PiS szykuje rewolucję w prawie wodnym. Będą podwyżki cen wody i prądu

Rząd pracuje nad nowymi przepisami wodnymi. Będą nowe opłaty za wodę, a liczniki w każdym domu mają nas skłonić do jej oszczędzania. Może także podrożeć prąd.

Resort środowiska pracuje nad nowym prawem wodnym. To efekt m.in. konieczności dostosowania polskich przepisów do prawa unijnego. Dokument zakłada rewolucyjne zmiany w zarządzaniu zasobami wodnymi w Polsce. Dla przeciętnego obywatela najważniejsza będzie zapewne ta, która wprowadza obowiązek zamontowania liczników zużycia wody we wszystkich domach i mieszkaniach.

Nie oszczędzasz wody, zapłacisz więcej

To, co jest oczywistością w miastach, gdzie mieszkania bez liczników są wyjątkiem, inaczej przedstawia się na wsiach. W miastach działają spółki wodociągowe, rozliczające się z gminą i użytkownikami z wody bardzo dokładnie.

Całkiem inaczej jest na wsi, gdzie mieszka około 40 proc. rodaków. W wielu wiejskich gminach woda po prostu płynie. Ile, skąd i dokąd - nie wiadomo. Szacuje się, że licznika nie ma co piąty dom jednorodzinny. To około milion gospodarstw w całym kraju.

Jak podaje "Gazeta Wyborcza", teraz opłata za usługi wodne ma składać się z opłaty stałej uzależnionej od wielkości zadeklarowanego poboru wody oraz z opłaty zmiennej, która ma zależeć od rzeczywistej ilości zużytej wody. W efekcie oszczędzający wodę będą za litr płacić mniej niż ci, którzy zużywają jej więcej.

Prąd też podrożeje

Ustawodawca przewidział jeszcze jedną zmianę, która też może odbić się na naszych kieszeniach. Proponowane rozwiązania likwidują zwolnienie dotyczące korzystania z wód przez elektrownie i elektrociepłownie.

Jak wyjaśnia Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich opłaty mają być nakładane za pobieranie wody do systemów chłodzenia w tych przedsiębiorstwach, a także za odprowadzanie ścieków pochodzących z systemów chłodzących. Konsekwencją będą większe koszty funkcjonowania wytwórców energii elektrycznej, a więc prawdopodobny wzrost cen prądu dla Polaków.

Rząd uspokaja, że podwyżki cen nie będą znaczące. Szacuje, że nie powinny one przekroczyć 29,50 zł rocznie na mieszkańca.

Przykłady nieudanej prywatyzacji

Ceny za usługi wodno-kanalizacyjne są dziś w Polsce jednymi z najwyższych w Europie. Za rządów PO i PSL opłaty ze te media podrożały niemal dwukrotnie. Gospodarstwo domowe na dostarczenie wody i odprowadzenie ścieków wydaje dziś średnio ponad 2 proc. swojego dochodu. W 2010 roku było to 1,3 proc.

Czy odpowiedzią na wzrost cen - w Polsce spowodowany także przeinwestowaniem polskich samorządów w infrastrukturę wod.-kan., która w wielu miejscach jest przewymiarowana w stosunku do potrzeb w warunkach depopulacji - mógłby być np. wolny rynek w tym wrażliwym sektorze komunalnym? Przykłady ze świata pokazują, że niekoniecznie. Kilkanaście lat temu Paryż zrezygnował z usług prywatnego operatora wodociągów, kiedy niezależny audyt wykazał, że ceny wody są o kilkadziesiąt procent wyższe, niż uzasadniają to koszty zarządzania siecią.

Skandalem zakończyła się prywatyzacja w Boliwii, wymuszona przez Bank Światowy. Instytucja zagroziła, że nie udzieli pożyczek na rozwój kraju, jeśli Boliwia nie sprywatyzuje części wodociągów. W 1999 roku rząd Boliwii sprywatyzował wodociągi miasta Cochabamba, w ważnym regionie rolniczym. Przy okazji sprzedaży firmę zwolniono z obowiązku dostarczania wody na obszary wiejskie, ustalono ceny w dolarach, a najbiedniejszych zwolniono z wodnych obniżek.

Efekt? Prywatna firma natychmiast podniosła ceny trzykrotnie, nowe rachunki za wodę opiewały na kwoty sięgające jednej trzeciej pensji minimalnej. Doszło do zamieszek i rozlewu krwi.