Tym klientem jest NASA, która wycofała z użycia swoją flotyllę promów kosmicznych. Od lipca zeszłego roku amerykańscy astronauci nie mają własnego statku do pozaziemskich wojaży ani nawet żadnej bezzałogowej wersji towarowej.
Tymczasem agencja musi wysyłać astronautów i zaopatrzenie na Międzynarodową Stację Kosmiczną, której jest głównym konstruktorem i lokatorem. Wynajmuje więc po słonej cenie miejsca w rosyjskich Sojuzach (mniej więcej 60 mln dol. za fotel), a ruch towarowy na razie obsługują bezzałogowe statki rosyjskie, europejskie i japońskie.
Amerykanie nie mogą sobie pozwolić na to, by taka zależność od obcych krajów trwała zbyt długo. NASA nie potrafiła jednak na czas skonstruować zamiennika dla starzejących się promów. Prace nad nowym statkiem Orion i rakietą, która ma go wynosić w kosmos, ślimaczą się od dawna, wydatki sięgnęły już 5 mld dol., a statek jeszcze nawet nie oderwał się od Ziemi. Pierwszy lot odbędzie się może w 2017 r.
Administracja prezydenta Obamy pokłada więc całą nadzieję w firmach prywatnych, które kilka lat temu zabrały się do budowy kosmicznych taksówek, tj. statków orbitalnych do wynajęcia.
Idzie nowe
Firmy te zostały skuszone lukratywnymi zamówieniami i kontraktami z NASA, bo rynek na komercyjne loty załogowe w kosmos na razie prawie nie istnieje, tylko nielicznych milionerów stać na przejażdżki statkiem Sojuz. Oczywiście, to się może w jednej chwili zmienić, jeśli uda się zbudować tanie środki transportu i cena biletu na orbitalną podróż znacznie spadnie. Na to - oprócz pieniędzy z NASA - liczą przedsiębiorcy, który podjęli wyzwanie.
Najbliżej celu jest kalifornijska firma SpaceX, która zbudowała statek Dragon oraz rakietę Falcon-9, która będzie go wynosiła w kosmos. W grudniu 2010 r. Dragon odbył kilkugodzinny dziewiczy lot orbitalny, po czym wylądował ze spadochronem na Pacyfiku, kilkaset kilometrów na zachód od Meksyku. Lada dzień czeka go kluczowy test - kolejny lot na orbitę, gdzie ma się połączyć ze stacją kosmiczną.
Ta próba miała się odbyć już w marcu, ale inżynierowie dmuchają na zimne i przełożyli start na 30 kwietnia. W ostatniej chwili start opóźniono, żeby raz jeszcze sprawdzić oprogramowanie, które będzie potrzebne w operacji dokowania do stacji. Prawdopodobnie Dragon wyruszy w Kosmos 19 maja.
Jeśli się uda, będzie to pierwszy prywatny statek, który zacumuje przy Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Zwiastun nowych czasów.
Na razie to lot bezzałogowy. Dragon w pierwszych kilkunastu lotach będzie taksówką towarową - ma dostarczać na stację wodę, jedzenie, części zamienne i przyrządy do eksperymentów (może wziąć na pokład 6 ton zaopatrzenia). Ale potem zostanie zmodyfikowany tak, żeby mógł przewozić ludzi - do siedmiu astronautów za jednym razem.
Firma SpaceX należy do milionera Elona Muska. Ten 40-letni przedsiębiorca urodził się i wychowywał w Afryce Południowej, ale majątek zdobył w USA. Wzbogacił się w latach 90. na internetowym boomie, m.in. tworząc i potem sprzedając za 1,5 mld dol. system płatności PayPal. Z tych pieniędzy teraz finansuje swoje młodzieńcze marzenia. Jedna z jego firm stworzyła całkiem udane sportowe auto elektryczne (Tesla), inna buduje rakiety.
Jego kosmiczne przedsięwzięcie na razie jeszcze nie jest dochodowe. Dotychczasowe koszty przekroczyły 800 mln dol., a za loty demonstrujące możliwości nowego statku SpaceX na razie zainkasowała od NASA mniej niż 300 mln dol. Ale kiedy zacznie wozić na stację orbitalną ładunki w ramach podpisanego kontraktu, za 12 rejsów otrzyma kolejne 1,6 mld dol.
Bitwa o kosmos
Konkurentem jest firma Orbital Science, która dotąd konstruowała i wynosiła na orbitę niewielkie satelity. Ma kontrakt z NASA na osiem lotów towarowych do stacji za 1,9 mld dol. Pierwszy nastąpi dopiero pod koniec tego roku.
O możliwość wożenia astronautów bije się więcej firm. NASA ma nadzieję, że choć jedna z załogowych taksówek orbitalnych poleci w kosmos przed 2015 r. Dużo zależy od tego, ile pieniędzy agencja będzie mogła na to wydać ze swojego budżetu. W tym roku miało to być 850 mln dol., ale Kongres uciął tę kwotę o ponad połowę. Tymi pieniędzmi podzielą się:
Jeśli te projekty nie uwiędną pod pieniężną kroplówką NASA, to za kilka lat Amerykanie będą dysponowali kilkoma środkami do transportu ludzi na orbitę. Konkurencja między konstruktorami może doprowadzić do zbicia kosztów lotów w kosmos i być może staną się one dostępne dla zwykłych śmiertelników.
Na to w każdym razie ostrzą sobie zęby niektórzy przedsiębiorcy, np. hotelarski potentat z Las Vegas Robert Bigelow. Kiedy tylko pojawią się tanie kosmiczne taksówki, chce on otworzyć na orbicie pierwszy komercyjny hotel.
Poszukiwania Świętego Graala
A Elon Musk wcale nie zamierza poprzestać na wożeniu astronautów z Ziemi na orbitę i z powrotem. Marzy mu się rejs dalej, np. na Marsa. - Podbój innych planet jest przeznaczeniem naszej cywilizacji, inaczej przyszłość rysuje się w ciemnych barwach - mówi.
Dalsze podróże wymagają mocniejszej rakiety. SpaceX już taką projektuje - nazywa się Falcon Heavy i ma mieć dwa razy większą siłę ciągu niż najpotężniejsze z dostępnych rakiet (choć dwa razy słabszą niż Saturn-V, która wynosiła astronautów na Księżyc pół wieku temu).
SpaceX planuje także budowę pierwszej rakiety wielokrotnego użytku, co obniżyłoby koszty kosmicznych podróży. Musk twierdzi, że nawet stukrotnie. - To jest Święty Graal techniki rakietowej - mówi. - Gdyby w transporcie samochodowym trzeba było kupować nowe auto po każdej podróży, nie jeździlibyśmy zbyt często.