27-latka zatrzęsie łóżkami Polaków? W branży bielizny erotycznej stawia na naturalne pupy i biust oraz minimum Photoshopa [WYWIAD]

- Duże pupy, duży biust i minimum Photoshopa. Większość z nas nie wygląda jak modelki z wybiegów - mówi Magda Grześlak, właścicielka marki Room669. Zanim jej kolekcja bielizny erotycznej weszła do polskich sklepów, zdobyła popularność wśród bardziej wyzwolonych Niemców. Młoda projektantka postawiła sobie za cel być lepszą niż Victoria's Secret.

Magdalena Gębicka, Pieniądze.gazeta.pl: Kolekcja Twojej bielizny pojawiła się w Złotych Tarasach i w Galerii Mokotów Warszawie, ale sprzedaż swoich projektów rozpoczęłaś od Niemiec i Australii. Dlaczego nie od Polski?

Magda Grześlak: Przyznam, że trochę się bałam startować z bielizną i odzieżą erotyczną w Polsce. Poza tym nie byłam przekonana, czy jest na naszym rynku miejsce dla marki, która będzie sprzedawać coś droższego z wyższego segmentu. Ceny majtek zaczynają się od 70 zł, natomiast biustonosze to kwota od 200 zł w górę. Postawiłam więc na Niemcy. To był pierwszy kraj, bo uznałam, że ludzie są bardziej wyzwoleni od Polaków w "tych tematach". Widziałam tam duży potencjał. Nie tylko, jeśli chodzi o erotykę, ale również o branżę handmade. Niemcy bardzo doceniają rzeczy, które są wykonane w Europie. Na polskie produkty reagują bardzo pozytywnie. A Australia - przyznam - nawinęła się przypadkiem. Wysłałam maila do sklepu z Sydney. Od razu odpowiedzieli, że bardzo im się podoba, i że chcą próbki.

Zobacz zdjęcia z sesji "100%" i "Love star"

Tak łatwo poszło?

W ogóle nie było łatwo! Nie miałam pojęcia, jak się eksportuje poza Unię Europejską. Musiałam pojechać do Urzędu Celnego, zarejestrować się, dostać numer eksportera itp. Jak mi księgowa to wyjaśniła, złapałam się za głowę. W międzyczasie z Australii dzwonili do mnie trzy razy, kiedy wyślę im towar, i kiedy mają zapłacić. To było bardzo pozytywne i dodawało sił do działania. Po sukcesie pierwszej kolekcji, już teraz wiem, że są zachwyceni kolejną, właśnie będą składać zamówienie. Podsumowując - w Niemczech mam dystrybutora, który rozprowadza mój towar, a w Sydney moje produkty są w sklepie stacjonarnym i w internetowym. Mogę pochwalić się jeszcze, że w najbliższych dniach wysyłam pierwsze dostawy do nowych klientów do Szwajcarii i Austrii. W Polsce właśnie weszłam z drugą kolekcją do sklepów Li Parie w Warszawie, w Złotych Tarasach i Galerii Mokotów. Wcześniej była ona dostępna w internecie.

Room669 fot. Room

Czym Twoja bielizna wyróżnia się od tej, która już jest do kupienia w Polsce?

Mogłabym mówić językiem korzyści, jak każdy marketer, ale nie lubię sztampowego podejścia. Moja bielizna jest szyta z pasji, nie mam żadnego wykształcenia w tym kierunku. Poza tym - co dla mnie niezwykle ważne - powstaje w Polsce, jest szyta przez naszych ludzi. Jest przekorna. Polskie marki, które królują w tej branży, są tańsze i mają więcej rozmiarów, ale mają konwencjonalne modele. Ja postanowiłam wybrać niszę przełamującą erotyczne tabu. Moje stroje wykonane są m.in. z wet looku, czyli połyskującego materiału przypominającego lateks, który przywodzi na myśl perwersyjne skojarzenia. To połączyłam z klasycznymi krojami. Nijak to się wpisuje w to, co jest na topie.

Wpisuje się. W Twojej drugiej kolekcji jest biustonosz bardzo podobny do tego, który jest w kolekcji Britney Spears.

O tak, to mnie bardzo zdenerwowało. Nie miałam zielonego pojęcia, że ma podobny model. Ten projekt opracowałam w kwietniu, a jej bieliznę oglądałam w październiku. Ale cóż, to świadczy tylko o dobrym guście projektantów marki Britney Spears (śmiech). Uważam jednak, że mój produkt jest nieco atrakcyjniejszy. Beżowy kolor w mojej kolekcji jest w odcieniu szampańskim. Haft koronki jest bardziej delikatny.

Zaprojektowałaś dwie kolekcje, bardzo różne od siebie.

Room669 ewoluował we mnie. Pierwsza kolekcja, "100%", powstała w styczniu. Sesję do niej robiłam w lutym. W kwietniu już rysowałam projekty do następnej kolekcji. Wtedy też znalazłam innego wykonawcę, który był w stanie spełnić technologicznie moją wizję. W głowie układały mi się zupełnie inne projekty. To była stricte bielizna, pasy do pończoch, które kocham na kobietach, biustonosze na pograniczu sensualnej erotyki. "Love star" już zawiera ten nowy asortyment, który przenosi Room669 na inny poziom.

W pierwszej kolekcji postawiłaś na duże pupy. To niecodzienny zabieg w branży bielizny erotycznej.

Duże pupy, duży biust i minimum Photoshopa. Kilka osób zarzuciło mi, że zdjęcia do moich kolekcji nie wyglądają tak jak u Victoria's Secret. Ale mi o to chodziło, chciałam wzbudzić zaufanie kobiet, bo przecież większość z nas nie wygląda jak modelki z wybiegów. Nie chciałam przerabiać zdjęć. Czasami trzeba owszem nadać odcień skórze, ale nie toleruję takiej korekty, jak usuwanie znamion, wyszczuplanie ud czy nadawanie kształtów pośladkom. W drugiej sesji dla równowagi wybrałam szczuplejszą modelkę, bo bardzo spodobały mi się jej nogi. To ukłon w stronę osób, które mają mniejsze pupy i biusty. Szukając modelki, stawiam przede wszystkim na naturalność. Na zdjęciach nie chcę oglądać botoksu czy sylikonu.

Jak to się stało, że z branży budowlanej przeszłaś do bielizny erotycznej?

Kilka lat temu pojechałam do koleżanki do Niemiec. I tak kombinowałyśmy, jaki to interes możemy poprowadzić razem. Siedziałyśmy do późna w nocy przy butelce wina i pamiętam, jak powiedziałam, że marzy mi się taka kolekcja bielizny "angel i devil". Dwie linie, jedna klasyczna a druga totalnie seksowna, diabelska, z nutką perwersji. Oczywiście temat zszedł na drugi plan i zastąpiło go tysiąc innych. Mi jednak utkwił gdzieś z tyłu głowy. Kilka miesięcy później miałam okazję rozmawiać z moim aktualnym podwykonawcą. Szył wtedy ubrania dla tancerek erotycznych. Pomysł stworzenia własnej kolekcji obudził się we mnie na nowo. Stwierdziłam, dobra, stwórzmy w końcu polski Victoria's Secret. I tak się zaczęło.

Room669 fot. Room

Rzuciłaś pracę z dnia na dzień i zaczęłaś projektować bieliznę?

Nie... (śmiech). Jak zakładałam firmę, poszłam do szefa i mu o tym powiedziałam. Po pewnym czasie doszłam jednak do wniosku, że praca na etacie i potem w domu po godzinach to nie jest najlepsza kombinacja. Od kwietnia jestem już zaangażowana tylko w mój projekt.

Chwalisz się, że produkujesz bieliznę w Polsce. Tymczasem przedsiębiorcy, jeśli tylko mogą, chcą przenosić produkcje za granicę. Co jest fajnego w Polsce, że koniecznie chcesz zostać w kraju?

Mamy sporą historię jeśli chodzi o przemysł sukienniczy, teraz jednak faktycznie ciężko o dobre krawcowe. W moich dwóch pracowniach szyją fajni ludzie, którzy pasjonują się swoją pracą. Poza tym chyba z własnej przekory. Lubię udowadniać, że coś, co wielu wydaje się niemożliwe lub przynajmniej bardzo trudne, jest jednak realne. Chcę więc stworzyć imperium modowe, które będzie znane na świecie i będzie kojarzone z Polską. Oczywiście, na razie ze względu na to, że to jest handmade, nie mogę pozwolić sobie na wyprodukowanie takich nakładów jak marki, które mają swoje manufaktury w Tajlandii czy innych azjatyckich krajach. Przy czym moim założeniem jest to, żeby nie wyjeżdżać z Polski. Room669 to handmade z Polski i tak zostanie.

A jak wygląda u Ciebie kwestia rozmiarówki przy takiej produkcji ręcznej?

Szyję bieliznę w rozmiarach od XS do 6XL. Nie mogę pozwolić sobie na jej zawężenie, choć w Polsce wydaje się, że seksowną bieliznę noszą tylko szczupłe kobiety. Tymczasem na świecie w pełni normalne jest, że ktoś zamawia wycięte szorty z podwyższonym stanem w rozmiarze 4XL. To pokazuje, jak kobieta w tym rozmiarze może czuć się piękna w erotycznej bieliźnie.

Seksowny stanik i majtki mają jej dać pewność siebie?

Tak, dokładnie, to moje hasło przewodnie - Czuj się zawsze seksownie z Twoją bielizną Room669. Chodzi o to, żeby kobiety wiedziały, że to nie produkt sprawi, że są piękne. Z tym produktem poczują się takie, jakie są, bo są wspaniałe. Nieważne, czy mają rozmiar S czy 5XL. Wiele marek przekonuje klientki, że tylko w ich produktach będą wyglądać dobrze. A to nie jest tak. Ja chcę stworzyć markę, którą ludzie będą lubić. Kobiety mają pamiętać, że my wiemy, że jesteście cudowne. Czasami, niestety, o tym zapominacie i my chcemy Wam o tym przypomnieć. Marzę o tym, żeby kobiety w Polsce na spotkanie z mężem czy chłopakiem zakładały bieliznę, z myślą, że robią coś dla siebie. Że czują się dobrze w swojej skórze, bo są piękne.

Nosisz swoją bieliznę?

Oczywiście. Uwielbiam ją. Mało tego, moje przyjaciółki również noszą projektowaną przeze mnie bieliznę. Nawet mama ma biustonosz Room669 i bardzo sobie go chwali. Uczestniczyła nawet w wyborze materiału, koniecznie chciała prążki.

Właśnie, bo Ty dużą wagę przywiązujesz do materiałów. Skąd je bierzesz?

Głównie z Polski. Pewne komponenty sprowadzam z zagranicy, ale tylko takie, które nie są dostępne u nas w kraju, np. regulatory do ramiączek biustonosza. Mam je z Austrii, bo są najlepsze i bardzo wytrzymałe niezależnie, czy noszą biust z miską B czy G. Używam włoskich ramiączek i taśm do majtek. Chyba każda kobieta wie, jakim koszmarem są opadające, rozciągające się po pewnym czasie ramiączka. Dlatego wszystko testuję. Do granic możliwości. Po odebraniu prototypu ze szwalni dosłownie znęcam się nad produktem. Ciągnę w każdą stronę. Piorę w pralce w temperaturze nawet 90 stopni. Patrzę. Sprawdzam, jak się zachowa. Ja nie mogę pozwolić sobie na złe opinie, ciągnące się nitki. Stawiam więc na dobre jakościowo półprodukty. Większość materiałów, tkanin, mam z Polski. Hafty powstają pod Łodzią. Sprowadzam wet look, ponieważ nie jest produkowany w naszym kraju. Kopy, czyli profilowane miski do biustonoszy, importuję z Niemiec. Obszywane są z kolei zamawianą przeze mnie hiszpańską mikrofibrą. Unikam jak ognia chińskich produktów. Najchętniej kupowałabym wszystko w Polsce, ale nie zawsze tak się da.

Room669 fot. Room

Wspomniałaś o wet looku, który jest podobny do lateksu. To budzi wulgarne skojarzenia. Czy Polka jest w stanie chodzić na co dzień w biustonoszu, który wygląda wyzywająco?

Za granicą kobiety go kochają. Niemki noszą go na co dzień. Niezależnie od wieku, młode osoby i dojrzałe babki. W Holandii wet look rządzi. W naszym kraju też powoli się przyjmuje. Polacy absolutnie nie są zaściankowi w tych sprawach. To po prostu nie było u nas popularne. Wszystkie kobiety lubią, jak coś się świeci i jest ładne. Niezależnie od tego skąd pochodzą, więc i Polki pokochają "roomowy" wet look.

"Roomowy"? Ładnie to określasz. Skąd nazwa Room669?

Chciałam, żeby kojarzyło się bezpośrednio z miejscem. Czy to pokojem hotelowym na wakacjach, czy sypialnią w domu, mieszkaniu. Zawsze z tym miejscem, gdzie kobiety mają dobrze czuć się we własnej skórze i gdzie mogą robić to, na co tylko mają ochotę. 669 z kolei jest kombinacją, liczb 666 i 69. Nie ma to absolutnie żadnych głębszych związków z szatanem. Proszę się nie doszukiwać! Po prostu liczba ta w połączeniu z pozycją sześć na dziewięć ma oznaczać piekielnie seksowną bieliznę. Ludzie fajnie reagują na tę nazwę. Zwykle tego typu rzeczy nazywają się od jakiegoś żeńskiego imienia. To nudne. Albo są określane jako sexy odzież, co nie kojarzy się z niczym. Podobnie wygląda kwestia logotypu, moje nawiązuje do świecących się w nocy neonów. Przypomina mi dzielnice czerwonych latarni w Amsterdamie czy Hamburgu.

Stworzyłaś do tej pory dwie kolekcje, masz mocno przemyślaną strategię marketingową. Jaki jest Twój cel?

Chcę zbudować wielkie imperium modowe, które będzie kipiało fantastycznymi produktami i będzie słynąć z tego, że jest z Polski. Mam nadzieję, że gdy nadejdzie ten dzień, że Agent Provocateur albo Victoria's Secret dowiedzą się o mnie,to będzie dla nich za późno. Bo Room669 jest naprawdę fajny.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: