NASA już w w 2014 roku ogłosiła oficjalnie plany podboju Marsa. Ku zdziwieniu tych, którzy spodziewali się powrotu na Księżyc, przedstawiciele amerykańskiej agencji roztoczyli niezwykle odważne plany podboju kosmosu.
Załogowa misja ma trafić na Czerwoną Planetę w latach 30. tego wieku. Nim jednak to nastąpi, ludzkość musi wykonać cały szereg drobnych kroków. Najpierw astronauci muszą zaliczyć trening na pokładzie kapsuł okrążających Ziemię - takich jak Orion, która wystartowała 4 grudnia 2014.
Następny etap misji to planetoida. NASA chce, by astronauci dotarli Orionem na powierzchnię takiego obiektu w 2025 roku. Wcześniej jednak agencja planuje... przejęcie asteroidy i skierowanie go na orbitę Księżyca. W celach treningowych. Jak wyjaśnia Washington Post, mamy tego dokonać za pomocą zrobotyzowanego statku kosmicznego.
Trzeci etap planów związanych z podbojem Marsa to sfinalizowanie prac na całkowicie nową rakietą nośną. Space Launch System ma być gotowy w roku 2018. Jego podstawowa zaleta to gigantyczna moc - za jednym startem wyniesie na orbitę nawet 150 ton ładunku.
Przedostatni krok podboju Czerwonej Planety to podróż na jej orbitę - to stamtąd na powierzchnie trafią misje załogowe.
Gigantyczne plany NASA wymagają zaangażowania sporej rzeszy specjalistów. Stąd pomysł, by rekrutować ich również za pomocą chwytliwych plakatów. NASA potrzebuje przede wszystkim odważnych eksploratorów, ale niezbędni są też technicy, inżynierowie, geodeci. A nawet... ogrodnicy. Jak widać, Amerykanie mają naprawdę wielkie ambicje.
Ich spełnienie będzie jednak wymagać równie wielkich pieniędzy. Tylko kapsuła Orion i system Space Launch System mają kosztować 22 miliardy dolarów. A to przecież "najłatwiejsze" kroki, jakie musi postawić ludzkość na drodze do podboju kosmosu.
We wrześniu zeszłego roku dotarła do nas niesamowita informacja. NASA ogłosiła, że na powierzchni Marsa płynie woda. Co prawda okresowo, ale jednak. Pomimo potężnego mrozu panującego na planecie udaje jej się utrzymać stan ciekły i kształtować powierzchnię.
To daje nadzieję na skuteczną hodowlę roślin na Marsie - może zamiast wytwarzać wodę samodzielnie, udałoby się znaleźć jej niezależne źródło. Otwartym pytaniem pozostaje jednak to, czy na marsjańskiej glebie wyrośnie cokolwiek, co nie zaszkodzi człowiekowi. W marcu tego roku naukowcy z Holandii postanowili sprawdzić, czy gdybyśmy jednak zdecydowali się na kolonizację Marsa, byłaby szansa, by tamtejsza gleba dała nam plony. Badacze stworzyli w laboratorium glebę o identycznym składzie jak ta na Marsie.
Na "marsjańskiej ziemi" wyhodowano m.in. żyto, pomidory, por, groszek, rzodkiewki, szpinak, szczypiorek, rzeżuchę, komosę ryżową. Rośliny nie były tak dorodne jak ziemskie, jednak urosły. Wydaje się, że to sukces, ale z roślinami jest pewien problem. Zawierają zbyt dużo metali ciężkich. Nie wiadomo, czy ich spożywanie w dłuższej perspektywie nie byłoby dla ludzi szkodliwe.
NASA nie pierwsza ogłasza plan podboju Marsa, chociaż z oczywistych względów to właśnie w możliwości amerykańskiej agencji należy wierzyć najbardziej.
Mniej wiary pokładać można w inne projekty, które związane są z planami podboju Czerwonej Planety. Jednym z nich jest Mars One. Twórcom udało się przykuć uwagę mediów i olbrzymią rzeszę osób zainteresowanych wyprawą.
Niestety z ustaleń niezależnych dziennikarzy wynika, że organizacja stojąca za misją skupia się w zasadzie tylko na pobieraniu od ochotników opłat.
"Mars One nie ma w zasadzie żadnych pieniędzy. Nie ma żadnych umów z firmami związanych z aeronautyką czy technologią, która pozwalałaby wybudować coś na Marsie. Mars One nie ma też partnera telewizyjnego, który zająłby się dokumentacją projektu. Fundacja nie planuje też żadnych ćwiczeń dla uczestników projektu - kandydaci mają przygotowywać się samodzielnie. Mars One przeprowadza finalne rozmowy z kandydatami na kolonizatorów przez Skype, zamiast szczegółowych pytań i testów zadaje pytania natury ogólnej. Rozmowa trwa dziesięć minut." - wyjaśniał w swym materiale portal Medium.
Ważną osobistością branży kosmicznej, która wyraża swoje zainteresowanie wyprawą na Marsa, jest Elon Musk. Ten multidyscyplinarny multimiliarder ma doświadczenie - stworzył firmę SpaceX, która chce zrewolucjonizować podróże kosmiczne poprzez stworzenie rakiety, którą można by wykorzystywać wielokrotnie, a przez to obniżyć diametralnie koszt każdego startu.
Elon Musk od wielu lat mówi o podboju Marsa. Jego zdaniem, pierwsi ludzie pojawią się na Czerwonej Planecie jeszcze przed 2025 rokiem.
"Myślę, że [na Marsie - red.] znoszenie praw powinno być znacznie łatwiejsze niż tworzenie nowych. Byłoby to dobre, choćby dlatego, że obowiązujące dziś prawa mogą istnieć w nieskończoność, dopóki nie zostaną zniesione".
Musk zapowiedział również, że jeszcze w tym roku przedstawi szczegółowy projekt dotyczący kolonizacji Marsa.
Musk nie ma wątpliwości,że podbój Marsa zostanie okupiony sporymi ofiarami. W wywiadzie dla Washington Post założyciel SpaceX nie ukrywa, że kolonizacja Czerwonej Planety, szczególnie w początkowej fazie, wiąże się z niebywale wysokim ryzykiem. Uczestniczący w niej ludzie powinni być świadomi zagrożeń, włącznie z gotowością do poświęcenia swojego życia.
Być może wizja Muska jest zbyt złowieszcza. NASA zdaje się od dawna przygotowywać na możliwość wysłania człowieka na Marsa. Świadczą o tym superdokładne mapy powierzchni, które agencja tworzy od lat. Już w 2010 roku uzyskano niezwykle wyraźne zdjęcia wykonane przez satelitę Mars Odyssey. 21 tysięcy fotografii wykonanych w technologii wielozakresowej (obejmującą również podczerwień) złożono w całość.
Elon Musk obawia się, że ludzie nie będą mieli wyjścia i w początkowej fazie podboju Czerwonej Planety zdarzą się sytuacje, w których trzeba będzie się poświęcić.
"To będzie bardzo niebezpieczne. Przypuszczalnie zginą ludzie, ale podobnie jak podczas pionierskich wypraw w poszukiwaniu nowych lądów na naszej planecie, muszą to ryzyko zaakceptować" - wyjaśniał w wywiadzie dla Washington Post Elon Musk.
Załogowa wyprawa na Marsa będzie o wiele bardziej ryzykowna, niż wysłanie tam łazika. A przecież nawet wysłanie łazika jest dla inżynierów NASA niezwykle stresującym wyzwaniem. W 2012 roku trwające 14 minut lądowanie z łazikiem Curiosity wymagało synchronizacji 76 urządzeń pirotechnicznych i 500.000 linii kodu.
Misja załogowa, jak wynika z przedstawionych prze NASA plakatów, będzie wymagała zaangażowania ludzi różnych profesji. Dzięki publikacji NASA możemy zdać sobie sprawę z tego, z jak olbrzymim przedsięwzięciem mamy do czynienia. Czy podbój Marsa wydaje się wam w ogóle realny?