Z umiejętnością sprzedaży samego siebie - i sprzedaży w ogóle - wiąże się umiejętność dobrego przekazywania informacji. Coś, co w naszych szkołach jest mocno zaniedbywane – nie uczymy się snuć opowieści, a i wypracowań nikt nas nie uczy pisać w interesujący sposób. Tymczasem w obecnych czasach umiejętność dobrego przekazywania tego, co mamy do powiedzenia to jedna z podstaw sukcesu i wiąże się z umiejętnościami sprzedażowymi.
Wiele osób układając w głowie plan naprawczy w pierwszej kolejności opiera go na dodatkowej edukacji, na przykład studiach podyplomowych czy specjalistycznych kursach. To oczywiście niezły sposób na to by podnieść kwalifikacje i poznać nowych ludzi, ale są tańsze - i szybsze - metody przyspieszania kariery. Na przykład te:
To truizm, ale warto powtórzyć, że nawet najzdolniejszy i najlepiej wykształcony pracownik będzie robił karierę znacznie wolniej od mniej zdolnego i słabiej wykształconego, ale potrafiącego sprzedawać swoje umiejętności. Idąc na rozmowę kwalifikacyjną, czy rozmawiając z szefem o awansie, musimy siłą rzeczy sprzedać to, co mamy do zaoferowania.
Rozejrzyj się – na pewno widzisz wokół siebie ludzi, którzy robią szybką karierę pomimo raczej miernych umiejętności i zdolności intelektualnych. Ale mocną stroną tych osób jest umiejętność sprzedawania siebie – są pewni swego, potrafią operować czymś, co fachowo nazywa się językiem korzyści i dzięki temu pną się do góry, ba osiągają też znakomite wyniki.
Takich umiejętności nie nauczysz się na studiach, bo rzadko koncentrują się one na indywidualnym podejściu. Umiejętność sprzedaży samego siebie można jednak wyrobić w domowym zaciszu opierając się na niedrogich lekturach z tego zakresu tematycznego lub dostępnych w internecie materiałach. Dobrze też jest popracować nad pewnością siebie – jeżeli ty nie jesteś pewien własnego zdania, to kto ma być?
Nie wierzysz? Przypomnij sobie sukcesy Apple za czasów Steve’a Jobsa – on nie tylko sprzedawał kolejne tablety, smartfony itp., on opowiadał historię czy nawet bajkę, która dorabiała całą otoczkę.Na małą skalę, umiejętność ciekawego, intrygującego dla słuchacza czy czytelnika opowiadania, przyda się choćby we wszystkich lubianych w korporacjach prezentacjach. Zamiast zanudzać słuchaczy kolejnymi tabelkami prezentowanymi w asyście dukania danych w nich umieszczonych, warto opowiedzieć co one tworzą, przekazać historię kryjącą się za nimi.
Co więcej, ćwiczenie umiejętności opowiadania nie wymaga specjalnych nakładów – można przecież ćwiczyć choćby opowiadając dziecku bajki, bo schemat jest ten sam, tylko odbiorca inny.
Nie, nie każemy ci zostawać programistą, ale nauka kodowania nie tylko podnosi „twarde” umiejętności, ale także te miękkie. Programowanie wymusza bowiem dobrą organizację, zwracanie uwagi na szczegóły i przewidywanie skutków własnych działań. Uczy, na przykład, że większość zadań można podzielić na mniejsze, łatwiejsze do wykonania drobne zadania, które razem dadzą oczekiwany efekt.
Innymi słowy mówiąc, nauka programowania pozwala poprawić umiejętności organizowania otaczającej nas przestrzeni. A że uczy także, jak wspomniałem wyżej, zwracania uwagi na drobiazgi i przewidywanie własnych działań, to zwiększa też naszą skuteczność. Efekty nauki programowania można wzmocnić ucząc się gry w szachy czy Go – te gry wymagają podobnych umiejętności, co programowanie.
Kolejną korzyścią będzie lepsze zrozumienie żargonu technicznego i pracy innych, co w razie awansu pozwoli na lepsze planowanie ich pracy, szczególnie jeżeli pracujesz w firmie, w której jest to ważna część działalności. Programowania można się uczyć we własnym zakresie – w księgarniach są dostępne podręczniki, w internecie relatywnie niedrogie kursy. Na pewno tańsze niż studia podyplomowe.
To akurat rada z brodą tak długą, jak dowcipy Strasburgera, ale jest ona też zawsze aktualna. Od zarania kontaktów międzypaństwowych tak handlowych, jak i innych, w robieniu kariery pomaga znajomość języków obcych, najlepiej relatywnie rzadkich. W dzisiejszych czasach niemal każdy zna angielski lub jego podstawy, dlatego dobrze jest inwestować w jakiś inny język, ale nie wolno popadać w przesadę. Dobrym pomysłem mogą być języki krajów Unii oraz z nią sąsiadujących. Język można też wybrać patrząc na listę partnerów biznesowych naszego pracodawcy czy listę partnerów handlowych Polski, co oznacza, że może niekoniecznie warto uczyć się suahili (choć, kto wie?), ale już np. chiński, japoński czy koreański mogą być wcale niezłym pomysłem.
Poza tym, nauka nowego języka jest dla mózgu tym, czym siłownia dla ciała – pomaga utrzymywać umysł w formie. Oprócz tego uczy nas myślenia na nowe sposoby, pozwala poznać nowych ludzi i poszerza horyzonty, co przyczynia się do tego, że na niektóre problemy możemy spojrzeć z nowej perspektywy.
Koszt? W przypadku rzadkich języków jest porównywalny ze studiami.
Umówmy się, własny biznes nie jest dla każdego, gdyż nie każdy ma odpowiednie cechy charakteru, by prowadzić firmę. Ale jeżeli już umiemy sprzedawać (także siebie), tworzyć i opowiadać otoczkę, a oprócz tego poszerzyliśmy swoje horyzonty i wzmocniliśmy umiejętności organizacyjne, to może własny interes jest właśnie tym, co pozwoli nam osiągnąć materialny sukces?