Raczej nie. Według źródeł rządowych agencji Reutera, Grecja nie wpłaci dzisiaj (termin mija z końcem czerwca) Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu (MFW) kolejnej transzy zadłużenia w wysokości 1,6 mld euro.
Greccy ministrowie mówili wcześniej kilkakrotnie, że rząd nie będzie miał funduszy na spłatę raty zadłużenia do MFW, jeśli nie dojdzie do porozumienia z wierzycielami i Grecja nie dostanie kolejnej pomocy finansowej. - Po tym jak negocjacje z międzynarodowymi wierzycielami Grecji załamały się w miniony weekend, stało się właściwie formalnością, iż Ateny nie zdołają zapłacić raty - ocenia Reuters.
Tak naprawdę nic. - Technicznie brak wpłaty spowoduje to, że nie otrzymają oni ze strony MFW kolejnego finansowania, ale wcale nie oznacza to bankructwa czy wyjścia ze strefy euro - uważa Tomasz Wiśniewski, specjalista z TMS Brokers.
Bez dodatkowej pożyczki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego rząd Grecji prawdopodobnie zablokuje wypłatę całości lub części świadczeń w Grecji. - Ciężko jest jednoznacznie powiedzieć, kiedy to się stanie, gdyż Grecy znani są ze swojej kreatywnej księgowości i nikt tak naprawdę nie wie, ile mają pieniędzy. Wystarczy wspomnieć o zafałszowanych danych odnośnie deficytu budżetowego w momencie, kiedy wchodzili do strefy euro czy też w momencie, kiedy podejmowano się ratowania tego kraju po kryzysach finansowych - mówi Wiśniewski.
Grecja musi oddać Europejskiemu Bankowi Centralnemu (EBC) do 20 lipca znacznie więcej niż do MFW, bo aż 3,5 mld euro.
Dlaczego brak wpłaty jest dużo groźniejszy dla rządu Tsiprasa? Ponieważ prawdopodobnie skutkowałby to odcięciem Grecji od programu finansowania greckich banków, które od lat są na utrzymaniu EBC, a co za tym idzie - kompletnym paraliżem greckiego systemu finansowego.
Ale to nie wszystko. - Europejski Bank Centralny odpowiada za pieniądze krajów należących do strefy euro. Brak wpłaty zadłużenia niósłby za sobą konsekwencje polityczne, którymi nie byłyby obciążone pieniądze płynące z MFW, ponieważ w dużej mierze nie mają określonego źródła i reprezentują cały rozwinięty świat (z największym udziałem USA) - tłumaczy ekspert z TMS Brokers.
To jedna z łatwiejszych odpowiedzi. Rosja. Ewentualnie Chiny. Dlatego Jean Claude-Juncker zaoferował Grekom ugodę ostatniej szansy i ciągle czeka na pisemną odpowiedź do końca dnia.
- Nie wiemy na razie, czy spotka się to z aprobatą Tsiprasa. Możemy podejrzewać, że takich prób i "ostatnich szans" będzie jeszcze kilka. Pamiętajmy, że z propozycją pożyczki równie dobrze mogą wyjść Chińczycy czy Rosjanie, którzy bardzo chętnie przyłączyliby się do gry, zaszachowując "trojkę" (Komisja Europejska, MFW, EBC) - ocenia Tomasz Wiśniewski.
Taki ruch byłby politycznym triumfem Putina, który od samego początku kryzysu gra na rozbicie Unii. Jeżeli tak by się stało, Grecja musiałaby powrócić do swojej wcześniejszej waluty drachmy.
W dłuższej perspektywie nie ma. - Opłacalność powrotu do drachmy to rzecz, której nie chciałaby wiedzieć żadna prominentna osoba z Brukseli czy Frankfurtu - mówi Wiśniewski. Byłby to jasny sygnał dla innych krajów takich jak Hiszpania czy Portugalia, że pozostawanie w strefie euro i poddaństwo "trojce" jest szkodliwe i niepotrzebne. A to mogłoby pociągnąć za sobą niewyobrażalne skutki polityczne.
Zostawmy jednak na razie politykę i wróćmy do samej drachmy. Jak jej siła rysowałaby się na tle euro? Bardzo mizernie. - Na początku drachma byłaby warta pewnie przysłowiową garść muszelek, ale to działałoby po części na korzyść greckiej gospodarki opartej w dużej mierze na turystyce - uważa ekspert. Ciężko wyobrazić sobie sytuację, że w obliczu niebezpieczeństwa w krajach arabskich i bardzo niskich cen w Grecji, turyści nie rzuciliby się na wakacje w Helladzie.
Drachma byłaby jednak w dłuższej perspektywie dla Greków kulą u nogi. - Na początku przewidujemy potężną przecenę, nawet o 30-40 proc. wobec dolara - uważa w Bloombergu Neil Jones z Mizuho Bank w Londynie. Choć słabsza waluta dałaby greckiej gospodarce szansę na wzrost dzięki zwiększeniu eksportu i większej atrakcyjności dla inwestorów zagranicznych, to wszystkie te korzyści byłyby przekreślone przez zwiększenie kosztów finansowania greckiego długu (słaba drachma wpłynęłaby na notowania obligacji i greckich należności finansowych w europejskich bankach), ocenia z kolei Valentin Marinov z Credit Agricole.
Nie rozwiąże, jeśli Grecy nie zagłosują za poparciem dla unijnych propozycji. Przy poparciu pakietu reform unijnej "trojki" rząd Syrizy będzie musiał reformować emerytury, podnieść VAT np. na dania w restauracjach, a porzucić dotychczasowe plany podwyższenia opodatkowania dla korporacji.
Odrzucenie oferty Unii będzie sygnałem dla greckiego premiera, że może usiąść przy stole negocjacyjnym i ponowić swoje postulaty, na które już dziś nie ma zgody. W tym między innymi na zastąpienie krótkoterminowych, drogich kredytów od EBC na długoterminowe, tańsze pożyczki z MFW.
W bardzo niebezpieczną. We wczorajszym wystąpieniu telewizyjnym grecki premier namawiał rodaków, by odrzucili w referendum 5 lipca wszystkie warunki zagranicznej pomocy. - Wzmocni to naszą kartę przetargową i będzie silnym wsparciem przy unijnym stole negocjacyjnym - przekonywał.
Zupełnie innego zdania jest przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. W poniedziałek nawoływał on Greków do zagłosowania za pakietem przedstawionym przez europejską "trojkę", który zakłada m.in. walkę z korupcją oraz ujednolicenie stawek VAT (obecnie jest ich 6).
Zdaniem Junckera głosowanie na "tak" oznaczałoby, że Grecy opowiadają się za strefą euro i UE. - Proszę Greków, by zagłosowali na "tak", bo z tego referendum popłynie pozytywny sygnał dla pozostałych krajów strefy euro. Jeśli Grecy powiedzą "tak", to popłynie z tego przesłanie dla UE i poza nią, że Grecja chce pozostać razem z innymi krajami w strefie euro i w Unii Europejskiej - powiedział. - Nie powinniście popełniać samobójstwa, skoro boicie się śmierci.
Czy Grecy przeciwstawią się swojemu premierowi? Tego na razie nie wiemy. Większość mieszkańców Hellady opowiada się jednak za pozostaniem w Unii i strefie euro.
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas