Udało się! Łazik Curiosity wylądował na Marsie. Co więcej - zrobił to praktycznie idealnie. Na konferencji odbywającej się tuż po lądowaniu jeden z szefów misji opowiadając o przebiegu kluczowego jej momentu sam wyglądał na zaskoczonego tym, że nie pojawiły się najmniejsze problemy.
A okazji by coś poszło nie tak było sporo. Ostatnie 15 minut przed lądowaniem wypełnione było skomplikowanymi, często testowanymi po raz pierwszy procedurami.
Łazik Curiosity ląduje na Marsie fot. NASA
Misja rozpoczęła się 11 listopada 2011 roku, po ośmiomiesięcznym locie Curiosity dotarł do Marsa. W tym czasie kontrola z Ziemi nie była już możliwa - o wszystkim decydował już samodzielnie komputer Curiosity. Dziś rano polskiego czasu odrzucił najpierw moduł przelotowy, który od listopada zapewniał mu zasilanie i korygował trajektorię lotu. 10 minut później wszedł w atmosferę Marsa - co prawda mającą gęstość sto razy mniejszą od ziemskiej, ale i tak rozgrzewającą lądownik do ekstremalnych temperatur.
Na Curiosity jest 1,2 nazwisk, w tym ponad 13 tysięcy z Polski !
Na wysokości 11 kilometrów przy prędkości 400 m/s otwarty został spadochron, a chwilę później odrzucona osłona termiczna kapsuły. Kilkadziesiąt sekund później od spadochronu oddzielił się moduł Sky Crane. To jeden z ciekawszych i dziwniejszych elementów tej misji . Sky Crane to platforma z silnikami rakietowymi, do której przyczepiony był sam łazik. Wyhamowała ona ostatecznie prędkość opadania, zatrzymała się nad gruntem i opuściła Curiosity na linach na powierzchnię. Chwilę później odłączyła się od łazika i kilkusekundowym zrywem silników odskoczyła w bok, by spaść jak najdalej od Curiosity. Kluczowa część procedury lądowania trwała 7 minut. Już wcześniej mówiono o nich jako o 7 minutach grozy.
Łazik stanął na Marsie i czym prędzej zrobił pierwsze zdjęcie. Czym prędzej, bo w międzyczasie za horyzont zaszła Ziemia. Oznaczało to, że niemożliwe stało się bezpośrednie przesłanie sygnału na naszą planetę. Zamiast tego komunikację z Curiosity obsłużyć musiała orbitująca od 11 lat wokół Marsa sonda Odyssey, której lot skorygowano specjalnie tak, by w chwili lądowania łazika przelatywała bezpośrednio nad nim.
By zdążyć z transmisją Curiosity zrobił czarnobiałe zdjęcie w małej rozdzielczości i przesłał je przez Odyssey na Ziemię. Sygnał z Marsa leci do nas 14 minut, więc nerwy były ogromne. Gdy tylko dotarł meldunek o powodzeniu lądowania w centrum kontroli w Pasadenie wybuchł ogromny entuzjazm.
Gdy chwilę później pokazano pierwsze zdjęcia widać było dwie zupełnie różne reakcje. Specjaliści z NASA byli zachwyceni, podczas gdy laicy - raczej rozczarowani . Dotychczasowe misje marsjańskie przyzwyczaiły nas bowiem do pięknych, kolorowych zdjęć w dobrej rozdzielczości, a to co dotarło na Ziemię było malutkimi, niewyraźnymi obrazkami pokrytymi dziwnymi kropkami. Komórka sprzed dekady robiła lepsze.
Łazik Curiosity na Marsie - wizja artysty fot. Wikimedia
Problem w tym, że te zdjęcia wcale nie były przeznaczone do oglądania. To zaledwie podstawowe sygnały od Curiosity: "żyję, stoję na Marsie, działam". Dla specjalistów - bezcenne. Dla zwykłych ludzi - żałosne. W sieci pojawiły się natychmiast komentarze "Nawet mu Instagrama na dysk nie wgrali !".
Tymczasem do zaledwie początek. Pierwsze zdjęcia miały rozmiar 256 na 256 pikseli i zrobione były kamerą mającą wypatrywać na drodze łazika przeszkody. To tak, jakby czuć zawód oglądając fotografie zrobione tanią samochodową kamerą cofania.
Kolejne zdjęcia przesłane z Marsa miały już rozdzielczość 512 na 512 pikeseli i zostały wykonane po podniesieniu osłony przeciwpyłowej chroniącej kamerę. Nadal nie zachwycały, ale zachwycać nie miały. Można jednak był dostrzec na nich zachód słońca - na miejscem lądowania Curiosity właśnie zapadała noc.
Ale już w najbliższych dniach czeka na prawdziwa wizualna uczta . Prawdopodobnie jutro lub pojutrze zostanie rozstawiony maszt Curiosity, na szczycie którego znajduje się zaawansowana kamera Mastercam, która może wykonywać zdjęcia w rozdzielczości 1600 na 1200 pikseli i kręcić film HD 720p z prędkością 10 klatek na sekundę. Jest jeszcze MAHLI - kamera przeznaczona do superzbliżeń gruntu choć zdolna też fotografować krajobraz oraz MARDI, która nakręciła dużą część sekwencji opadania. Film z MARDI trafi na Ziemię zapewne jutro i będzie to naprawdę rewelacyjny materiał.
Co dalej? To dopiero początek misji. Curiostity za kilka dni ruszy zwiedzać Marsa, a jego pierwszym celem będzie potężna góra znajdująca się w środku krateru, gdzie łazik wylądował. Jej warstwowa struktura może jasno pokazać historię geologiczną Marsa. Naukowcy mają nadzieję dowiedzieć się, co właściwie zdarzyło się na tej planecie, czy płynęła po niej woda i co się z nią stało.
Dziś ok. 18 zapowiedziana jest konferencja, na której zaprezentowane zostaną szczegółowe dane i zapewne więcej zdjęć. Jest na co czekać.