten także rozłożony ma być na lata. Obniżka składek do ZUS dla mikroprzedsiębiorców oraz obniżka CIT z 15 do 9 proc. dla małych podatników, to z kolei koszt ok. 1 mld zł rocznie. W sumie na ich sfinansowanie potrzeba kilku miliardów złotych rocznie.
- Możemy znaleźć pieniądze na sfinansowanie tych programów. Będziemy ich szukać - zapewniła min. Czeerwińska.
Niespodzianką dla Ministerstwa Finansów była też najwyraźniej zapowiedź wprowadzenia daniny solidarnościowej. Premier Mateusz Morawiecki chce, żeby bogaci zapłacili nowy podatek, z którego finansowana byłaby pomoc dla osób niepełnosprawnych i ich opiekunów.
- Nie mamy jeszcze gotowego projektu. Dopiero o tym dyskutujemy. Podjęliśmy analizy - stwierdziła Teresa Czerwińska. We wtorek miała się w tej sprawie spotkać z minister rodziny i pracy Elżbietą Rafalską. Przynajmniej dwa warianty daniny solidarnościowej mają być gotowe do połowy maja. Potem zapadnie decyzja, który realizować.
Min. Czerwińska tłumaczyła, że potrzebnych jest 600 mln zł na podniesienie zasiłku i renty socjalnej. Z kolei ok. 5 mld zł ma zasilić nowy fundusz solidarnościowy. To tu trafią pieniądze z daniny solidarnościowej. Będą wydawane na wsparcie osób niepełnosprawnych.
Teresa Czerwińska mówiła, że Ministerstwo Finansów zastanawia się, ile osób powinien objąć nowy podatek. Wspomniała tu o 0,5 proc. najbogatszych podatników. Mówiła też, że może chodzić o 40-50 tys. osób. Jeśli miałyby one płacić co roku dodatkowo łącznie 5 mld zł podatku, to łatwo policzyć, że oznaczałoby to, iż musi on sięgnąć co najmniej 100 tys. zł rocznie na osobę. - Konstrukcja tej daniny musi być bardzo starannie przemyślana - mówiła Teresa Czerwińska. Chodzi o to, by nowy podatek nie zachęcił objętych nim osób, do ukrywania dochodów i ucieczki przed fiskusem.
Dziennikarze pytali min. Czerwińską czy z budżetem państwa jest tak źle, że nie można w nim znaleźć pieniędzy dla osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. - Po co ten podatek solidarnościowy - dopytywali. - To nie kwestia budżetu - odpowiedziała szefowa resortu finansów. Tłumaczyła, że chodzi o rozwój koncepcji państwa solidarnościowego. O solidarność pomiędzy grupami lepiej sytuowanych obywateli, a tymi słabszymi. - Dlatego nie sięgamy po istniejące pieniądze - wyjaśniła minister.
Minister dużo mówiła też o stanie gospodarki i rządowych prognozach gospodarczych na najbliższe lata. Tłumaczyła, że priorytetem rządu jest utrzymanie stabilności finansów publicznych.
Nasza gospodarka ma się wciąż szybko rozwijać. Rząd nie spodziewa się osłabienia koniunktury. W latach 2018-19 nasze PKB ma rosnąć w tempie 3,8 proc. rocznie. W 2020 r. wzrost gospodarczy ma wynieść 3,7 proc., zaś rok później 3,6 proc.
Stopniowo kurczyć ma się deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych. W tym roku ma wynieść 2,1 proc. PKB, zaś w 2012 r. już tylko 0,7 proc. Także dług sektora liczony w relacji do PKB ma maleć. Rząd przewiduje, że w tym i w przyszłym roku wyniesie 50,4 proc. PKB, ale w 2021 r. 46 proc. Stopa bezrobocie ma spaść z 4,2 proc. w tym roku, do 3,3 proc. w 2021 r. Natomiast inflacja w tym i w przyszłym roku ma wynieść 2,3 proc. zaś w kolejnych dwóch latach 2,5 proc.
Minister Czerwińska przekonywała, że perspektywy dla polskiej gospodarki są dobre. I że rząd założył ostrożny scenariusz makroekonomiczny. - Wielu ekonomistów i instytucji finansowych, ma dla nas wyższe prognozy wzrostu - zwracała uwagę.
- 12 krajów unijnych ma nadwyżki budżetowe. Polska ma wysoki deficyt. Znacznie wyższy od średniej unijnej. Czy przy wysokim wzroście gospodarczym także my nie powinniśmy mieć nadwyżki? - pytali dziennikarze. - Dążymy do zrównoważonego budżetu. Ale to jest proces, pewna ścieżka dojścia - odpowiadał wiceminister finansów Leszek Skiba. Przekonywał, że Polska jest jednym z krajów, które najszybciej obniżają dług i jednym z 12-13 krajów, które utrzymują dług w relacji do PKB na poziomie niższym niż 60 proc.
T. #Czerwińska o Programie Konwergencji: Perspektywy dla gospodarki są dobre. Mamy znakomitą sytuację na rynku pracy i spadające bezrobocie do 4,2% w 2018 z 4,9% w 2017. Luka w #podatki była mniejsza o 6pp. w 2017, dochody z #VAT wzrosły o 30 mld zł. Luka 14% to już średnia UE. pic.twitter.com/1mFpWvCXX2
- Ministerstwo Finansów (@MF_GOV_PL) 24 kwietnia 2018
W dokumentach przygotowanych dla KE rząd pochwali się efektami ściągalności podatków.
