Podwyżki prowizji to temat, który powraca dość często. Największe emocje wzbudzają te zmiany w taryfach, które dotyczą prowadzenia kont bankowych oraz używania kart - to wszak najpopularniejsze usługi finansowe, a do korzystania z nich za darmo banki skutecznie nas przyzwyczaiły.
Stąd podwyżki prowizji za konta i karty to dla banków wizerunkowe pole minowe. Na razie bankowcy starają się "wyciskać" głównie klientów korzystających z jakichś starszych pakietów, wycofanych już z oferty. Tacy klienci są megalojalni, więc się nie obrażą, a całą operację można niewinnie nazwać "ujednoliceniem", czy też "unifikacją" tabeli prowizji.
Poletkiem doświadczalnym dla podwyżek prowizji są też klienci, którzy mają kredyt hipoteczny. Marży ruszyć nie można, bo jest zapisana w umowie, ale... można spróbować ustawić na zaporowym poziomie prowizję za każdą zmianę umowy lub warunków spłaty kredytu. Kiedyś obowiązkowym patentem było wrzucenie kilkusetzłotowej lub kilkutysięcznej prowizji za zmianę waluty spłaty rat kredytu. Ale złoty interes się skończył, bo posłowie uchwalili zakaz obciążenia takich zmian umowy prowizjami.
Czytaj też: Drastyczne podwyżki prowizji uderzają w kredytobiorców. Niby mogą ich nie przyjąć, ale tak naprawdę są niewolnikami banku
Czytaj też: Zgarniali najwięcej klientów, a teraz szykują podwyżki. Koniec dostawy gotówki przez listonosza!
Teraz niestety moda na wyciskanie kredytowych klientów powraca. Banki żądają np. po 100 zł za jednozdaniowe zaświadczenie o wysokości zapłaconych przez klienta odsetek w danym roku podatkowym. Zaświadczenie jest potrzebne po to, żeby klient mógł skorzystać z tzw. ulgi odsetkowej. Niedawno mBank wprowadził dla klientów spłacających kredyty samochodowe i gotówkowe prowizję w wysokości 50 zł za każdą zmianę warunków spłaty kredytu, nawet taką, która nie wymaga spisania aneksu.
Dziś niestety kolejna zła wiadomość dla tych, którzy spłacają kredyty. Tym razem nie popisał się PKO BP, który drastycznie podwyższył niektóre prowizje narzucane swoim klientom hipotecznym. PKO BP jest liderem rynku kredytów mieszkaniowych. Sprawa jest o tyle bolesna, że duża część tych klientów spłaca kredyty we frankach, a więc jest de facto "niewolnikami" banku. Napisane w ogłoszeniu o podwyżkach prowizji zdanie o tym, że klient ma prawo nie zaakceptować zmian i rozwiązać w terminie 30 dni umowę łączącą go z bankiem brzmi w tym momencie jak szyderstwo.
Czytaj też: Czy to nie przesada? Banki żądają nawet 100 zł za jednozdaniowe zaświadczenie!
Jakie zmiany czekają kredytowych klientów PKO BP? Największy niepokój budzi pozycja "Inne czynności wykonane na wniosek kredytobiorcy lub pożyczkobiorcy wymagające zmiany postanowień umowy kredytu lub pożyczki hipotecznej w formie aneksu do umowy, nieskutkujące zmianą kwot spłaty bądź terminów spłaty". Czyli zapewne zmiany dotyczące adresów, nazwisk i innych danych dotyczących kredytobiorców. Do tej pory stawka prowizji wynosiła 150 zł. W nowej taryfie, obowiązującej od połowy sierpnia, rośnie do poziomu aż 300 zł.
Podobna jest skala podwyżki prowizji za "inne czynności wykonane na wniosek kredytobiorcy lub pożyczkobiorcy wymagające zmiany postanowień umowy kredytu lub pożyczki hipotecznej w formie aneksu do umowy, skutkujące zmianą kwot spłaty bądź terminów spłaty". Tu z kolei chodzi zapewne o zmiany harmonogramu spłat. Dotychczasowa opłata 150 zł, a teraz - 300 zł. Z wchodzącej w sierpniu taryfy opłat zniknął natomiast punkt mówiący o opłacie za "zawieszenie spłaty raty lub rat w formie aneksu".
W przypadku kredytów ze zmienną stopą procentową była to usługa darmowa. Ponieważ z nowej taryfy ten punkt zniknął, należy domniemywać, że w stosunku do klientów, którzy zgłoszą się z prośbą o czasowe zawieszenie rat, bank będzie stosował teraz 300 zł prowizji. Wychodzi na to, że od sierpnia wakacje kredytowe będą dla klientów PKO BP dość drogą imprezą.
Czytaj też: Tajemnicza prowizja w mBanku. Wezmą 50 zł za... no właśnie, za co?
Chcesz porozmawiać z autorem tekstu? Napisz! maciej.samcik@wyborcza.biz