Ubezpieczenie niskiego wkładu własnego to stały temat w serwisie Wyborcza.biz, a także w blogu "Subiektywnie o finansach". W przypadku kredytów we frankach szwajcarskich takie ubezpieczenie jest w praktyce dodatkową prowizją, którą klient może płacić przez kilkanaście lat - bo wzrost kursu franka często wpływa na redukcję wkładu własnego klienta. Z powodu tych ubezpieczeń cierpi na pewno kilkadziesiąt, a być może nawet kilkaset tysięcy klientów. Jedna z klientek banku Millennium zaalarmowała nas, że z ubezpieczeniem niskiego wkładu własnego wiąże się pewien dokuczliwy drobiazg. Jej zdaniem jest on dodatkową, niczym nieuzasadnioną szykaną przygotowaną przez bank dla osób spłacających raty.
"Oskarżonym" w tej sprawie jest bank Millennium. "Kredyt brałam w 2007 r., kwota wynosiła wówczas 430 tys. zł (czyli 201 tys. franków szwajcarskich). Teraz saldo kredytu wynosi 178 tys. franków, ale w złotych oczywiście więcej niż na początku. Dodatkowym zabezpieczeniem kredytu do czasu, gdy saldo zadłużenia stanie się niższe niż 364 tys. zł, jest ubezpieczenie" - pisze czytelniczka.
Czytaj też: Jak długo będziesz płacił ubezpieczenie niskiego wkładu? Jeśli bank był sprytny, to...
Jest nadzieja! Czytelniczka prawomocnie wygrała spór z bankiem o ubezpieczenie niskiego wkładu własnego!
Bank okazał się bardzo sprytny, bo zapis umowy sformułował w taki sposób, że ubezpieczenie jest uzależnione od salda kredytu w złotych, a nie we frankach. Gdyby było uzależnione od franków, byłoby zapewne znacznie niższe (klientka spłaciła już 23 tys. franków kapitału, czyli 13 proc. pierwotnego salda kredytu). Wzór, według którego bank oblicza ubezpieczenie, czyli obecne saldo kredytu mnożone przez obecny kurs sprzedaży franka minus 364 tys. zł, nie daje szans na rychłe uniknięcie opłaty, która wynosi 3 proc. Czytelniczka twierdzi, że z jej obliczeń wynika, iż ubezpieczenie niskiego wkładu własnego przestanie płacić po... jakichś 20 latach (kredyt jest na 35 lat).
Ale i to dopiero przygrywka do właściwego problemu czytelniczki. "Pozostaje jeszcze kwestia kursu, według którego bank wylicza sobie składkę. 28 lutego kurs franka w banku Millennium wynosił 3,56 zł. Średni kurs NBP tego samego dnia wyniósł 3,41 zł. Różnica w składce z tytułu zastosowania wyższego kursu wynosi ok. 900 zł. Według mnie bank nie ma podstaw, by stosować swój kurs sprzedaży do wyliczenia składki. Jak rozumiem, główną usługą banku jest kredyt walutowy, spłacany we frankach, które dodatkowo mi ten bank sprzedaje. Nie mam obowiązku kupować u niego tych franków i w każdej chwili mogę założyć konto walutowe, na które będę wpłacać franki" - argumentuje klientka.
Czytaj też: Obiecali mi kredyt z ratą, jakiej nie dostanę nigdzie indziej. Pojechałem i...
Czytaj też: Getin Bank utrudnia życie klientom internetowych kantorów. 50 zł prowizji za jeden przelew!
Czy bank może określić sposób wyliczania salda (a potem i składki ubezpieczenia), opierając się na swoim kursie waluty? O ile w przypadku spłaty kredytu mamy do czynienia z transakcją, w tle której może występować zakup waluty od banku (więc i spread), o tyle jeśli chodzi o naliczenie składki wkładu własnego, nie ma żadnej sprzedaży walut, nawet teoretycznej. Więc dlaczego przeliczać składkę po cenie uwzględniającej spread? W dodatku od spreadu przy spłacie rat można się od biedy uwolnić, żądając bezpłatnego aneksu umożliwiającego dostarczanie do banku bezpośrednio franków (to dobrodziejstwo ustawy antyspreadowej). A od przeliczenia raty ubezpieczenia wkładu własnego po niekorzystnym kursie nijak uwolnić się nie da. Czy to sprawiedliwe?
Czytaj też: Spór o ubezpieczenie niskiego wkładu. Oto jak bank przechytrzył swoich klientów
Wojciech Kaczorowski, rzecznik banku Millennium, nie zgadza się z zarzutami. "Zapisy Regulaminu kredytowania osób fizycznych w ramach usług bankowości hipotecznej banku Millennium wprost wskazują, iż w przypadku kredytu w walucie obcej dla odnawiania zabezpieczeń kredytu stosuje się kurs sprzedaży dewiz obowiązujący w dniu odnawiania zabezpieczenia, na podstawie obowiązującej w banku Tabeli Kursów Walut Obcych. Nie ma tu żadnej dowolności, a bank nie ma podstaw do zastosowania kursu innego niż wskazany w regulaminie. Na rynku nie funkcjonuje też 'prawdziwa' cena franka. Dla jednego klienta 'prawdziwą' ceną franka może być kurs średni NBP, dla innego kurs z wybranego kantoru internetowego. W relacjach banku z Klientami musi istnieć jasno określony sposób obliczenia kosztów ubezpieczenia i tak jest to zapisane w naszym Regulaminie" - odpowiedział nieco filozoficznie rzecznik banku Millennium. Innymi słowy, bank Millennium uważa, że... wszystko jest względne, także ocena, który kurs waluty jest tym "prawdziwym".