Takie wnioski wypływają z najnowszego raportu Związku Banków Polskich (ZBP), który poinformował we wtorek, że w drugim kwartale banki udzieliły tylko niespełna 44,1 tys. kredytów mieszkaniowych.
Wprawdzie było ich o blisko 6 proc. więcej niż w miesiącach zimowych, jednak w analogicznym okresie przed rokiem po tego typu kredyt sięgnęło o ponad jedną dziesiątą więcej Polaków.
Przewodniczący Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości ZBP Jacek Furga uważa, że dobre i to, bo do tej pory rynek kredytów mieszkaniowych wyraźnie się kurczył. Co prawda pod koniec roku akcja kredytowa minimalnie wzrosła, ale było to zasługą programu "Rodzina na swoim". Ponieważ wygasał on od 2013 r., wiele osób przyspieszyło decyzję o zakupie mieszkania, by załapać się na budżetową dopłatę do kredytu (mniej więcej połowę odsetek przez osiem lat spłaty).
Jacek Furga ocenia, że - na razie - wyraźne ożywienie na rynku kredytów mieszkaniowych jest mało prawdopodobne. - Same banki skutecznie takiemu ożywieniu przeciwdziałają - mówi ten specjalista. I wyjaśnia, że dla wielu potencjalnych kredytobiorców nie do przeskoczenia są restrykcyjne wymagania banków. Jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji, to, że ten rynek jeszcze się kręci, jest w dużej mierze zasługą PKO BP.
Halina Kochalska z Open Finance potwierdza, że skutki przykręcenia kurka z kredytami odczuwają zwłaszcza osoby prowadzące działalność gospodarczą oraz zatrudnione na tzw. umowach śmieciowych. Równocześnie Kochalska zwraca uwagę, że odrobinę optymizmu mogą wlać w serca osób chcących sprzedać swoje mieszkania oraz deweloperów najnowsze dane NBP dotyczące przyrostu zadłużenia Polaków z tytułu złotowych kredytów mieszkaniowych. W lipcu wzrosło ono o blisko 2,2 mld zł. Dla porównania w kwietniu - o blisko 1,6 mld, a w czerwcu - ponad 1,8 mld zł.
- Wszystko wskazuje na to, że udany lipiec to dopiero początek lepszego całego drugiego półrocza - komentuje analityczka Open Finance. Według niej to efekt niskich stóp procentowych oraz pierwszych sygnałów wychodzenia z kryzysu Polski i licznych gospodarek w innych krajach Europy.
Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest jednak liczony przez ZBP Indeks Dostępności Mieszkaniowej, który wskazuje, że w drugim kwartale korzyści wynikające ze spadku oprocentowania kredytów mieszkaniowych zniwelowały topniejące wynagrodzenia i rosnące koszty utrzymania. ZBP potwierdził też to, co już wcześniej sygnalizowali pośrednicy i deweloperzy - zbyt restrykcyjne wymagania banków powodują, że coraz więcej kupujących mieszkania sięga do własnego portfela. Czy miało to wpływ na wartość zawieranych transakcji?
Z danych bankowego systemu Analiz i Monitorowania Rynku Obrotu Nieruchomościami (AMRON) wynika, że we Wrocławiu, w Gdańsku, Krakowie, Łodzi i Białymstoku średnia cena transakcyjna minimalnie wzrosła w drugim kwartale, zaś w Warszawie, Poznaniu i Katowicach - minimalnie spadła. Jacek Furga podkreśla jednak, że te ruchy są kosmetyczne, a wynikają ze zmian w strukturze transakcji. Np. w stolicy spadł udział mieszkań relatywnie droższych o powierzchni do 45 m kw., a wzrósł - większych lokali, do 65 m kw. Dodajmy, że blisko sześć na dziesięć kupionych w drugim kwartale mieszkań mieściło się w przedziale cen 6-8 tys. zł za m kw.