Jedno nowe zdjęcie pokazuje łazika już po zjechaniu na powierzchnię Księżyca. Yutu 2, czyli Jadeitowy Królik 2, rozłożył już panele baterii słonecznych i przechodzi testy. Później ma wyruszyć prowadzić badania w okolicy lądownika.
Głównym zadaniem nowego łazika jest badać skład chemiczny gleby. Miejsce lądowania sondy to dno gigantycznego krateru głębokiego na sześć kilometrów, wyrytego dawno temu przez coś bardzo dużego, co zderzyło się z satelitą Ziemi. Uderzenie wyrzuciło na powierzchnię wiele skał z głębi Księżyca i teraz badając je można "zajrzeć" do jego wnętrza. Wiadomo, że powierzchnia w rejonie lądowania chińskiej sondy ma zupełnie inny skład chemiczny niż ta badana przez amerykańskich astronautów w ramach misji Apollo po drugiej stronie Księżyca.
Dodatkowo łazik wspólnie z sondą ma przeprowadzić proste obserwacje astronomiczne. Niewidoczna strona Księżyca jest osłonięta przed nawałą różnych sygnałów elektromagnetycznych wytwarzanych przez ludzką cywilizację. Umieszczony tam radioteleskop miałby więc, teoretycznie, idealne warunki do odbierania sygnałów z odległych galaktyk.
Na pokładzie lądownika Chang'e 4 jest też mała biosfera z nasionami roślin i larwami jedwabnika. Chińczycy chcą sprawdzić, jak będą się rozwijać i czy wytworzą miniaturowy ekosystem. Wszystko w kontekście przygotowań do założenia bazy na Księżycu, co Chińczycy chcą zrobić około 2030 roku.
Yutu 2 jest bardzo podobny do Yutu 1, pierwszego chińskiego łazika księżycowego. Waży 140 kilogramów i w najszerszym miejscu ma około 1,5 metra. Chińczycy nie ujawniają wielu szczegółów na ten temat, ale wydaje się być stosunkowo prostym pojazdem w porównaniu do najnowszych amerykańskich konstrukcji badających Marsa. Pierwszy Yutu był zawodem. Od początku miał problemy z funkcjonowaniem na Księżycu. Po nieco ponad miesiącu Chińczycy przyznali, że nie jest w stanie się poruszać. Do tego czasu pokonał niecałe sto metrów.
Yutu 2 miał zostać ulepszony względem swojego poprzednika. Między innymi z powodu konieczności wprowadzenia poprawek cała misja Chang'e 4 jest opóźniona o trzy lata względem pierwotnego planu. Kolejna misja o numerze 5 była planowana na ten rok, ale raczej nie jest to już aktualne. Kolejna sonda ma być większa, bardziej zaawansowana i dostarczyć z powrotem na Ziemię dwa kilogramy księżycowej gleby. Z tego powodu do jej wystrzelenia trzeba większej nowej rakiety Długi Marsz 5, która jednak zawiodła podczas drugiego lotu testowego w 2017 roku i wymagała poprawek. Do dzisiaj nie poleciała ponowne, choć zapowiadano to na rok 2018.
Chang'e 4 wylądował na niewidocznej stronie Księżyca, nazywanej też czasem "ciemną". W praktyce nie jest jednak ciemna, regularnie oświetla ją Słońce. Po prostu nie widać tego z Ziemi, ponieważ Księżyc jest do niej zawsze zwrócony jedną stroną. Na obu stronach dzień i noc trwają po 14 dni. Dotychczas wszystkie ludzkie sondy i statki lądowały na tej widocznej stronie, gdyż umożliwia to wygodną bezpośrednią łączność. Na potrzeby misji Chang'e 4 Chińczycy musieli umieścić za Księżycem specjalnego satelitę, który służy za punkt przekaźnikowy i umożliwia komunikację z sondą.
Niewidoczna strona Księżyca przez wieki budziła zainteresowanie i służyła za pożywkę do różnych fantastycznych teorii. Na przykład o ukrytych tam bazach kosmitów czy resztkach budowli jakiejś wymarłej cywilizacji. Jej pierwsze zdjęcia zrobiła radziecka sonda Łuna-3 w 1959 roku. Szczegółowy obraz niewidocznej strony Księżyca dały amerykańskie misje Lunar Orbiter w latach 1966-67, których podstawowym zadaniem było dokładne rozpoznanie Srebrnego Globu przed wysłaniem nań ludzi.