Miał 250 tys. kredytu i wygodne życie. Teraz: 800 tys. i komornika na karku. Wszystko przez...

Jak w ciągu zaledwie dziesięciu lat, zaczynając od relatywnie niewielkiego kredytu hipotecznego na 250 tys. zł, stać się bankrutem z zadłużeniem zbliżającym się do miliona złotych, wkrótce bez dachu nad głową i z komornikiem na koncie? To kolejna opowieść z frankiem w tle

To smutna historia pokazująca w jaki sposób, źle szacując swoje możliwości finansowe, z wydatną "pomocą" bankowych sprzedawców stać się bankrutem. Pan Marek w 2001 r. kupił dom na wsi od dewelopera, zadłużając się w banku ING. Wtedy był to kredyt w dolarach. Po kilku latach czytelnik przeniósł dług do banku Millennium, przewalutowując go jednocześnie na złote. Nieszczęście zaczęło się jednak dopiero w 2008 r., z powodu franka szwajcarskiego. Ale nie tylko, bo sprawy posypały się - jak to w życiu bywa - kompleksowo.

W owym 2008 r. pan Marek, wspólnie z żoną, postanowił zwiększyć trochę swój kredyt z podstawowego poziomu 250 tys. zł, by uzyskać dodatkowe pieniądze na rozbudowę poddasza. - Poradzono nam, aby przewalutować cały dług na franka, zwiększając tym samym zdolność kredytową. Dobraliśmy do dotychczasowego długu 80 tys. zł i w sumie kredyt opiewał na 175 tys. franków - opowiada czytelnik. Niedługo potem rozpoczęły się problemy finansowe z powodu utraty pracy przez pana Marka.

Czytaj też: Czy da się unieważnić kredyt we frankach? Jeśli bank wprowadził w błąd...

Na początku kłopotów czytelnika bardzo dobrze zachował się Eurobank: - Gdy złożyliśmy podanie do banku o obniżenie raty o 50 proc., praktycznie od ręki otrzymaliśmy zgodę. Kolejne miesiące to znajdywanie i tracenie przeze mnie źródła dochodów i mniejsze lub większe opóźnienia w spłacie kredytu. Gdy po raz kolejny poprosiliśmy o obniżenie raty, bank nie wyraził już zgody. Ale mnie udało się zorganizować wsparcie unijne z gminy, co spowodowało, że płaciłem przez rok połowę kredytu, zaś gmina - drugie pół. Równocześnie zmuszony byłem zamknąć firmę - zostałem z długiem ok. 70 tys. zł, który to zrestrukturyzowałem, zaciągając kredyt hipoteczny w Polbanku zabezpieczony tą samą nieruchomością - opowiada pan Marek. Jak się w życiu sypie, to z reguły sypie się po całości.

Czytaj też: Kupił mieszkania pod wynajem na kredyt we frankach. Teraz bankrutuje. Co robić?

Nowe problemy zaczęły się, kiedy żona czytelnika zachorowała na raka piersi i sytuacja finansowa rodziny ostatecznie się załamała - to był koniec 2012 r. Niestety, nie udało się dogadać z bankiem. - W grudniu 2012 r. wypowiedziano nam umowę i przeliczono dług na złote. Z 350 tys. zł długu, który zaciągnęliśmy z żoną, zrobiło się 530 tys. zł plus odsetki karne, czyli kwoty niemożliwe do odzyskania ze sprzedaży tej nieruchomości. Do tego bank chciał zobowiązać nas do sprzedaży nieruchomości - mówi czytelnik.

Czytaj też: Co można jeszcze zrobić w takiej sytuacji? Jak rozmawiać z bankiem? Co o tej sytuacji myśli bank? Więcej o tej sprawie w blogu Macieja Samcika

Klient nie podpisał zgody na sprzedaż domu, więc w kwietniu bank wystąpił o tytuł wykonawczy. Drugi bank, który zabezpieczył się na tej samej nieruchomości, również przystąpił do egzekucji. Łącznie dług do spłaty to 800 tys. zł. Pan Marek nie ma pracy, nie ma oszczędności, jakiekolwiek regularne dochody ma jedynie jego żona. Jedyne rozwiązanie, które wchodzi w grę, to próba sprzedaży domu na własną rękę, bez "pomocy" komornika. Wówczas uda się uzyskać wyższą kwotę i być może ograniczyć nieco bankowe długi. A jak już będzie po wszystkim, to trzeba będzie znaleźć jakąś pracę, wynająć małe mieszkanko i... znów spróbować dogadać się z bankami. Może uda się uzyskać zdjęcie komorniczego zajęcia dochodów i i na chwilę odetchnąć od problemów finansowych?

Czytaj też: Pożycz klientowi pieniądze i nie puszczaj, czyli złoty biznes bankowców na rolowaniu naszych długów

Pan Marek, poza tym że jest ofiarą własnej nieostrożności (pogrążył go brak oszczędności i przewalutowanie kredytów we frankach), mógł swego czasu próbować upadłości konsumenckiej, co być może ograniczyłoby jego długi. Nie wiadomo jednak, czy sąd uznałby go za osobę, która nie zadłużyła się nieostrożnie. Raty przestał spłacać ewidentnie z powodu utraty pracy, a to przyczyna obiektywna.

Chcesz porozmawiać z autorem tekstu? Napisz! maciej.samcik@wyborcza.biz

Więcej o: