Nie mam ci nic do opowiedzenia.
Niemożliwe. Każdy ma jakąś historię.
Tobie łatwiej, jesteś wziętym fotografem, podróżujesz po świecie, organizujesz popularnonaukową konferencję, na której ludzie opowiadają niebywałe historie. A co ma po wiedzieć mleczarz, który od 30 lat roznosi mleko na osiedlu? Nic ciekawe go nie dzieje się w je go życiu.
To świetna historia. Widziałbym ją tak: "Jestem mleczarzem od 30 lat, obsługuję te dwa bloki. W tym czasie poznałem takich a takich ludzi. Ci państwo na przykład pobrali się, mieli fajny ślub, tamtym urodziły się bliźnięta...". On opowiada historię o jego wyjątkowej relacji z mieszkańcami dwóch bloków, o tym, jak zmieniali się ludzie, osiedle, miasto, kraj... rozumiesz. Opowiadanie historii to jedna z najstarszych form ludzkiej komunikacji. I trzeba w sobie rozwijać umiejętność ich opowiadania. Dlaczego? Bo jeśli tego nie zrobisz, kto inny opowie ją za ciebie - i może ona nie być tą historią, którą ty chcesz opowiedzieć. Bo jeśli nie opowiesz swojej, to będziesz ciągle opowiadał czyjeś historie. Obie ewentualności nie są dobre.
Od 25 lat opowiadasz swoje historie, wysłuchujesz historii innych, uczysz ich opowiadać je coraz lepiej. Nie masz wrażenia, że wraz z rozwojem nowych technologii ludzie mówią jakby więcej, ale mniej ciekawie?
Niestety, naszym czasem zawładnęły media społecznościowe: Facebook, Twitter. Dzięki nim każdy może opowiedzieć swoją historię, ale po pierwszej fali entuzjazmu widać, że ponieważ wszyscy mówią jednocześnie, coraz trudniej coś usłyszeć. Taki jest hałas. Poza tym duża część tego, czym ludzie w internecie się dzielą, to rzeczy - mówiąc delikatnie - mało ważne. Podchodzę więc coraz bardziej wybiórczo do tego, kogo słucham, z kim rozmawiam.
Jak mówić, żeby inni nas słuchali?
Po prostu powiedz, kim jesteś, co robisz, co cię interesuje i co jest dla ciebie ważne.
Przed naszymi konferencjami TEDx Warsaw szkolimy prelegentów ze sztuki prezentacji - naukowców, biznesmenów, artystów. Wszyscy muszą zmieścić się w zadanym czasie: 6, 12 czy 18 minut. Muszą się streszczać niezależnie od tego, jak ważna jest idea, którą chcą przekazać innym. Na nasze spotkania - bezpłatne, ale za zaproszeniami - przychodzą ludzie inteligentni, nie chcą, by ktoś im lał wodę ze sceny.
Programy komputerowe takie jak PowerPoint pomagają czy przeszkadzają w opowiadaniu historii?
To zależy. Generalnie, jeżeli możesz zawładnąć salą bez pomocy komputera, to tak właśnie zrób.
Nic się nie zmieniło od czasów szamanów snujących opowieści w jaskiniach?
Nie, nie zmieniło, wciąż ludzi z umiejętnościami szamanów jest niewielu. To mistrzowie publicznych wystąpień - stoją w miejscu, nie muszą nawet używać rąk, a ich historie są mocne i słyszalne.
Ale to są wyjątki. Najczęściej zmagamy się z czymś odwrotnym - dostajemy prezentację z 50 slajdami, na których drobnym maczkiem spisano wszystkie tezy, które prelegent zamierza wygłosić.
O, tak! Prezentacje do czytania - klasyka konferencji, zebrań i nasiadówek. Przy trzecim slajdzie rozglądam się za kawą, przy piątym głowa sama opada na stół.
Nic dziwnego. Nie rozumiem, po co ludzie w ogóle robią takie prezentacje. Przecież widownia potrafi szybciej przeczytać slajdy, niż prelegent je wypowie. W dodatku, gdy rzucisz tekst na ścianę, to ludzie koncentrują się na czytaniu slajdów, a to, co mówisz, staje się w zasadzie nieistotne. To strata czasu. Lepiej rozesłać ludziom dokument mailem.
Poza tym ważne jest nie tylko to, co chcesz powiedzieć, ale też, kto cię słucha. Na ostatniej konferencji w Warszawie mieliśmy kilku prelegentów naukowców, którzy opowiadali o odkryciach fascynujących, ale bardzo skomplikowanych. Gdy zobaczyłem ich slajdy, przeraziłem się - mnóstwo definicji, żargon naukowy, nieczytelne wykresy. Gdyby to poszło "na żywca", wykład zrozumiałaby garstka. Po długich zmaganiach pozwolili nam trochę przerobić prezentacje - skrócić teksty do haseł, zilustrować te hasła zdjęciami; wszystko, by tylko wzbogacić to, co powiedzą, a nie zastąpić. Efekt: dostali owacje na stojąco.
Polacy mają kłopoty z opowiadaniem historii?
Nie z samymi historiami, Polacy mają problem z ich publicznym opowiadaniem. To polskie "nie wychylaj się"; to samonegatywizowanie, o ile takie słowo w języku polskim istnieje (śmiech), na zasadzie: "ja nie mam nic do powiedzenia". A przecież ustaliliśmy już, że każdy coś ma.
Nawet mleczarz?
Nawet on.
Ralph Talmont to australijski fotograf i podróżnik, mieszka w Warszawie, pomysłodawca konferencji popularnonaukowych TEDx