Jeśli masz dość futbolu w polskim wydaniu, mam propozycję - zajmijmy się tym, co naprawdę umiemy robić. Jest tego całkiem sporo, a właśnie pojawiło się nowe pole, na którym odnieśliśmy wielki sukces. I to w dziedzinie, która jest - powiedzmy to sobie szczerze - znacznie ważniejsza i mająca większą przyszłość niż kopanie piłki. O co chodzi? O popularyzowanie nauki. Monika Koperska, doktorantka z Wydziału Chemii UJ, powaliła na kolana jurorów i zdobyła w piątek w Wielkiej Brytanii drugie miejsce i nagrodę publiczności w konkursie Famelab.
Jej wystąpienie, jeszcze w wersji polskiej, można zobaczyć na poniższym filmie. Można i warto!
Można się odwoływać do górnolotnych stwierdzeń i dumnych opisów, ale najłatwiej wytłumaczyć, czym właściwie jest Famelab, porównując go do dobrze znanych programów - "Idola" czy "Mam talent". Chodzi bowiem o to, by młodzi naukowcy w ciągu kilku minut opisali to, czym się zajmują i co ich fascynuje. Ale nie tak, jakby o tym opowiadali innemu naukowcowi. Stoją bowiem przed jury, w którym specjaliści od nauki są w mniejszości - w polskiej edycji Famelabu z czterech sędziów tylko jeden był naukowcem. Jest też publiczność, którą trzeba porwać, zainteresować i wciągnąć na długie trzy minuty.
Wystąpienie w języku angielskim, już w finale Famelab
Długie trzy minuty? Owszem, bo choć to bardzo mało czasu, by wyłożyć skomplikowane zagadnienie, to jednocześnie aż nadto, by stracić uwagę publiczności, pokazać, że w wybranej dziedzinie nauki jest mnóstwo trudnych słów, a konkluzja może zainteresować tylko innych badaczy. W pułapkę bycia przemądrzałym i zagubienia dziecięcej ciekawości wpadło wielu uczestników eliminacji, półfinałów, a nawet finału polskiego Famelabu. Tym większy szacunek należy się Monice Koperskiej, która już podczas polskiego finału kompletnie wciągnęła publiczność opowieścią o tym, że to dane zapisane na papierze, a nie zgromadzone na dyskach, w chmurze czy na taśmach są najtrwalsze. A do ich odczytania nie potrzebujemy prądu ani maszyn. Wystarczy to, co dała nam ewolucja. Tą opowieścią zdobyła w Polsce główną nagrodę, nagrodę sponsora oraz publiczności.
Dlaczego wygrała? Bo połączyła nieco aktorstwa z kontrowersyjną tezą, do której w trzy minuty przekonała wszystkich. Bo umiejętnie wykorzystała proste rekwizyty - łańcuch z papieru, książkę, płytę CD. Proste? Niekoniecznie - wszyscy finaliści Famelabu przeszli specjalne przeszkolenie uczące właściwego prezentowania informacji, a mimo to tylko kilku zdołało naprawdę zadziwić.
Tylko czy naukowcom potrzebne są takie umiejętności? W końcu ich praca to w większości mozolne badania, skrupulatne obserwacje i powtarzanie podobnych doświadczeń. To prawda, jednak nauka staje się dziedziną, w której coraz bardziej rośnie konkurencja - walczyć trzeba zarówno o pieniądze, jak i uwagę zwykłych ludzi oraz innych naukowców. Wystarczy pojechać na jakiekolwiek sympozjum naukowe, by zobaczyć, jaka przepaść dzieli Amerykanów, którzy uczą się sztuki prezentacji na studiach, od nacji niewyuczonych w tej dziedzinie.
W Polsce mamy z tym dodatkowy problem - stara kadra badaczy w ogromnej większości uważa, że nauka to rzecz tak poważna, że można mówić o niej tylko, używając Bardzo Mądrych Słów. O ile lepiej i groźniej brzmi oksydan niż woda, prawda?
Tym większe gratulacje należą się Monice Koperskiej, która odważyła się mówić ciekawie, używać normalnych słów, upraszczać świat i uśmiechać się. Jak widać, te zdolności doceniono nie tylko w Polsce.