Wyrzucili ministra bo straszył upadłościami banków. Ale dziś żaden bank nie może upaść tylko dlatego, że ktoś tym straszy

Okazuje się, że nie można publicznie mówić o tym że jakiś bank zbankrutuje. Przynajmniej nie można tego mówić kiedy jest się wiceministrem finansów. Były wiceminister Raczkowski tak powiedział i dzisiaj już nie jest wiceministrem. W XIX wieku jego wypowiedź faktycznie mogłaby doprowadzić bank do bankructwa. W XXI wieku jest to już na szczęście niemożliwe.

Sprawa wydaje się oczywista. Ktoś na takim stanowisku nie powinien straszyć upadkiem banków, bo ludzie mogą się wystraszyć i pobiec do tego banku po swoje pieniądze. Będą chcieli je wyciągnąć z banku, żeby uprzedzić jego oczekiwany upadek. Wtedy okaże się, że w sytuacji, w której pieniądze chcą wszyscy jednocześnie bankowi ich zabraknie i wtedy faktycznie upadnie.

Czyli sama przestroga od kogoś wiarygodnego o tym że bank może upaść prowadzi do faktycznego banku. Wszyscy znają ten scenariusz i jest tylko jedna kwestia, którą trzeba tu dodać: to nieprawda.

W taki sposób banki faktycznie upadały w XIX wieku. Dzisiaj w ten sposób „rozłożyć” banku się nie da, bo mamy inny system.

Dzisiaj jest tak: ludzkie emocje działają tak samo, czyli ktoś mówi, że bank upadnie, wśród posiadaczy depozytów powstaje panika i wszyscy jednocześnie chcą wycofać z banku swoje pieniądze. Bank nie ma aż tyle wolnej gotówki, więc faktycznie ma kłopot. Próbuje pożyczyć na rynku od innych banków. Jeśli ktoś mu pożyczy to problem jest rozwiązany. Jeśli nikt nie chce pożyczyć, to pozostaje bank centralny. Pożyczkodawca ostatniej szansy. 

ZOBACZ TEŻ: To największy problem z bankami. Państwo nie może ich "ukarać" nie robiąc jednocześnie krzywdy samemu sobie

Koncepcja jest prosta. Bank, do którego bram walą klienci w panice idzie do banku centralnego, który pieniądze może drukować. Bank centralny daje bankowi w kłopotach tyle ile trzeba. A przy okazji ogłasza to wszem wobec – my, najpotężniejszy z banków o nieograniczonych możliwościach finansowych wyciągamy drodzy klienci wasz bank z problemu, żeby mógł wam wypłacić tyle ile chcecie. W tym momencie: po pierwsze bank w kłopotach faktycznie ma gotówkę dla ludzi, a po drugie część ludzi przestaje oczekiwać, że ich bank upadnie, więc przestają walić w bramy banku i idą do domu – tak naprawdę już nie chcą tej gotówki z banku wyjmować, bo przestają się bać. Kryzys mija. Bank powraca do normalnej działalności, co pozwala mu szybko oddać pożyczone od banku centralnego pieniądze. Wracamy do sytuacji sprzed paniki – nic się nie stało, nikt nie stracił.

Banki centralne pełnią tę funkcję do dzisiaj i jest to ich najważniejsza funkcja. Panikom zapobiega sam fakt tego, że system tak właśnie działa. Dzięki niej runy na banki od lat praktycznie się nie zdarzają.

Ale to nie znaczy, że nie ma w ogóle upadków banków. Owszem są. Upadł przecież Lehman Brothers w 2008, upadł bank w Wołominie w 2015. Jest bowiem jeden mały haczyk.

Bank centralny ratuje banki w kłopotach udzielając im pożyczek ratunkowych, ale zawsze musi dostać coś w zastaw. Oczywiście coś, co ma jakąś wartość. Bo ratowanie banku przed paniką ma sens tylko wtedy kiedy jest to bank zdrowy, a panika wzięła się z plotki bądź nieszczęśliwej wypowiedzi.

Lehman Brothers tego warunku nie spełniał. Jego aktywa składały się głównie z niepłynnych aktywów finansowych, których wartość właśnie spadła do zera. Nie miał niczego wartościowego, co Fed mógłby uznać za odpowiedni zastaw pod pożyczkę ratunkową. Dlatego pożyczki nie było i zobaczyliśmy bankructwo. Dzień później ten sam Fed pożyczył kasę firmie ubezpieczeniowej AIG, bo ta mogła dać w zastaw bardzo solidne aktywa. Dlatego AIG przetrwało.

Spółdzielczy Bank Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie nie miał tak skomplikowanych i dziwnych instrumentów jak Lehman Brothers, ale za to udzielił masę kredytów, których potem klienci nie spłacali. Kredyty to aktywa banku. Aktywa to coś, z czego każda firma czerpie swój dochód. Kredyty, których nikt nie spłaca to aktywa złe, nic nie warte bo nie przynoszące żadnego dochodu. Nie spełniające warunków wartościowego zastawu. Wołomin nie padł dlatego, że ktoś zasiał panikę i właściciele depozytów chcieli wypłacić gotówkę. Padł dlatego, że miał zbyt dużo aktywów nie przynoszące dochodów.

To jest w dzisiejszym świecie jedyna przyczyna upadłości banków. Zła jakość aktywów. Sami tylko spanikowani depozytariusze żadnego banku samodzielnie rozłożyć nie są w stanie. Nawet gdyby dwudziestu wiceministrów naraz ich do tego prowokowało swoimi nieprzemyślanymi wypowiedziami.

Co oczywiście nie oznacza, że wiceminister powinien wypowiadać się publicznie bez należytego namysłu.

Więcej o: