28 kwietnia premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski przedstawili harmonogram luzowania obostrzeń sanitarnych i "rozmrażania" gospodarki. Już w maju będziemy mogli pójść do restauracji, kina czy na basen. Stanie się to możliwe dzięki spadkom dobowych liczb nowych zakażeń, ale przede wszystkim dzięki spadkowi dynamiki przyrostu zachorowań na COVID-19.
To cały czas bardzo groźna choroba. Zakażenia to jedno, a największe tragedie, czyli zgony, to jest ten aspekt, na który musimy kłaść największy nacisk
- mówił podczas konferencji prasowej premier Morawiecki.
Nie sposób odmówić racji szefowi rządu. Chociaż nowych, dobowych przypadków jest zdecydowanie mniej niż jeszcze tydzień, dwa albo trzy temu, to jednak wciąż notujemy bardzo wysokie dzienne liczby zgonów spowodowanych koronawirusem. To efekt potężnej trzeciej fali pandemii, która przetoczyła się przez Polskę w samej końcówce marca.
W dniu, gdy szef rządu i minister zdrowia podawali wyczekiwane od dawna przez miliony rodaków wieści, resort zdrowia zaraportował, że minionej doby 635 osoby przegrały w walce z COVID-19. To jeden z najwyższych (tuż za pierwszą dziesiątką) dziennych wyników od początku pandemii. Dzień później COVID-19 zabrał ze szpitalnych łóżek kolejne 541 życia.
Łącznie w kwietniu koronawirus pochłonął przeszło 14 tys. ludzkich istnień (stan na 29 kwietnia). To bezprecedensowy wynik, patrząc na przebieg pandemii w Polsce. Dotychczas najczarniejszymi miesiącami pod względem liczby zgonów były listopad i grudzień 2020 roku. Z powodu zakażenia koronawirusem życie straciło wtedy odpowiednio 11 519 i 11 406 ludzi. 2021 rok był pod tym względem nieco lepszy, ale liczba ofiar śmiertelnych wciąż utrzymywała się na wysokim poziomie. W styczniu zmarło 8624, a w marcu 9275 chorych na COVID-19. To odpowiednio piąty i czwarty miesięczny wynik zgonów od początku pandemii.
Kiedy na początku kwietnia podsumowywaliśmy tragiczny pod względem liczby zakażeń koronawirusem marzec, przewidywaliśmy dalszy rozwój wypadków. "Niestety zatrważająca liczba zgonów nie dziwi. Jest naturalnym następstwem arcyciężkiego marca, który był dla polskiej ochrony zdrowia najtrudniejszym miesiącem od początku pandemii. Obecnie wchodzimy w szczyt fali zgonów, wynikającej bezpośrednio ze szczytu zachorowań w drugiej połowie marca" - analizowaliśmy na Gazeta.pl.
Trzy tygodnie od publikacji tamtego materiału okazuje się, że niestety mieliśmy rację. W kwietniu aż osiemnaście razy dobowa liczba zgonów przekroczyła pułap 500 ofiar śmiertelnych. Z dziesięciu najwyższych od początku pandemii wyników, jeśli chodzi o dobową liczbę zgonów, aż osiem jest z kwietnia tego roku. W tym pierwsze siedem.
Nie dziwi wobec tego, że w covidowych statystykach dotyczących poziomu umieralności, bardzo mocno podgoniliśmy w kwietniu europejską czołówkę. Od początku pandemii w Polsce z powodu koronawirusa zmarło już przeszło 67 tys. ludzi. Polska zajmuje pod tym względem siódme miejsce na Starym Kontynencie. Wyprzedzają nas Wielka Brytania (127 480), Włochy (120 256), Rosja (109 731), Francja (103 918), Niemcy (83 018) i Hiszpania (77 943). Jeśli zaś jako miarę przyjąć liczbę zgonów w przeliczeniu na milion mieszkańców, to w tym gronie Polskę (1774) wyprzedzają jedynie Wielka Brytania (1870) i Włochy (1991).
W ostatnich dwóch tygodniach, jeżeli chodzi o nominalną liczbę ofiar śmiertelnych na COVID-19, byliśmy w Europie na pierwszym miejscu. Z kolei przeliczając zgony z ostatniego tygodnia na milion mieszkańców, spośród krajów europejskich Polskę (81) wyprzedzały jedynie Bułgaria (96), Północna Macedonia (104), Bośnia i Hercegowina (117) oraz Węgry (144). Chociaż więc na horyzoncie pojawia się już luzowanie pandemicznych obostrzeń, bądźmy co najmniej ostrożni w obwieszczaniu światu, że (po raz nie wiadomo który) pokonaliśmy koronawirusa.