- Lata 2016-17 były najbardziej spektakularne w obniżaniu luki w VAT [luka to różnica między tym, co z podatku powinno spłynąć do kasy państwa, a tym co faktycznie doń spłynęło]. Dzięki temu od 2016 r. nastąpił silny wzrost dochodów podatkowych budżetu - mówiła Teresa Czerwińska.
W 2017 r. wyniosły one 21 proc. PKB, co oznacza wzrost o 0,4 pkt. proc. Resort finansów twierdzi, że dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego, do budżetu ściągnięto w zeszłym roku o 30 mld zł więcej, niż rok wcześniej. W ciągu tych dwóch lat przyrost dochodów z VAT sięgnął 33,7 mld zł. W 2017 r. luka w VAT uległa ograniczeniu o 6 pkt. proc., ale wciąż jest wysoka i sięga ok. 25 mld zł, czyli 14 proc. potencjalnych wpływów. Ministerstwo Finansów zwraca uwagę, że jest to już wynik zbliżony do średniej europejskiej. - Mamy jeszcze przestrzeń do dalszej poprawy ściągalności podatków - mówiła min. Czerwińska.
Przyznała jednak, że w kolejnych latach efekty dalszego uszczelniania podatków nie będą już tak spektakularne. W tym roku mają wprawdzie przynieść jeszcze 10,6 mld zł, ale w 2019 r. już tylko dodatkowe 5,9 mld zł. W dwóch następnych latach będą to odpowiednio 4 i 2 mld. Resort finansów ocenia łączny skutek realizacji dotychczasowych, i tych planowanych na lata 2018-2021, działań uszczelniających na ok. 1 pkt proc. PKB.
Wśród działań, które pomogły i będą pomagać ściągnąć do budżetu dodatkowe podatki wymienia m.in. JPK, pakiet paliwowy, mechanizm podzielonej płatności w VAT, ograniczenie stosowania mechanizmów agresywnego planowania podatkowego.
- Zejście z luką poniżej 10 proc. będzie trudne - przyznała jednak szefowa Ministerstwa Finansów.
Rząd spodziewa się silnego przyrostu inwestycji publicznych w latach 2018-19. Ma to oczywiście związek z wykorzystaniem pieniędzy unijnych.
- Mamy rok wyborczy. Samorządy staną na głowach żeby realizować inwestycje - przekonywał Sławomir Dudek, dyrektor departamentu polityki makroekonomicznej w Ministerstwie Finansów.
O szybko rosnących inwestycjach już świadczą jego zdaniem dane z sektora budowlanego, a także dane o stopniu wykorzystanie pieniędzy unijnych i liczbie podpisywanych kontraktów na inwestycje.
W dokumentach rządu dla KE nie ma zapowiedzi zniesienia ograniczenia, które wyłącza pobór składek na ZUS od części wysokich pensji. Dziś składki na ZUS płaci się od wynagrodzeń do poziomu trzydziestokrotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej na dany rok kalendarzowy. Od zarobków powyżej tego limitu składki nie są odciągane. Rząd chciał to ograniczenie zlikwidować tak, by osoby z wysokimi zarobkami płaciły więcej na ZUS. Ustawa w tej sprawie została nawet uchwalona, ale z powodu wątpliwości, co prawidłowości głosowań w Senacie, prezydent odesłał ją do Trybunału Konstytucyjnego. Ostatecznie nowe przepisy na razie nie weszły w życie.
- Nie ma wyroku Trybunału Konstytucyjnego, dlatego nie ujęliśmy tego w naszych planach - mówiła Teresa Czerwińska. - Jesteśmy tu jednak przygotowani na każdą sytuację - dodała.
Jeśliby się więc okazało, że limit odcięcia można zlikwidować i taka decyzja zapadnie, to resort finansów będzie zadowolony, gdyż da to budżetowi dodatkowe 5,5 mld zł. Jeśli likwidacji nie będzie, będzie sobie musiał poradzić bez tych pieniędzy. Na razie ich nie zaplanował.
W dokumentach rządu znalazła się za to zapowiedź wprowadzenia nowego planu emerytalnego. Rząd chce lekko przymusić Polaków do dodatkowego oszczędzania na emerytury. Wszyscy pracownicy mają być zapisani obowiązkowo do Pracowniczych Planów Kapitałowych. Trafią tam pieniądze z dodatkowych składek od ich pensji. Swoje będą musieli dorzucić im także pracodawcy. Trochę dołoży się też budżet państwa. Jeśli komuś ten system się nie spodoba, będzie się mógł z niego wypisać. Ale po jakimś czasie, znów zostanie zapisany. I jeśli ponownie się nie wypisze, składki od jego pensji zaczną być pobierane.
Ministerstwo Finansów policzyło, że jeśli PPK wejdą w życie w 2019 r., to koszt tego rozwiązania dla sektora finansów publicznych wyniesie 1,3 mld zł. A w 2021 r. urośnie do 2,8 mld zł. Coraz częściej mówi się jednak, że uruchomienie PPK opóźni się. Na razie projektu ustawy nie przyjął jeszcze rząd. Dopiero po tym jak to zrobi, trafi on do parlamentu.
- Trzymamy się terminu 1 stycznia 2019 r. - powiedziała we wtorek Teresa Czerwińska. - Ale on się robi coraz bardziej napięty - przyznała.