Od paru miesięcy oszczędności ulokowane w Spółdzielczych Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych przez 2,6 mln Polaków nie są objęte żadnymi gwarancjami wypłat. Wcześniej, w przypadku bankructwa którejś z Kas, pieniądze wypłacać miało klientom Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych SKOK. Władze Kasy Krajowej - sprawującej wówczas nadzór nad wszystkimi Kasami - szczyciły się, że oszczędności w SKOK-ach są równie bezpieczne jak w bankach. W razie upadku Kasy TUW SKOK miał wypłacać klientom do 100 tys. euro (taką samą kwotę wypłat gwarantuje klientom banków Bankowy Fundusz Gwarancyjny). Parę miesięcy temu TUW SKOK po cichu wypowiedział Kasom umowy.
Zgodnie z ustawą uchwaloną niedawno przez Sejm od listopada wszystkie SKOK-i zostaną objęte gwarancjami BFG. Kilka dni temu rada BFG zadecydowała, że zapłacą Funduszowi z tego tytułu składkę w wysokości 0,02 proc. swoich aktywów. Zgodnie z prawem rada mogła nałożyć na Kasy opłatę nawet 15-krotnie wyższą.
Większe obciążenie pogorszyłoby jednak dodatkowo, i tak już kiepską, sytuację finansową Kas. Z raportu opublikowanego niedawno przez Komisję Nadzoru Finansowego wynika, że spośród 55 działających Kas, aż 27 odnotowało w ubiegłym roku straty. Tylko połowa Kas miała współczynniki wypłacalności na wymaganym przez prawo poziomie (4 proc.). Sześć Kas miało wypłacalność poniżej zera.
Kwota, którą Kasy wpłacą w tym roku do BFG - łącznie około 4 mln zł - jest śmiesznie niska, w porównaniu z tym, co Fundusz musiałby wypłacić klientom, gdyby upadła choćby jedna z Kas.
Władze BFG zakładają jednak, że wypłata środków gwarantowanych to ostateczność. Kasy, które mają problemy finansowe, powinny najpierw spróbować autonaprawy. Pomóc im w tym mają środki z funduszu stabilizacyjnego w Kasie Krajowej, na który obowiązkowo składają się od lat wszystkie Kasy. Według raportu KNF do ubiegłego roku w funduszu zgromadzono ponad 411 mln zł. Kasom borykającym się z problemami finansowymi wypłacono do tej pory 28 mln zł pomocy.
Przez wiele lat władze Kasy Krajowej - na czele z ówczesnym prezesem Grzegorz Biereckim (obecnie senator PiS) - niechętnie godziły się na udzielanie pomocy z funduszu stabilizacyjnego. Ich patentem na uzdrawianie systemu było łączenie Kas zagrożonych upadłością z innymi (czasami znajdującymi się w niewiele lepszej sytuacji finansowej). W ten sposób z ponad 300 Kas działających w latach 90. zostało 55. Problemy finansowe nie zniknęły jednak, lecz skumulowały się - co pokazał raport KNF.
Teraz łączenie Kas ma być dopiero drugim krokiem - jeśli nie powiedzie się proces autonaprawy. Jest jednak ważny warunek: konsolidacja nie może zagrażać bezpieczeństwu oszczędności klientów Kasy, która ma przejąć bankruta. BFG może udzielić Kasie pożyczki lub gwarancji pokrycia strat związanych z przejęciem bankruta.
Jeśli żaden ze SKOK-ów nie będzie zainteresowany przejęciem upadającej Kasy - może ona zostać przejęta przez bank. A gdy i to się nie powiedzie - Kasa zostanie zlikwidowana. Dopiero wówczas BFG zobowiązany będzie wypłacić klientom ich oszczędności.
Decyzję BFG dotyczącą wysokości składki przyjęły z ulgą władze większości Kas. Po ogłoszeniu przez KNF zbiorczych wyników finansowych SKOK spodziewano się, że rada Funduszu ustanowi najwyższą możliwą opłatę. Pozostaje jednak pytanie: czy Kasy faktycznie zdołają uzdrowić się same? Czy za ratowanie oszczędności ich klientów zapłacą banki?