Chciała przekształcić polisę na bezskładkową. Trafiła na haczyk

- Żeby nie płacić wysokiej opłaty likwidacyjnej za wycofanie pieniędzy z polisy inwestycyjnej, postanowiłam przekształcić ją na bezskładkową. Nie sądziłam, że zostanę aż tak surowo ukarana. A moja strata sięga już 9 tys. zł - poskarżyła się czytelniczka gazetowego blogu "Subiektywnie o Finansach". Jaki haczyk znalazła na nią firma ubezpieczeniowa Skandia?

Kilkaset tysięcy ludzi w Polsce płaci comiesięczne składki w ramach polis typu unit-link. Jedne są obciążone mniejszymi prowizjami, inne większymi, jedne są fajniejsze, inne mniej fajne. Jedne przejrzyste, inne wręcz przeciwnie. Łączy je jedna cecha - słynne opłaty likwidacyjne, czyli niemożność wycofania się z inwestycji przed upływem 10-15 lat bez ponoszenia kar finansowych, które w pierwszych latach mogą pożreć większość pieniędzy. Co prawda są wyroki sądowe, które kwestionują wysokie opłaty likwidacyjne, jednak większość firm ubezpieczeniowych nie ustępuje łatwo w walce o swoje.

Nie oznacza to oczywiście, że każda tego typu inwestycja jest z góry skazana na porażkę. Polisa unit-link zapewnia rozłożenie inwestycji między kilka funduszy (czasem takich, które trudno kupić w Polsce na własną rękę), elastyczność zmian w portfelu i łatwość dziedziczenia pieniędzy. Przy agresywnej strategii, opartej na funduszach akcji, wzbogaconej o odrobinę szczęścia, można liczyć na to, że wyjmie się z takiej polisy mniejsze lub większe zyski. Kłopot w tym, że większość klientów takich produktów wybiera strategie w miarę ostrożne, które gwarantują, że zyski - z definicji niewielkie - będą na pewno zjedzone przez prowizje i opłaty.

Czytaj też: Rady dla nabitych w polisy inwestycyjne. Da się wygrać z ubezpieczycielem!

Czytaj też: Akcja likwidacja, czyli klient przywiązany do polisy jak chłop pańszczyźniany do ziemi

Co robić? Lepiej nie ruszać polisy

W takiej sytuacji najbardziej sensowne jest zawieszenie inwestycji na kołku, ale nie poprzez zerwanie umowy - by nie naciąć się na opłaty likwidacyjne. Zamrożenie inwestycji i przekształcenie umowy w bezskładkową. A więc - nie wyjmujemy z polisy unit-link pieniędzy (liczymy, że jeszcze coś tam urosną), ale nie inwestujemy w nią już nowej kasy. Tę lokujemy w miejscach, gdzie mają szansę urosnąć szybciej. Takie posunięcie rozważa m.in. pani Olga, stała czytelniczka blogu.

"Siedem lat temu (będąc na trzecim roku studiów) postanowiłam, że powinnam inwestować oszczędności. Udałam się więc do Open Finance i dałam się namówić na polisę w Skandii. Był to Multiportfel ze składką regularną (o zgrozo!) 500 zł. Każdego roku składka zwiększała się o wartość inflacji. Doszło do tego, że musiałam pracować w trzech miejscach, żeby utrzymać się na jako takim poziomie.

Doradca obiecywał, że po pięciu latach wyrzeczeń będę mogła zawiesić składkę regularną. Ale nie wspomniał o konsekwencjach, czyli o masakrycznych wręcz opłatach za zarządzanie zawieszoną polisą. Kiedy po pięciu latach zadzwoniłam do swojego "opiekuna" z prośbą, żeby poinformował mnie o czynnościach, jakie muszę dokonać, aby przejść na umowę bezskładkową, również o tym nie wspomniano".

Czytaj też: Sprzedawcy polis inwestycyjnych nie mówią nam całej prawdy. Kto ściemnia najbardziej?

Czytaj też: Pomysł na zmniejszenie strat na polisach inwestycyjnych? Usypiający

9 tys. zł straty. A opłaty ciągle słone

Bilans przygody pani Olgi z inwestycją w MultiPortfel jest niewesoły. Siedem lat wpłacania po 500 zł miesięcznie oznacza, że poświęciła 42 tys. zł . Straty i prowizje spowodowały, że dziś ma o 9 tys. zł mniej, niż wpłaciła. Pani Olga twierdzi, że sama tylko opłata za zarządzanie wynosi ponad 100 zł miesięcznie. Pani Olga od prawie dwóch lat nie ma co prawda obowiązku wpłacać składek regularnych, ale... Skandia przygotowała dla niej pułapkę. "Opłata za zarządzanie Częścią Bazową rachunku w trakcie Umowy Bezskładkowej wynosi 3,9 proc. Opłata za zarządzanie Częścią Wolną rachunku wynosi 1,95%".

Krótko mówiąc: można nie płacić po 500 zł miesięcznie, ale ryzykuje się tym, że jej już zgromadzone pieniądze nie urosną, bo przy sięgającej prawie 4 proc. opłacie za zarządzanie potrzebna będzie permanentna hossa i fura szczęścia zarządzających, żeby w długiej perspektywie wykręcić wynik lepszy choćby od inflacji. "Niestety zdałam sobie sprawę, że z takimi opłatami za zarządzanie (gdy wartość portfela rośnie, to i opłata za zarządzenie rośnie) nie będę w stanie odrobić straty 9000 zł" - konkluduje czytelniczka.

Najchętniej inwestuje w :
Więcej o: