Stary świat umiera. Ulica chce zmian. Wall Street musi się skurczyć

Zwykli ludzie mają dość. W tym Amerykanie. W stosunku do PKB zarabiają najmniej w historii. Tymczasem zyski korporacji są rekordowo wysokie. Świat musi się zmienić – twierdzi wcale nie myśliciel-rewolucjonista, ale Steen Jakobsen, główny ekonomista Saxo Banku.

W najnowszym komentarzu Jakobsen zaskakuje – zamiast rozważać w detalach co dzisiaj, jutro i za tydzień może zdarzyć się na rynku walutowym i najważniejszych giełdach świata pisze o zniechęceniu milionów ludzi na świecie do rządzących nimi od lat elit politycznych. - Jak wytłumaczyć wzrost popularności Donalda Trumpa, ryzyko Brexitu, fakt, iż Marie Le Pen ma duże szanse, by zostać kolejnym prezydentem Francji, a także ogólną sytuację w świecie polityki, w którym wszyscy rządzący mogą, jak się wydaje, lada chwila stracić władzę? – pyta.

Jego zdaniem odpowiedź na to pytanie jest oczywista. - To elementarne, drogi Watsonie! Chodzi o umowę społeczną, która nie tylko została naruszona, ale wręcz jest w tej chwili wyrzucana do kosza – odpowiada.

O co dokładniej chodzi? Zdaniem Jakobsena dzisiaj zwykli ludzie – znakomita większość społeczeństwa – ponosi koszty globalnego spowolnienia, wdrażanych programów ratunkowych i wcześniejszego kilkuletniego kryzysu. Potwierdza to choćby fakt, że stosunek wynagrodzeń pracowniczych Amerykanów do PKB w Stanach Zjednoczonych jest najniższy w historii podczas, gdy zyski amerykańskich korporacji są rekordowo wysokie. Ale nie tylko.

Pomoc trafia głównie na Wall Street

Główny ekonomista Saxo Banku twierdzi również, że prowadzone przez banki centralne programy ratunkowe niosą korzyści głównie bankom i największym korporacjom. A nie zwykłym zjadaczom chleba oraz małym i średni firmom.

- W dzisiejszych czasach działania polityki pieniężnej opracowywane są pod kątem potrzeb, czy też wspierania, 20 proc. gospodarki, czyli podmiotów, które i tak mają już dostęp do kredytów: banków i spółek notowanych na giełdzie. Koszty tej polityki ponosi pozostałe 80 proc. – małe i średnie przedsiębiorstwa, które korzystają z mniej niż 5 proc. kredytów i z 0 proc. kapitału politycznego – pisze Jakobsen.

To nie może trwać wiecznie. Dlaczego? Choćby dlatego, że banki i wielkie korporacje tworzą mniej niż 10 proc. wszystkich nowych miejsc pracy. A to do nich prawie w całości trafia pomoc banków centralnych.

Ludzie to już widzą. I dlatego, jak napisał Jakobsen, wyborcy na całym świecie chcą jakiejkolwiek odmiany od tradycyjnego establishmentu.

- Dlatego właśnie Hillary Clinton nie zdoła wygrać wyborów w Stanach Zjednoczonych – jest uosobieniem establishmentu i elity. Z drugiej strony, Trump jest do tego stopnia odległy od wizerunku polityka, że stał się reprezentacją chaosu w uporządkowanym świecie, a tego właśnie pragną Amerykanie – uważa główny ekonomista Saxo Banku.

Wojny jednak nie będzie

Zmiany społeczne, polityczne i gospodarcze, jak czytamy w komentarzu Jakobsena, są nieuchronne. - Nie da się żyć w strachu 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu – pisze.
Powstanie więc nowy świat. - Cały ten proces będzie burzliwy, a krajobraz polityczny musi najpierw ulec „pogorszeniu”, zanim nastąpi poprawa – twierdzi Jakobsen.
Wojny jednak, jak pisze, nie będzie, a pozytywne zmiany już widać.

- Sytuacja na „ulicach zwykłych ludzi” ulega poprawie, a oni sami chcą i potrzebują bardziej ambitnych celów. Mikrostruktura każdej gospodarki pracuje pełną parą, a już wkrótce jeszcze bardziej zwiększy tempo. To, czego nam potrzeba, to koniec ery, w której banki centralne zachowują się jak gwiazdy rocka, a politycy usiłują sprzedać nam „działania ratunkowe” - dodaje.

Tekst pochodzi z blogu "Subiektywnie o giełdzie i gospodarce"