Słupek na mierzei, stępka w stoczni i lotnisko w Radomiu nie pomogły. PiS przegrał pomimo gigantycznych obietnic

Prawo i Sprawiedliwość przegrało wybory na prezydentów największych polskich miast. Kandydatom partii rządzącej nie udało się wygrać nawet w mniejszych miastach, tam, gdzie politycy obiecywali mieszkańcom wielkie inwestycje.
Stocznia Szczecińska, pochylnia Wulkan, wodowanie kadłubu 60-metrowego jachtu Stocznia Szczecińska, pochylnia Wulkan, wodowanie kadłubu 60-metrowego jachtu Fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Wyborcza.pl

Szczecin, Gdańsk i stocznie

W Szczecinie wybory na prezydenta miasta wygrał Piotr Krzystek - już po raz czwarty. Jego przewaga nad kandydatem PiS była miażdżąca. Według wyników wyborów samorządowych opublikowanych na stronie PKW zdobył 100 465 głosów, czyli 78,22 proc., Bartłomiej Sochański zebrał 27 966 głosów - 27,78 proc.

Stało się tak mimo że politycy PiS zapowiadali wielkie inwestycje w stocznię i nie tylko. W połowie września, podczas regionalnej konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Szczecinie, premier Mateusz Morawiecki zapowiedział odbudowanie przemysłu stoczniowego w tym mieście, rozbudowę terminala LNG w Świnoujściu, co ma kosztować poniżej 1 mld zł oraz pogłębienie toru wodnego z Świnoujścia do Szczecina za 1 mld zł.

W październiku lokalni politycy PiS, w tym kandydat na prezydenta miasta Bartosz Sochański, brali udział w wodowaniu wielkiego jachtu. Jak przypomina szczecińska "Gazeta Wyborcza", jacht dla niemieckiego odbiorcy zbudowała prywatna firma GK Steelcon, a Stocznia Szczecińska sama nie produkuje i nie remontuje statków, zajmuje się przede wszystkim dzierżawą majątku.

W czerwcu ubiegłego roku w Szczecinie odbyła się uroczystość położenia stępki pod budowę nowego promu dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. Rok później w tej sprawie wciąż niewiele się dzieje, nie ma nawet projektu technicznego. Zresztą, hasło odbudowy przemysłu stoczniowego PiS wykorzystał już w kampanii przed wyborami parlamentarnymi z 2015 roku. Wygląda na to, że mieszkańców Szczecina obietnice te nie przekonują.

Także w Gdańsku kandydat PiS, młody, wchodzący dopiero do polityki Kacper Płażyński, przegrał w drugiej turze z urzędującym już 20 lat Pawłem Adamowiczem. Adamowicz dostał 129 683 głosów, czyli 64,80 proc., Płażyński zebrał 70 432 głosów, co dało 35,20 proc. Gdańskim przemysłem stoczniowym PiS także lubi się chwalić. Pod koniec sierpnia Agencja Rozwoju Przemysłu odkupiła udziały w Stoczni Gdańsk i GSG Towers od Gdańsk Shipyard Group, kontrolowanej przez ukraińskiego oligarchę Sierhija Tarutę. O tej repolonizacji było głośno w związku z tablicą, która przy tej okazji miała się tam pojawić i upamiętniać udział braci Kaczyńskich w strajku, ostatecznie jej nie odsłonięto. ARP ma teraz zająć się ratowaniem podupadającego zakładu.

Elbląg Elbląg fot. Konstantin Tronin/ Shutterstock

Elbląg i przekop Mierzei Wiślanej

Także Elbląga nie udało się Prawu i Sprawiedliwości odbić z rąk dotychczasowego prezydenta. Witold Wróblewski w drugiej turze wyborów samorządowych dostał 27 724 głosów, czyli 72,01 proc. Jego kontrkandydat z PiS Jerzy Wilk (też już kiedyś był prezydentem Elbląga) zebrał 10 776, co dało 27,99 proc.

Tuż przed pierwszą turą wyborów samorządowych o Elblągu zrobiło się głośno z powodu Mierzei Wiślanej. Prezes PiS Jarosław Kaczyński razem z ministrem gospodarki morskiej Markiem Gróbarczykiem oraz Jerzym Wilkiem w symboliczny sposób rozpoczął przekop mierzei, wkopując na plaży ostatni słupek geodezyjny.

Powstały kanał wraz z torem wodnym ma połączyć Zatokę Gdańską z Elblągiem, dzięki czemu to miasto stanie się portem uzupełniającym wobec gdańskiego i gdyńskiego.

Ale formalnie budowa kanału jeszcze nie może się zacząć, na razie trwają prace przygotowawcze. Inwestycja nie ma zgody środowiskowej, pozwolenia na budowę ani wybranego wykonawcy. Przy tej okazji przypominano, że to nie pierwszy raz, kiedy politycy zaczynają przekop, a temat wypływa przy kolejnych wyborach. Zresztą, słupek niedługo później zniknął. Jak podało Radio ZET, powołując się na Urząd Morski w Gdyni, płytko wkopany słupek został prawdopodobnie zabrany przez morze podczas sztormu.

