Włosi mają kaca, chociaż nie byli na imprezie. Euro zabiło konkurencyjność ich gospodarki

Marcin Kaczmarczyk
Włoskie banki balansują nad przepaścią. Mają 360 mld euro złych kredytów, co jest równowartością 18 proc. rocznego PKB Włoch. Akcje największych straciły od początku roku ponad 60 proc. Ale to nie jest kryzys bankowy. To jest kryzys euro - twierdzi Matthew Lynn, znany dziennikarz finansowy współpracujący między innymi z Wall Street Journal i portalem Marketwatch.

Lynn wie co mówi, o makroekonomii i euro pisze od lat. Jest między innymi autorem książki "Bust: Greece, the Euro and the Sovereign Debt Crisis", w której analizuje przyczyny upadku greckiej gospodarki. Teraz patrzy na Włochów i nie widzi tam beztroskiej rozrzutności milionów zachwyconych tanimi kredytami i wielkiej nieodpowiedzialności bankierów, którzy wciskali je każdemu, czyli zjawisk, które zwykle poprzedzają każdy finansowy, a więc i bankowy, kryzys.

W Turynie jego zdaniem nie było wysypu małych apartamentów kosztujących miliony euro, bankierzy nie pławili się ostentacyjnie w luksusach w modnych klubach Mediolanu, dilerzy Ferrari nie sprzedawali samochodów kosztujących 200 tys. euro nastolatkom bez sprawdzonej historii kredytowej, a starsze panie nie kupowały masowo śmieciowych akcji, składając zlecania za pomocą swoich smartfonów. We Włoszech nic takiego nie było - podkreśla Lynn.

W ciągu minionych dziesięciu lat na włoskim rynku nieruchomości prawie nic się nie działo, teraz ceny domów nawet spadają. A rynki papierów wartościowych były - zdaniem Lynna - tak fascynujące, jak kampanie wyborcze Angeli Merkel. Czyli bardzo, bardzo nudne Włosi więc mają teraz kaca - i to poważnego, choć wcale nie byli na imprezie.

Czytaj też: Włoskie banki to nie jedyny poważny problem. Wiele zmieni możliwa wygrana Trumpa w wyborach w USA - zbiedniejemy.

Mediolan, pracownicy w jednym z biurowcówMediolan, pracownicy w jednym z biurowców Â Stefano Rellandini / Reuters / REUTERS / REUTERS

Banki były odpowiedzialne, a Włosi nie byli rozrzutni

Włosi nie kupują i nie kupowali masowo niemal wszystkiego na kredyt. Wg najnowszych danych Europejskiego Banku Centralnego kwota udzielonych kredytów konsumpcyjnych rośnie we Włoszech w tempie około 1 proc. rocznie.

Banki włoskie ostrożnie udzielają kredytów - sprawdzają historię kredytową, nie boją się powiedzieć "non". I tak działają od lat. Tak na marginesie widać to również w Pekao - banku działającym nad Wisłą, a kontrolowanym przez Unicredit, włoskiego giganta bankowego. W Pekao o kredyt nie jest łatwo. Nie każdy go dostanie.

Nad Tybrem nie powstała w efekcie ostatnio żadna bańka spekulacyjna, która poprzedza klasyczne finansowe załamanie i kryzys bankowy. Skąd więc w portfelach banków tak ogromna wielkość niespłacanych kredytów?

Czytaj też: Ostatnie zamachy terrorystyczne uderzają coraz silniej w realną gospodarkę.

Gospodarka się kurczy od lat

Problemem jest kurcząca się gospodarka. W ubiegłym roku Włochom udało się co prawda zanotować wzrost PKB na poziomie 1 proc., ale nadal włoska gospodarka jest aż o 8 proc. mniejsza niż w 2008 roku, kiedy wybuchł globalny kryzys. I, co jeszcze bardziej znamienne, nie większa niż w 1999 roku, kiedy Włochy weszły do strefy euro.

Kiedy gospodarka rośnie, maleje bezrobocie i rośnie popyt - nie ma wtedy problemów z obsługą długów. Firmy i ludzie zarabiają - mają pieniądze na raty kredytowe. Gorzej kiedy jest stagnacja lub recesja. Popyt jest słaby, bezrobocie rośnie, gospodarka powoli tonie. I pojawiają się wtedy, co oczywiste, problemy ze spłatą kredytów. To właśnie stało się we Włoszech.

Czytaj też: Jak wyglądałby świat, gdyby rządził nim bankier?

Euro zabiło konkurencyjność gospodarki

A dlaczego gospodarka włoska nie rośnie? Lynn nie ma wątpliwości - winne jest euro. Wspólna waluta zabiła konkurencyjność włoskiego przemysłu, który 20 lat temu radził sobie wyśmienicie - przy tanim lirze. Zbyt drogie euro mocno zgasiło zagraniczny popyt na włoskie towary i uderzyło też w wydatki konsumpcyjne. Włoska gospodarka tonie.

A może być jeszcze gorzej. Bruksela widzi bowiem we Włoszech kryzys bankowy i chce go klasycznie wygasić. Niech dopłacą do banków ich właściciele, w tym posiadacze ich obligacji, skończmy z nieodpowiedzialnym pożyczeniem i wszystko będzie OK.

Tym razem to zdaniem Lynna nie zadziała. Po pierwsze dlatego, że właścicielami obligacji banków we Włoszech są miliony zwykłych Włochów - włoskie banki sprzedawały im chętnie obligacje, kusząc że to niemal coś jak lokata, a wyżej oprocentowana. Tak więc jeżeli teraz zwykli Włosi stracą swoje oszczędności, to boleśnie uderzy to w całą gospodarkę - jeszcze spadnie i tak słaby popyt.

Po drugie, po nawet udanej akcji ratunkowej banków i tak nie zostanie usunięty fundamentalny problem zbyt silnej waluty. Konkurencyjność włoskiego przemysłu, przez silne euro, nadal będzie niska, więc złych kredytów dalej będzie przybywać i banki znowu wpadną w tarapaty.

Rozwiązaniem jest we Włoszech odejście od wspólnej waluty, ale o tym jeszcze większość polityków- zarówno we Włoszech, jak i całym eurolandzie - nie chce mówić.

Tekst pochodzi z blogu "Subiektywnie o giełdzie i gospodarce"

Więcej o: