W ostatni poniedziałek lider opozycyjnej nowozelandzkiej Partii Pracy Andrew Little ogłosił, że jego kraj będzie rozważał wcielenie dochodu podstawowego w życie.
Zdaniem polityka dałoby to możliwość płynnej zmiany pracy dla osób, które chcą lub muszą ją zmienić, a Nowozelandczycy, którzy dzisiaj korzystają z pomocy społecznej, odczuliby z kolei znaczne zmniejszenie biurokracji.
Idea bezwarunkowego dochodu podstawowego (BDP) robi ostatnio karierę. Gdyby Nowa Zelandia się na to zdecydowała, byłaby co prawda w awangardzie, ale pionierami są inni.
Czytaj też: Szef banku odchodzi, bo ukradli mu 100 mln dolarów
Ideę dochodu podstawowego wdrażają już holenderskie miasta Utrecht i Tilburg. Planują kolejne: Groningen, Maastricht, Gouda, Enschede, Nijmegen i Wageningen.
Np. w Utrechcie osoby otrzymujące wcześniej pomoc od państwa otrzymują 900 euro miesięcznie lub 1,3 tys. euro na rodzinę. Miasto rozdają pieniądze bezwarunkowo - oznacza to, że nie będzie rozliczać ludzi z tego, co zrobią z pieniędzmi, oraz nie odbierze im ich, nawet gdyby znaleźli pracę lub inne źródło utrzymania.
- Stworzyliśmy także trzy inne grupy o różnym poziomie kontroli ze strony miasta, w tym wymogów dotyczących szukania pracy i kwalifikacji do otrzymywania pieniędzy - mówi Nienke Horst, koordynatorka eksperymentu.
Pierwszym krajem, który wprowadzi dochód podstawowy, będzie prawdopodobnie Finlandia. W listopadzie ub.r. władze tego kraju zapowiedziały, że miałby on jeszcze w tym roku zastąpić wypłacane z budżetu wszelkiego rodzaju zasiłki. Każdy Fin co miesiąc dostawałby wolną od podatku kwotę 800 euro, dla całego kraju byłby to koszt 52,2 mld euro rocznie.
W tym roku program gwarantujący wszystkim obywatelom dostęp do dochodu podstawowego chce wdrażać także kanadyjska prowincja Ontario. W dopracowaniu szczegółów rząd współpracuje z lokalną społecznością i naukowcami.
Także Szwajcarzy - jeśli zechcą - będą mieli 2,5 tys. franków gwarantowanego dochodu. Rząd federalny zadecydował, że referendum w tej sprawie odbędzie się 5 czerwca. Przewiduje się jednak, że z powodu zbyt wysokich kosztów (210 mld dol. rocznie), odrzucą pomysł.
Wszędzie tam, gdzie dyskutuje się nad wprowadzeniem dochodu podstawowego, zadawane jest pytanie, czy taki comiesięczny, bezwarunkowy zastrzyk pieniędzy nie rozleniwi ludzi.
Prezydent Centrum im. Adama Smitha, Andrzej Sadowski wprost uważa, że dochód podstawowy jest nowym opakowaniem starego systemu socjalnego i będzie zniechęcał do pracy tak samo, jak zasiłki.
A skoro już przywołaliśmy polskiego ekonomistę - warto też dodać, że i Polska jest w fazie socjalnej rewolucji, choć na zdecydowanie mniejszą skalę. Koszty programu "Rodzina 500 plus" mają przekroczyć 20 mld zł rocznie i tu także pojawiają się głosy, że pomoc państwa zniechęcać będzie Polaków do pracy.
Z drugiej strony warto podkreślić, że np. w 2013 roku we wspomnianej Nowej Zelandii przeprowadzono eksperyment, w którym pracujące osoby dostały dodatkowy dochód, którego wysokość obniżała się wraz ze wzrostem zarobków. W efekcie czas ich pracy wzrósł o 17 proc., a zarobki skoczyły o 38 proc.
Zresztą eksperymenty z "dochodem podstawowym" były testowane już przed laty w kilku różnych państwach, w tym m.in. w Indiach i Malawi. Jednak najbardziej znanym z nich jest kanadyjskie miasto Dauphin w prowincji Manitoba w Kanadzie. W liczącym wtedy 7,5 tys. mieszkańców mieście stworzono program "Mincome". Zgodnie z nim w latach 1974-79 pieniądze dostawał każdy mieszkaniec w zależności od tego, ile zarabiał.
Jak się okazało, program co prawda spowodował, że mieszkańcy zaczęli pracować mniej, niemniej zmniejszył w Dauphin ubóstwo i rozwiązał kilka innych problemów.
Po pierwsze przybyło młodych mężczyzn, którzy mogli kontynuować edukację, a także matek, które mogły poświęcić się wychowaniu dzieci.
- Nie jest to negatywny trend. Mężczyźni mogli uzyskać lepsze wykształcenie, co wpłynęło na ich lepsze zarobki w przyszłości. Także dzieci nie musiały wychowywać się bez opieki - analizuje w publikacji "Miasto bez biedy" ekonomistka Uniwersytetu Manitoby Evelyn L. Forget.
Po drugie mieszkańcy uczestniczący w programie "Mincome" zaczęli rzadziej trafiać do szpitala i obciążać system służby zdrowia. Było to związane z mniejszą liczbą wypadków w pracy, mniejszą liczbą wypadków na drogach oraz przemocy domowej.