Wszystko zaczęło się od grupy na Facebooku "Se Busca a Robin Hood", czyli "W poszukiwaniu Robin Hooda", którą założył lokalny malarz i społecznik Dario Paz. To tam padł pomysł zorganizowania akcji "Centy dla cudu" skierowanej do mieszkańców Teneryfy. Cel był prosty - zebrać możliwie jak najwięcej pieniędzy, by pomóc rodzinom, którym grozi eksmisja.
- To świetna idea, która pokazuje, że grosik wrzucony przez jedną osobę mało znaczy, ale zebrane razem prezentują już dużą siłę - mówi Paz w rozmowie z serwisem The Local.
Do akcji szybko przyłączyła się Plataforma de Afectados por la Hipoteca, czyli organizacja wspierająca osoby zagrożone eksmisją. Zbiórka odbyła się w sobotę na Teneryfie. - To był niesamowity widok. Nawet małe dzieci opróżniały swoje skarbonki, by pomóc naszej sprawie - relacjonuje Paz.
W sumie wolontariusze zebrali ponad 700 kilogramów monet - to ok. 5 tys. euro, które na pewien czas oddali widmo eksmisji przynajmniej dwóch hiszpańskich rodzin. - Chcieliśmy przy okazji trochę dokopać bankom. Zaniesiemy im worki pełne monet i powiemy: "Macie! Policzcie, czy się zgadza" - mówi Paz.
Akcja okazała się sukcesem, ale eksmisje pozostają poważnym problemem borykającej się z kryzysem Hiszpanii. Tylko w ubiegłym roku banki przejęły 40 tys. domów od Hiszpanów, których nie stać na spłacanie comiesięcznych rat hipoteki. A od wybuchu kryzysu w 2007 roku banki wyrzuciły z mieszkań ponad 400 tys. rodzin.
To efekt bańki na rynku nieruchomości - kilka lat temu w okresie prosperity dostęp do kredytów był wyjątkowo łatwy, Hiszpanie brali więc hipoteki na wyścigi i kupowali mieszkania. Jednak po wybuchu kryzysu raty poszły w górę w związku z podnoszeniem stóp procentowych w strefie euro, a wartość nieruchomości zaczęła drastycznie spadać. Swoje zrobiło też bezrobocie, które poszybowało w górę. Jeszcze w czerwcu 2007 roku bez pracy było ledwie 7,95 proc., obecnie stopa bezrobocia wynosi aż 26 proc. Efekt? Hiszpanów nie było stać na regularną spłatę rat, a banki zaczęły ich masowo wyrzucać z domów. Dane o złych kredytach, czyli takich, gdzie raty nie są płacone od co najmniej 90 dni, są najgorsze od 1962 roku, gdy Bank Hiszpanii zaczął zbierać informacje na ten temat. Złe kredyty stanowią obecnie 11,6 proc. wszystkich zaciągniętych hipotek, a ich całkowita wartość to aż 176,4 mld euro.
Eskalacja napięcia nastąpiła w ostatnich miesiącach, gdy z powodu eksmisji media nagłośniły przypadki kilku ludzi, którzy popełnili samobójstwo ze strachu przed trafieniem na ulicę. Do tego hiszpańskie prawo jest drakońskie - nawet po przejęciu nieruchomości przez bank eksmitowana rodzina w dalszym ciągu musi spłacać wszystkie raty hipoteki łącznie z odsetkami.
Przełom nastąpił w marcu, gdy marokański emigrant wygrał sprawę w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości z hiszpańskim rządem. ETS uznał, że eksmisja jego rodziny była nielegalna, i nakazał hiszpańskiemu rządowi zmianę prawa. Ten ugiął się, także pod presją protestujących Hiszpanów, i zliberalizował nieco przepisy. Od maja sędziowie mogą powstrzymać eksmisję, jeśli uznają, że umowa z bankiem zawiera nieścisłości lub nadużycia. Eksmisja może być też wstrzymana na dwa lata, jeśli dom zamieszkuje wielodzietna rodzina, emeryci, bezrobotni lub chorzy. Wciąż jednak obowiązuje przepis, w myśl którego nawet po przejęciu mieszkania eksmitowani z niego ludzie wciąż muszą spłacić bankowi brakującą część hipoteki.
W Hiszpanii jest obecnie ponad pół miliona bezdomnych, a w tym samym czasie banki dysponują 1,1 milionem pustych mieszkań, które desperacko starają się sprzedać. Oferują przy tym atrakcyjne rabaty, nawet do 80 proc. wartości mieszkania. Co ciekawe, chętnym na kupno tych mieszkań banki udzielają... kolejnych kredytów hipotecznych, choć jak przyznają hiszpańskie media, tym razem warunki uzyskania kredytu są znacznie bardziej wyśrubowane niż przed kryzysem.