Spór o wysokość opłat, jakie właściciele sklepów płacą bankom za akceptowanie kart płatniczych, ciągnie się już od kilku lat. Chodzi o opłatę interchange fee, która w Polsce należy do najwyższych w Unii. Średnio jest to 1,3 proc. wartości transakcji, w UE - 0,7 proc.
Detaliści chcą płacić mniej, ale bankom to nie na rękę, bo dzięki tym wpływom mogą oferować klientom bezpłatne konta i karty i dołączać do nich programy premiowe.
Argumenty właścicieli częściowo podzielił Narodowy Bank Polski, który jakiś czas temu zaproponował kompromis - stopniowy spadek prowizji. Ale prace zespołu roboczego przy NBP zbojkotował MasterCard.
Zespół miał jednak plan B: jeśli nie dojdzie do porozumienia, problem wysokości opłat interchange powinni rozwiązać politycy.
Tak też się stało. W Sejmie leży pięć projektów. W przyszłym tygodniu ma się nimi zająć sejmowa komisja finansów publicznych.
Nieoczekiwanie jednak MasterCard zmienił front - ogłosił, że godzi się na samoregulację. Kilka dni temu stwierdził, że popiera program obniżek interchange, ale nie ten, który wypracował zespół roboczy przy NBP, lecz całkiem nowy zaproponowany przez Związek Banków Polskich.
Czym się one różnią? Kompromis przy NBP zakładał, że obniżki obejmą w tym samym stopniu wszystkie karty (oddzielnie debetowe i kredytowe). Pomysł popierany przez MasterCard mówi natomiast o obniżaniu średniej opłaty interchange, a to oznacza, że dla niektórych rodzajów kart prowizje mogłyby być wyższe, byle spadła średnia. A MasterCard mocno promuje karty z wyższej półki z bogatymi usługami dodatkowymi, czyli z wyższą opłatą interchange.
Co na to Visa? - Jesteśmy przeciwni regulacji rozumianej jako odgórne narzucenie rynkowi arbitralnych rozwiązań, gdyż nie sprzyja to rozwojowi płatności kartami. Dlatego od razu poparliśmy ideę samoregulacji podjętą przez ZBP, ale musi być ona jak najbardziej zbliżona do tego, co w ubiegłym roku wypracował zespół roboczy pod egidą NBP - mówi "Gazecie" Małgorzata O'Shaughnessy, wiceprezes Visa Europe.
Przypomina, że program był kompromisem rynkowym, na który zgodzili się wszyscy, w tym detaliści. - To oni są stroną, która temat podniosła, która nie jest zadowolona ze stawek. Skala i tempo obniżania interchange musi być zaakceptowane również przez detalistów. Jeśli ZBP wypracuje rozwiązanie bliskie zasadom kompromisowego programu NBP, to je poprzemy - ucina O'Shaughnessy.
- Plan obniżek zaproponowany przez ZBP jest mało przejrzysty i nie daje żadnej gwarancji, że będzie realizowany - to z kolei głos detalistów, którzy zaapelowali do polityków o szybkie uchwalenie ustawy.
Wczoraj dostali wsparcie od Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR). Zdaniem Instytutu rozwój obrotu bezgotówkowego może zagwarantować jedynie uregulowanie go na drodze prawnej. - Bo rozwiązania samoregulacyjne na rynku kart, mimo zaangażowania NBP, nie przyniosły oczekiwanego rezultatu - mówi Bohdan Wyżnikiewicz z IBnGR.
Opublikowany wczoraj raport IBnGR, oprócz argumentów za ustawą, zawiera element do tej pory pomijany w dyskusji o interchange - próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy regulacja ustawowa jest w ogóle zgodna z konstytucją. - Jest raczej oczywiste, że przeciwnicy regulacji ustawowej będą protestować - mówi dr Jan Byrski z kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy, współautor raportu.
Powód? Wprowadzenie ustawy może ograniczać prawa swobody działalności gospodarczej. Konstytucja dopuszcza ograniczenie praw i wolności, ale tylko wtedy, kiedy w grę wchodzi ważny interes publiczny. - Nie mam wątpliwości, że rozwój obrotu bezgotówkowego, bezpieczeństwo płatności, ograniczanie szarej strefy są ważnym interesem publicznym - mówi Jan Byrski.
Jego zdaniem przeciwnicy ustawy mogą zakwestionować, czy np. zaproponowany w projektach ustaw maksymalny poziom prowizji jest właściwy do osiągnięcia tych celów.