Otwarcie firmy u naszego południowego sąsiada to już nie żart. Robi tak coraz więcej polskich małych i średnich firm. Ile już tak zrobiło, tego dokładnie nie wiemy, ale wystarczy wpisać do wyszukiwarki internetowej np. hasło "polskie firmy na Słowacji", by zauważyć, że procedur kwitnie. Jest bardzo dużo firm doradczych, które pomogą zainteresowanym zarejestrować za naszą południową granicą nową działalność gospodarczą lub ułatwią kupienie już zarejestrowanej spółki.
Na Słowacji jest niższy VAT - 20 proc., zamiast naszych 23 proc. I, co jeszcze ważniejsze dla wielu małych firm, wyższy jest też tam limit obrotu zwalniający z obowiązku jego płacenia -prawie 50 tys. euro w stosunku do naszych 150 tys. zł. To szczególnie ważne dla osób, którym ze względu na specyfikę działalności nie opłaca się zostać VAT-owcem. To np. firmy, które sprzedają głównie klientom indywidualnym. A takich jest sporo.
Mniejsze są też stawki podatku dochodowego od osób fizycznych. Na Słowacji wynoszą one 19 i 25 proc., co w porównaniu z naszymi 18 proc. i 32 proc. wygląda nieźle. Słowacki fiskus bardziej liberalnie też patrzy na to, co biznesmen wpisze jako koszt uzyskania przychodu. - W konsekwencji tego mimo, iż stawka CIT na Słowacji jest wyższa od naszej i wynosi 22 proc. w stosunku do 19 proc., w ostatecznym rozrachunku nie oznacza to, że firma zapłaci tam wyższy podatek. Realne bowiem obciążenia spółki u naszego sąsiada będą niższe, niż w Polsce ze względu na możliwość odliczenia przez przedsiębiorcę większej ilości kosztów - tłumaczy Jakub Chabin, doradca podatkowy z firmy doradczej WFY Group.
Polskim przedsiębiorcom, którzy już przynieśli działalność na Słowację podoba się również to, że w przypadku kupna samochodu osobowego mogą tam w całości odliczyć VAT od jego zakupu. W Polsce co prawda jest to możliwe, ale wiąże się to z koniecznością spełnienia rygorystycznych wymogów - w rodzaju prowadzenia uciążliwej ewidencji przebiegu pojazdu czy wykorzystywania auta wyłącznie dla celów prowadzenia działalności. Na Słowacji nie ma mowy o takich obostrzeniach, a funkcję samochodu służbowego można swobodnie łączyć z wykorzystywaniem go do celów prywatnych.
Niższe są też składki na odpowiednik naszego ZUS - mniej więcej o połowę.
Cudów nie ma. Rząd nie domknie budżetu państwa w 2017 roku bez znacznego uszczelnienia systemu podatkowego. Jeżeli będzie chciał wprowadzić też dodatkowe kosztowne programy, o których mówił PiS w kampanii wyborczej, np. w postaci podniesienia kwoty wolnej od podatku lub obniżenia wieku emerytalnego, będzie musiał poszukać nowych dochodów. A one nie spadną z nieba, znakomita większość pochodzi z podatków. Może więc podniesie VAT - to najprostsze. Może wpadnie na pomysł, by opodatkować spółki telekomunikacyjne Niemal wszystko jest możliwe.
Jednak być może fakt, że bardzo blisko znajduje się państwo oferujące naszym przedsiębiorcom lepsze warunki prowadzenia biznesu, będzie działał na ministra Szałamachę i jego kolegów dyscyplinująco. Nie przesadzą z podatkami, bo inaczej z nad Wisły nad Poprad wyprowadzi się jeszcze więcej przedsiębiorców.
Tekst pochodzi z blogu "Subiektywnie o giełdzie i gospodarce".