"Mam pewną wątpliwość dotyczącą kredytu hipotecznego z 2007 r. i ubezpieczenia wkładu własnego. Otóż do końca września mam do zapłaty składkę ubezpieczenia, a bank Millennium podesłał mi pismo, w którym proponuje alternatywę: zamianę ubezpieczenia na dodatkową prowizję. Aby zachęcić mnie do zmiany umowy i podpisania aneksu (jest bezpłatny), bank zadeklarował, że zmniejsza tzw. mnożnik rzutujący na wysokość składki z 3 proc. na 2,5 proc. Cała operacja nie wiąże się z żadnymi dodatkowymi kosztami, tak przynajmniej zapewniła mnie pani z infolinii banku" - pisze do autora blogu Subiektywnie o finansach jeden z czytelników, pan Marcin.
Bank dobrowolnie zrzeka się w tym konkretnym przypadku 1,5 tys. zł i czytelnika trochę to zastanawia. Nie on jeden dostał taką propozycję z banku Millennium. W tej samej sprawie pisze pan Krzysztof. "W ostatnich dniach wiele osób (w tym ja) dostało propozycję zastąpienia ubezpieczenia przez prowizję. W moim przypadku bank proponuje 6,7 tys. zł prowizji zamiast 8 tys. zł ubezpieczenia. Wiadomo, że bank nie robi tego z dobroci serca. Czy bank boi się delegalizacji ubezpieczenia niskiego wkładu? A może zabezpiecza się przed jakimś pozwem zbiorowym?".
Czytaj też: Droga polisa lub ciemność i mrok. Tak Expander zachęca do odkładania na ekstra-emeryturę
Czytaj też: W mBanku znów podwyżki. Zapłacisz więcej, jeśli lubisz bankomaty
Kolejnemu czytelnikowi, panu Jakubowi, bank Millennium proponuje układ jeszcze lepszy. Jeśli zdecyduje się na kontynuowanie ubezpieczenia niskiego wkładu, to nie obędzie się bez ściągnięcia z konta 6,6 tys. zł. Jeśli zaś wybierze prowizję, to nie dość, że bank zabierze 5,5 tys. zł, to jeszcze może rozłożyć tę należność na raty miesięczne - przez trzy lata po 185 zł. Pani Joanna, która z tytułu ubezpieczenia niskiego wkładu własnego powinna zapłacić 15,1 tys. zł, otrzymała opcję zapłaty 12,5 tys. zł prowizji z góry albo płacenia jej w ratach przez trzy lata - w sumie 15 tys. zł.
Jakie są intencje banku? I czy warto skorzystać z oferty? Czy w banku doszli do wniosku, iż prędzej czy później dojdzie w sądzie do zakwestionowania ubezpieczenia niskiego wkładu? Prowizja jest w tym przypadku dużo bardziej dla banku bezpieczna. Z przychodów z niej może opłacić ubezpieczenie niskiego wkładu w firmie ubezpieczeniowej.
Wskazówką do odpowiedzi na te pytania jest wyrok sądowy z 2011 r., w którym klientka banku Millennium wywalczyła anulowanie kosztów ubezpieczenia niskiego wkładu własnego. Sąd orzekł wtedy prawomocnie, że obciążenie klientki kosztami ubezpieczenia niskiego wkładu jest niedopuszczalne i niezgodne z dobrymi obyczajami. I dodał, że z umowy zawartej przez bank nie wynika konieczność obciążania składką ubezpieczeniową kredytobiorczyni, zwłaszcza że stronami umowy były bank oraz ubezpieczyciel.
Czytaj też: Bank idzie na wojnę z chwilówkami! 900 zł bez żadnych opłat, ani odsetek!
Czytaj też: Kolejna megagwiazda w reklamach BZ WBK! Będzie nowe szaleństwo?
Jednak już w 2008 r. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał, że "nie ma żadnych podstaw, aby kredytobiorca ponosił koszty umów ubezpieczenia zawieranych przez bank, który działa na swoją rzecz, w sytuacji gdy kredytobiorca nie jest stroną tej umowy ani też uposażonym". Ubezpieczenie niskiego wkładu własnego czymś takim właśnie jest. Bank ubezpiecza klientów, którzy nie mają wkładu własnego, a potem przychodzi do klientów, żeby pokryli mu koszty umowy ubezpieczenia. Czasem nawet jeszcze dolicza do tego wszystkiego spread walutowy.
Niektóre z banków liczą składki w taki sposób, że klient ma pewność, iż będzie płacił ubezpieczenie jeszcze przez 15-20 lat. Złość klientów jest wielka i zdaje się narastać. Nic dziwnego, że banki wolą sprawy nie lekceważyć. Albo po prostu dochodzą do wniosku, że czas zacząć grać z klientami fair.