Według części ekspertów uczynienie z Elbląga portu morskiego nie ma żadnego ekonomicznego sensu. Inwestycja o szacowanej wartości 880 mln zł może dać korzyści regionowi, chociażby w postaci miejsc pracy w trakcie samej budowy.

Lotnisko w Radomiu Lotnisko w Radomiu Fot. Andrzej Michalik

Radom i reanimacja lotniska

W Radomiu prezydentem miasta zostanie obecnie sprawujący to stanowisko Radosław Witkowski. Zdobył on 46 650 głosów, czyli 53,83 proc. Wygrał w ten sposób z kandydatem PiS Wojciechem Skurkiewiczem, choć nie było to miażdżące zwycięstwo. Skurkiewicz, który pełni teraz stanowisko wiceministra obrony narodowej, zebrał 40 013 głosów, co dało 46,17 proc.

Radom był w ostatnim okresie kampanii w centrum uwagi polityków rządzącej partii. Tuż przed rozpoczęciem ciszy wyborczej przed pierwszą turą wyborów, minister infrastruktury uroczyście otwierał zachodnią obwodnicę miasta, która stanowi fragment trasy S7. Z nowej drogi mieszkańcy miasta się ucieszą (i nie tylko oni). Budujący obiecywali, że będzie gotowa przed Wszystkimi Świętymi, ale udało się ją ukończyć jeszcze przed wyborami. Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk wykorzystał tę okazję (i w sumie trudno mu się dziwić), żeby zapowiedzieć, że rząd w przyszłym roku wyda ponad 6 mld zł na drogi samorządowe.

Ale Radom zasłynął przede wszystkim z innej wielkiej inwestycji. 13 października Przedsiębiorstwo Państwowe "Porty Lotnicze" oficjalnie przejęło radomskie lotnisko. Port, z którego teraz nikt nie lata, ma stać się lotniskiem zapasowym dla warszawskiego Lotniska Chopina i w pierwszym etapie obsługiwać około 3 mln pasażerów rocznie, a docelowo nawet 9-10 mln. To jednak będzie kosztować, łączne wydatki zbliżą się do 1 mld zł, choć część ekspertów uważa, że ta kwota może być wyższa.

Radom nie dostanie tej inwestycji za darmo. Przez 20 lat będzie musiał spłacić PPL łącznie 350 mln zł. Część ekspertów powątpiewa w ekonomiczny sens tej rozbudowywania lotniska (de facto budowania go od nowa). Tuż przed wyborami minister w kancelarii premiera Marek Suski wsławił się wypowiedzią, że Polacy zazwyczaj podróżują na południe Europy, więc z położonego na południe od Radomia będą mieli krótszą drogę.

Elektrownia Ostrołęka Elektrownia Ostrołęka Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl

Ostrołęka i wielka elektrownia

Ostrołękę czeka zmiana: dotychczasowego burmistrza z PiS, Janusza Kotowskiego, który rządził miastem 12 lat, zastąpi Łukasz Kulik. Kulik otrzymał 14 898 głosów, co dało 64,49 proc. Na Janusza Kotowskiego oddano 8202 ważnych głosów czyli 35,51 proc.

Przedwyborcze wbijanie łopat w Ostrołęce dotyczyło energetyki. Nowa elektrownia (a dokładnie nowy blok w istniejącej już Elektrowni Ostrołęka) ma być ostatnią budowaną elektrownią węglową w Polsce. To gigantyczna inwestycja o wartości 6 mld zł brutto. Przetarg na wykonanie bloku na początku roku wygrało konsorcjum firm GE i Alstom. Przed pierwszą turą wyborów nie było jednak pewności co do całego finansowania, ale politycy wbijali łopaty na budowie, choć wtedy trwały tam tyko prace przygotowawcze, w tym uzgadnianie dokumentacji. Minister energii zapewnia, że finansowanie jest domknięte, zaangażowane w inwestycję spółki państwowe Enea i Energa na razie nie podają szczegółów. Nie ma też polecenia rozpoczęcia prac, ma zostać ono wydane do końca roku. Jak już realizacja inwestycji realnie ruszy, ma dać 2500 miejsc pracy.

Jak na razie przeciwko budowie Ostrołęki C złożono pierwszy na świecie pozew klimatyczny. Prawnicy organizacji Client Earth chcą stwierdzenia nieważności uchwały walnego zgromadzenia akcjonariuszy Enei w sprawie decyzji o budowie bloku (by to zrobić, Client Earth kupił akcje Enei). Ich zdaniem inwestycja nie ma finansowania, a także nigdy się nie zwróci. Ryzyko opłacalności jest według Client Earth związane z polityką klimatyczną.   

Więcej o: