"Zbyt wysokie kary" kontra patologia śmieciówek. Pracodawcy na wojnie z Państwową Inspekcją Pracy?

Organizacje zrzeszające pracodawców uważają, że niezapowiadane kontrole ich działalności są niezgodne z prawem międzynarodowym, a możliwość zmiany umowy śmieciowej na etat przez inspektora kłóci się z konstytucją. Nie po raz pierwszy obie strony wstępują na wojenną ścieżkę

Rząd zaproponował w ostatnich tygodniach duże zmiany w przepisach regulujących środowisko pracy. Do Kodeksu pracy wpisał m.in. likwidację syndromu pierwszej dniówki, gwarantowaną stawkę godzinową w wysokości 12 zł dla osób na umowach cywilnoprawnych, czy konieczność prowadzenia ewidencji czasu pracy zleceniobiorców. Niejako do kompletu zaproponował zmiany w ustawie o Państwowej Inspekcji Pracy podnoszące kompetencje inspektorów. Mieliby oni odzyskiwać zaległe pensje dla osób na umowach śmieciowych (dotychczas robili to wyłącznie dla etatowców), sprawdzać czas ich pracy, a nawet zmieniać umowy śmieciowe na etaty mocą decyzji administracyjnej. Chodzi o sytuację, w której osoba na umowie cywilnoprawnej pracuje w dokładnie takich samych warunkach jak ta z umową o pracę. Dziś takiej zmiany może dokonać tylko sąd. Co więcej, były już Główny Inspektor Pracy - Iwona Hickiewicz wydała orzeczenie pozwalające przeprowadzać kontrole zakładów pracy bez zapowiedzi. Jej decyzję podtrzymał nowy, urzędujący od kilku tygodni GIP Roman Giedrojć, a rząd wpisał do noweli ustawy o PIP.

Nie dla niezapowiadanych kontroli

Na wszystkie zmiany alergicznie wręcz zareagowali pracodawcy. Warto dodać, że nie pierwszy raz. Debata o tym, czy kontrole powinny być zapowiadane trwała już kilka lat temu. Wygrali ją pracodawcy, część kontroli inspektorzy mieli zapowiadać, bo wymagała tego ustawa o swobodzie działalności gospodarczej. Co prawda inspektorzy w wielu przypadkach powoływali się na podejrzenie łamania przepisów prawa pracy lub bhp i wchodzili do zakładu bez zapowiedzi. Z informacji, do których dotarliśmy, że zapowiadanych było góra kilkanaście proc. kontroli rocznie.

Ale pracodawcy nie składają broni, jeśli o takie kontrole. - Zgłaszaliśmy swoje wątpliwości powołując się na niezgodność takiego rozwiązania z art. 82 i art. 83 ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, która odwołuje się bezpośrednio do ratyfikowanych przez Polskę umów międzynarodowych, w szczególności konwencji MOP nr 81 dotyczącej inspekcji pracy w przemyśle i handlu oraz protokołu do tej konwencji - to opinia prof. Jacek Męcina, doradcy zarządu Konfederacji Lewiatan, przewodniczącego Zespołu Prawa Pracy w Radzie Dialogu Społecznego (RDS). A Lewiatan w liście do mediów napisał: - Organ kontrolny aktem wewnętrznym tj. zarządzeniem Głównego Inspektora Pracy łamie ustawowe przepisy o zasadach kontroli. Konieczne jest nie tylko szybkie odwołanie zapisów zarządzenia, ale także dyskusję w RDS nad zasadami kontroli. Łamanie tych zasad przez inspekcję pracy nie tylko będzie nielegalne, ale także uprawniać będzie do roszczeń odszkodowawczych od Skarbu Państwa na rzecz kontrolowanych firm.

Inspektor gwałci konstytucję?

Jeszcze większy kaliber dział wytacza Federacja Przedsiębiorców Polskich. - Rozszerzenie kompetencji urzędników w obecnym kształcie jest niezgodne z Konstytucją RP - grzmi. Powołując się przy tym na projektowane prawo do zmiany śmieciówki na etat przez inspektora pracy. Walka o ten przepis trwa przynajmniej 15 lat. - Do tej pory urzędnik w ramach kontroli wskazywał obszary, które wymagały poprawy. Dopiero w momencie niedostosowania się przez przedsiębiorcę, sprawa była kierowana do sądu - gdzie niezawisły sędzia decydował o wyroku - mówi Tomasz Wojak, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich. I przypomina, że sądy wielokrotnie nie podzielały opinii inspektorów kwestionując wyniki ich kontroli.

Faktycznie sądy w wielu przypadkach stawały po stronie pracodawców przyznając niższe niż postulowali inspektorzy kary. Na przykład w 2014 r. najwyższym wymiarem kary była grzywna w wysokości 20 tys. zł (maksymalnie mogła wynosić 30 tys. zł), sądy ukarały nią...czterech pracodawców. A w przypadku jednego z nich druga instancja zmniejszyła ją do 2 tys. zł. Zdaniem szefa PIP - Romana Giedrojcia obecne kary są o wiele za niskie, a konieczność ich podniesienia ewidentna. Ale to tylko kolejny punkt sporny między PIP a pracodawcami. Ci uważają, że kary są doskwierające i wysokie. - Dla firmy która zatrudnia jedną osobę 2 tys. zł kary może oznaczać koniec działalności, ale duże podmioty mają kary wkalkulowane w koszta działalności - uważa Giedrojć. Dlatego zamierza uzależnić wysokość kar od wielkości przedsiębiorstwa. Na tę propozycje pracodawcy jeszcze nie zareagowali.