W ośmioletnie audi pana Tomasza uderzył inny kierowca. Zależało mu na szybkiej wypłacie odszkodowania, więc poprosił ubezpieczyciela sprawcy o przelanie odszkodowania z obowiązkowego ubezpieczenia OC na konto. Nie chciał zostawiać auta w warsztacie, który rozliczyłby się bezpośrednio z firmą ubezpieczeniową. Po kilku dniach pan Tomasz dostał pieniądze, jednak o naprawie samochodu mógł zapomnieć. Zamiast wyliczonych w kosztorysie 15 tys. dostał 10,3 tys. zł. Ubezpieczyciel zmniejszył odszkodowanie, bo stwierdził, że skoro auto miało już swoje lata, to odszkodowanie należy pomniejszyć o amortyzację, czyli zużycie części.
W ten sposób firmy ubezpieczeniowe potrafią pomniejszyć wypłatę odszkodowania nawet o 70 proc.
To niezgodne z prawem. Sąd Najwyższy w kwietniu 2012 r. jasno orzekł, że odszkodowanie musi być pełne, a do naprawy muszą zostać użyte nowe części. To chroni poszkodowanych kierowców przed montowaniem tańszych zamienników albo konieczności dopłacania do naprawy z własnej kieszeni, mimo że stłuczka nie była z ich winy.
- Większość zakładów ubezpieczeń nie respektuje rozstrzygnięć Sądu Najwyższego. W konsekwencji naruszone są prawa osób poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych - mówi "Gazecie" Bartłomiej Chmielowiec, autor raportu przygotowanego przez biuro Rzecznika Ubezpieczonych.
Dodaje, że od wyroku Sądu zmieniło się tylko jedno. - Obecnie ubezpieczyciele nazywają zabronioną przez Sąd Najwyższy amortyzację urealnieniem. To teraz słowo klucz - mówi Chmielowiec.
Jak firmy tłumaczą klientom zaniżanie odszkodowań? - Ubezpieczyciele mają wzory pism, które wysyłają do poszkodowanych. Utartymi schematami tłumaczą proceder zaniżania odszkodowań. Nie wiemy, czy opracowywała je Polska Izba Ubezpieczeń, czy po prostu ubezpieczyciele dzielą się nimi między sobą. Próbują w nich wyjaśniać, że wysokość tych potrąceń nie wynika z amortyzacji, tylko ilości oraz dostępności cen tych części na rynku, ale w żaden sposób nie potrafią udowodnić swoich twierdzeń - mówi nam osoba z branży ubezpieczeniowej.
Z raportu Rzecznika Ubezpieczonych wynika też, że większość ubezpieczycieli nie chce zwracać kierowcom kosztów wynajmu samochodów zastępczych (finansowany z OC sprawcy).
Niektóre firmy pokrywają koszty najmu, ale tylko przez ograniczony czas, który nie wystarcza na naprawę. Inne nie chcą zwracać kierowcom kosztów wynajmu samochodów zastępczych, jeśli mieszkają w centrum miast i mogą dojeżdżać do pracy np. autobusem.
To też wbrew prawu. W listopadzie 2011 roku Sąd Najwyższy zdecydował, że właścicielowi uszkodzonego samochodu należy się auto zastępcze z polisy OC sprawcy. Nawet jeśli ma on dostęp do komunikacji miejskiej.
Rzecznik zwraca również uwagę na to, że ubezpieczyciele nie informują poszkodowanych o możliwości uzyskania odszkodowania w związku z utratą wartości handlowej pojazdu. Chodzi o to, że jeśli poszkodowany będzie chciał sprzedać swój samochód, to dostanie za niego mniej pieniędzy z uwagi na to, że auto było "bite". Nie dając poszkodowanym możliwości ubiegania się o odszkodowanie za spadek wartości uszkodzonego auta, ubezpieczyciele łamią rekomendacje KNF.
Co na to ubezpieczyciele? - PZU SA działa zgodnie z prawem i w pełni realizuje wytyczne wynikające z uchwał Sądu Najwyższego - poinformowała nas Agnieszka Rosa z biura prasowego PZU.
Do nieprzestrzegania wyroku Sądu Najwyższego przyznaje się niejako towarzystwo ubezpieczeniowe Uniqa, które odpowiedziało nam, że amortyzacji nie stosuje tylko wtedy, kiedy poszkodowany udokumentuje przeprowadzenie naprawy uszkodzonego auta. - To wbrew wyrokowi Sądu! - mówi Rzecznik.
A co na to Polska Izba Ubezpieczeń, reprezentująca wszystkich ubezpieczycieli? - "Każdej analizie Rzecznika Ubezpieczonych przyglądamy się z należytą uwagą. Jesteśmy zainteresowani spotkaniem z Rzecznikiem, tak aby poznać szczegóły jej przygotowania. Z pewnością przyjrzenie się metodologii i szczegółowym wynikom pozwoli zakładom ubezpieczeń, których analiza dotyczy, wyciągnąć praktyczne wnioski. Warto podkreślić, że w 2012 roku ubezpieczyciele wypłacili niemal milion świadczeń i odszkodowań z tytułu polis OC komunikacyjnych - wyjaśnia nam e-mailem Izba. I zwraca uwagę, że po lekturze analizy nie wiem, o jakiej skali problemu mówi Rzecznik.