Rekordowo niskie stopy procentowe powodują, że banki muszą coraz bardziej się starać w ofertach kredytów gotówkowych, by nie przebić z oprocentowaniem magicznego poziomu 16 proc. Zgodnie z ustawą antylichwiarską bankowe odsetki od kredytów nie mogą bowiem przekroczyć czterech stawek NBP-owskiej stopy lombardowej, a ta wynosi obecnie 4 proc. Oczywiście nie ma najmniejszych szans, by kredyt na 16 proc. w skali roku okazał się dla banku rentowny przy kosztach pozyskiwania pieniądza na poziomie 3-3,5 proc. oraz po uwzględnieniu faktu, iż średnio 18 proc. kredytów ma opóźnienie w spłacie rat (i większość z nich zostanie sprzedana do funduszy sekurytyzacyjnych za 5-10 proc. wartości nominalnej).
Przy stawce maksymalnego oprocentowania rzędu 16 proc. w skali roku bank może sobie pozwolić na pożyczenie pieniędzy co najwyżej stałemu klientowi, mającemu z tym bankiem długoterminową relację: ROR, dochody, kartę, transakcje. A więc mało ryzykownemu i przewidywalnemu. Jeśli dziś poszlibyście po pożyczkę gotówkową do oddziału jakiegokolwiek banku, który nic o was nie wie, to na pewno nie wyjdziecie z niego tylko z gotówką, ale też z co najmniej dwoma dodatkowymi produktami.
Czytaj też: Bank wykastrował kartę z najlepszej funkcji. Z powodu... oszczędności
Czytaj też: Patent na tanią pożyczkę. Niezawodny?
A skoro nie da się w banku wziąć kredytu gotówkowego, który nie byłby boleśnie "obstawiony" innymi produktami finansowymi, to może... przerobić na kredyt gotówkowy zwykłą kartę kredytową? Jeden z naszych czytelników, pan Paweł, podrzucił taką właśnie koncepcję. Otóż bierzemy z banku kartę kredytową. Oprocentowanie takiej karty nie ma prawa przekraczać limitu wynikającego z ustawy antylichwiarskiej, czyli 16 proc. Ale jeśli dobrze poszukamy, znajdziemy kartę w promocji, z oprocentowaniem 11-12 proc. (wystarczy, że zgodzimy się na przeniesienie zadłużenia z innej karty). Ponieważ karty nie będziemy używać, więc trzeba od razu uwzględnić jakieś 40 zł rocznej opłaty za posiadanie plastiku (gdybyśmy płacili kartą za zakupy w sklepie, tej prowizji by zapewne nie było).
Ponieważ chcemy "przerobić" naszą "kredytówkę" na pożyczkę gotówkową, to idziemy do bankomatu i wypłacamy cały limit karty w gotówce. Prowizja wynosi kilkadziesiąt złotych, ale też wliczamy ją w koszty zabawy. A potem co miesiąc spłacamy po 10 proc. wartości "pożyczki", wpłacając pieniądze na rachunek karty. Po roku (lub nawet wcześniej) kartę mamy spłaconą. Pan Paweł wylicza, że przy limicie 6000 zł, promocyjnym oprocentowaniu karty (np. rzeczone 11-12 proc. w pierwszym roku), po uwzględnieniu opłaty za kartę i za transakcję w bankomacie - wyjdzie 15-16 proc. kosztów w skali roku. Dość tania pożyczka gotówkowa i to bez żadnych produktów dodatkowych!
Czytaj też: Chcesz nagrodę? Wypłacaj kasę z bankomatów kartą... kredytową
Chcesz porozmawiać z autorem tekstu? Napisz! maciej.samcik@wyborcza.biz