Pretensje pana Adama Kowalskiego (dane zmienione), klienta Raiffeisen Polbanku, które zaprowadziły go przed oblicze Arbitra Bankowego, sięgają jeszcze czasów, w których Polbank należał do greckiej grupy EFG Eurobank (a więc jeszcze sprzed zakupu tego banku przez austriackiego Raiffeisena i zmiany marki). Wszystko zaczęło się w sierpniu 2012 r., kiedy czytelnik przypadkiem zerknął na saldo dawno nieużywanego Konta Mocno Oszczędzającego. Kiedyś było to jedno z najwyżej oprocentowanych kont oszczędnościowych w kraju, ale od pewnego momentu Polbank spuścił z tonu i dlatego pan Adam przeniósł pieniądze do konkurencji. Ale konto utrzymywał, bo było darmowe, a nadzieja na powrót oprocentowania do wysokich poziomów nie umierała.
Niestety, zerknięcie na saldo konta nie tylko nie przyniosło wiadomości o wysokich odsetkach, ale też zdenerwowało pana Adama. Okazało się bowiem, że na koncie jest kilkadziesiąt złotych długu. Wynikał on z tego, że na początku 2012 r. Polbank wprowadził prowizję za prowadzenie Konta Mocno Oszczędzającego. Pan Adam nic o tym nie wiedział i zaręcza, że bank w żadnej formie go o tym nie poinformował. Poskarżył się w tej sprawie redaktorowi gazetowego blogu Subiektywnie o Finansach.
- Złożyłem reklamację w infolinii Polbanku, dotyczącą faktu, iż bank nie poinformował mnie o wprowadzeniu opłaty 6 zł za prowadzenie konta - opowiada czytelnik. Bank na początku września 2012 r. odpowiedział na reklamację ozięble. Czytelnik się zdenerwował i tego samego dnia zamknął rachunek, płacąc Polbankowi 43,73 zł (w tej kwocie zawierały się opłaty za prowadzenie rachunku oraz odsetki karne). Ale walki o swoje nie odpuścił i już kilka dni później wysłał do banku odwołanie. W piśmie poprosił bank o zeskanowany dokument lub kserokopię dokumentu potwierdzającego odebranie przez klienta listu dotyczącego wprowadzenie opłaty 6 zł miesięcznie.
Przypominamy jak Polbank przerobił konto Mocno Oszczędzające na... mocno kantujące
Zemsta jest słodka, czyli... klient przez 10 lat zatruwał życie bankowcom, którzy zrobili go w trąbę
W Polbanku najpierw próbowali grać na czas (odmówili rozpatrzenia reklamacji, podnosząc argument, że klient wylegitymował się nieaktualnym podpisem na formularzu odwołania), a potem ponownie nie uznali roszczeń czytelnika. - W odwołaniu poprosiłem o potwierdzenie otrzymania przeze mnie informacji o podwyżce prowizji, ale oni w ogóle się do tego nie odnieśli. Tego było już za wiele - opowiada klient, który pod koniec października wysłał do Arbitra Bankowego wniosek o wszczęcie postępowania dotyczącego zwrotu niesłusznie zabranych mu pieniędzy.
Wtedy w banku zaczęto traktować sprawę poważnie. Jego prawnicy nie czekali na rozstrzygnięcie Arbitra Bankowego, lecz od razu wysłali do klienta informację, iż nie poczuwają się do winy, ale "wychodząc naprzeciw oczekiwaniom Skarżącego", bank podjął decyzję o anulowaniu opłat na rachunku. Ale tylko tych naliczonych do 12 sierpnia 2012 r. Dlaczego akurat do tego dnia? Ano dlatego, że wtedy czytelnik wszedł na konto i - zdaniem banku - od tego momentu miał pełną świadomość, że bank pobiera opłaty za konto. Polbank - oddając klientowi większość pieniędzy z żądanych przez niego 43,73 zł - za wszelką cenę chciał jeszcze ugrać coś dla siebie i kłócił się o symboliczne grosze. A dokładniej - o 4,08 zł.
Tak przeprasza Getin: Bank de novo, czyli młody pelikan i lokata na 9 proc.
Wygrał z bankiem 1500 zł! Klient został wrobiony w aneks, ale się nie dał! Zmienił bank i...
Arbiter Bankowy nie podzielił tego argumentu i w całości uwzględnił roszczenia klienta - bank musiał zapłacić 43,73 zł plus 50 zł kosztów postępowania. Co gorsza, klient nie poprzestał na napawaniu się satysfakcją po zwycięstwie w Arbitrażu Bankowym. - Chcę uświadomić osobom, które bank naciągnął, żeby walczyły o swoje. Rozumiem, że bank nie jest instytucją charytatywną, ale powinien mieć odrobinę przyzwoitości. Jestem typowym polskim chłopem, który żywemu nie przepuści. Wysłałem swoją historię pocztą elektroniczną do Polskiego Związku Narciarskiego, żeby poinformować ich, jakiego mają sponsora. Niestety, nie otrzymałem żadnej odpowiedzi - opowiada pan Adam.
Więcej o tej sprawie: czytaj w blogu Macieja Samcika