Jest tak: kupuję polisę na życie na pięć lat, a jeśli w tym czasie nie opuszczę tego padołu łez i rozpaczy, to firma zwraca mi wszystkie wpłacone składki. Przyznacie, że wygląda to altruistycznie, przynajmniej patrząc od strony firmy ubezpieczeniowej. Jeśli ryzyko się spełni - musi wypłacić odszkodowanie, zwykle sporo wyższe od wpłaconych składek. Jeśli się nie spełni - musi oddać klientowi wszystkie wpłacone w formie składek pieniądze. Taka konstrukcja polisy robi wrażenie, że ubezpieczenie jest dla klienta darmowe.
Tak zresztą reklamują je klientom agenci. Ci zaś z czytelników, którzy uważali, że nie warto się ubezpieczać, bo to pieniądze wpuszczone w kanał, stracili swój najważniejszy argument. No bo skoro kasa w przeważającej liczbie przypadków wraca do klienta... Takie właśnie ubezpieczeniowe cudo proponują ostatnio wspólnie Raiffeisen Polbank i ING. Hit to czy kit? Policzmy.
Ubezpieczenie występuje w czterech wariantach. Najprostszy to wariant Standard, w którym za śmierć ubezpieczonego firma płaci 7500-15 000 zł (w zależności od tego, z jakiego powodu nastąpi zgon). Potem są jeszcze warianty Optimum i Premium, a najbardziej wypasiony Platinum oferuje sumę ubezpieczenia między 50 000 zł a 75 000 zł (w zależności od powodu śmierci). Comiesięczne składki są przystępne. W wariancie Standard płaci się 38-53 zł miesięcznie (w zależności od okresu, na jaki się ubezpieczamy), w wariancie Optimum od 65 zł do 160 zł, zaś w wariancie Platinum najwyższa składka może wynieść nawet 360 zł miesięcznie.
Samcik ostrzega: Dlaczego nie lubię polis, w których zwracają mi składki?
Uwierzyć Justynie? Pożycz kasę w Raiffeisen Polbanku, a zapłacisz tylko prowizję. Prześwietlamy!
Maksymalny okres ubezpieczenia to 15 lat. Oczywiście w każdym wariancie składki w całości są zwracane klientowi, jeśli dożyje zakończenia ochrony ubezpieczeniowej.
Gdzie jest haczyk? Bo każde dziecko wie, że gdzieś być musi. Firma nie będzie przecież dopłacała do interesu, ubezpieczając klientów za darmochę. Haczyk oczywiście jest, i to całkiem spory. A kryje się w dwóch miejscach. Po pierwsze, składka jest zwracana w wartości nominalnej. A więc klient dostaje tyle, ile wpłacił, bez żadnych odsetek. A ponieważ mówimy o dość długim okresie ubezpieczenia - od 5 do 15 lat - kosztem z punktu widzenia osoby ubezpieczonej są odsetki, które by dostała w banku, gdyby te pieniądze leżały na lokacie, a nie u ubezpieczyciela. Firma ubezpieczeniowa przez te 5-15 lat będzie naszą kasą obracać i na niej zarabiać. Na koniec odda to, co wpłaciliśmy, a resztę zachowa dla siebie. Jeśli np. wykupimy polisę na 10 lat w wariancie Optimum, to przez cały ten czas wpłacimy 9600 zł, po 80 zł miesięcznie. Gdybyśmy te 80 zł co miesiąc wkładali na konto oszczędnościowe, po 10 latach mielibyśmy pewnie jakieś 12 400 zł. Nasza strata, a zysk ubezpieczyciela wynosi 2800 zł.
Te 2800 zł to de facto cena udzielanej nam ochrony. A suma ubezpieczenia jest tak skalkulowana - i tu dochodzimy do drugiego haczyka w tej "darmowej" polisie - że jest wielokrotnie wyższa niż w zwykłej polisie, w której składki klienta bezpowrotnie przepadają. We wspomnianym wariancie Optimum za 80 zł miesięcznie. W sumie wartość wpłaconych składek to 9600 zł, zaś wartość ubezpieczenia - 30 000 zł. Tylko trzy razy więcej niż suma składek! W "normalnych" ubezpieczeniach taka proporcja byłaby nie do pomyślenia. Znam polisy, w których 30-latka za takie 80 zł miałaby ubezpieczenie na życie warte nawet 250 000 zł, czyli osiem razy więcej niż to, co oferuje ING wspólnie z Raiffeisenem. Sprawa jest więc jasna: zwrot składki jest możliwy ze względu na to, że firma ustawia jej poziom bardzo wysoko w stosunku do potencjalnego świadczenia. Jeśli jeden na stu ubezpieczonych, którzy wykupili naszą przykładową polisę, nie dożyje, to trzeba będzie mu zapłacić 30 000 zł. Pozostałym 99 osobom trzeba będzie oddać składki, ale na obracaniu ich pieniędzmi przez 10 lat zarobek wyniesie jakieś 277 000 zł.
Niezależnie od wariantu ubezpieczenia, który wybierzemy, relacja składki do potencjalnego odszkodowania jest skandalicznie wysoka. W wariancie Standard na 10 lat mamy polisę wartą 15 000 zł, ale miesięczna składka wynosi 53 zł, czyli w sumie wpłacimy 6360 zł, ponad jedną trzecią sumy ubezpieczenia! Albo wersja Premium, też na 10 lat. Składka 135 zł, suma ubezpieczenia 50 000 zł. Wartość wpłaconych składek 16 200 zł. Też mniej więcej jedna trzecia. Widać więc, że zwrot składki to dobry chwyt marketingowy, ale firma tak skonfigurowała parametry polisy, że i tak sporo na nas zarobi. A więc "darmowa" polisa wcale nie jest taka darmowa.
Czytaj też: Sensacyjna oferta Aegona. Prześwietlamy!
Samcik ocenia: Najbardziej przyjazne ubezpieczenia, jakie widziałem