Ministerstwo Rozwoju we współpracy z innymi resortami przygotowało projekt "Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju". Strategia jest dokumentem programowym i politycznym. Wskazuje kierunki rozwoju i cele, które będą uwzględniane w szczegółowych planach rozwoju, na które popłyną środki finansowe i za które będą odpowiedzialne konkretne instytucje. Jednym z najciekawszych fragmentów strategii jest potwierdzenie przez rząd chęci wielomiliardowych inwestycji w. energetykę jądrową. Rząd Beaty Szydło nie tylko chce budować duże elektrownie jądrowe - chce też rozwoju kogeneracji jądrowej, co oznacza, że oprócz dużych siłowni mogą powstać małe reaktory w elektrociepłowniach w niektórych miastach.
Dokładnie - jak wskazuje rząd - opóźniony program polskiej energetyki jądrowej ma dostać przyśpieszenia. Program składa się z dwóch projektów. Pierwszym jest wsparcie i skoordynowanie krajowych przedsiębiorstw w ich przygotowaniach do realizacji prac dla energetyki jądrowej, drugim przygotowanie do budowy dwóch elektrowni jądrowych, o łącznej mocy około 6 tys. MW (4-8 jądrowych bloków energetycznych). Dodatkowo minister energii zakłada przygotowanie do budowy pierwszego rektora HTR o mocy termicznej 200-350 MW, zasilającego instalację przemysłową w ciepło technologiczne.
To wszystko oznacza, że w Polsce powstanie nie jedna (jak chciał rząd PO i PSL), a przynajmniej kilka elektrowni jądrowych - dwie duże i kilka małych, ciepłowniczych. Będą też na to potrzebne ogromne pieniądze, znacznie przekraczające szacowane obecnie 120 mld zł na rodzimy jądrowy program.
Jak wskazuje cytowany przez "Rzeczpospolitą" Michał Wilczyński, były główny geolog kraju, a dziś ekspert ds. rynku energii i paliw, małe reaktory z powodzeniem mogłyby zastępować w niektórych miastach elektrociepłownie działające na węgiel kamienny.
- Takie projekty mogą być realizowane w miejscach po wyeksploatowanych elektrowniach węglowych, np. w Połańcu, Opolu czy Szczecinie, gdzie oprócz zapotrzebowania na energię istnieje lub będzie powstawał przemysł zdolny do odebrania ogromnych ilości produkowanej w tym procesie pary - podkreśla z kolei w gazecie Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów.
Powrót do planów budowy elektrowni jądrowych, a tym bardziej pomysł małych reaktorów, może budzić zdziwienie. PiS zarówno w kampanii wyborczej, jak i po wyborach podkreślało priorytet dla węgla w polskiej energetyce - czytamy w Portalsamorzadowy.pl, który zwraca też uwagę, że najtrudniej będzie w Polsce z lokalizacją reaktorów jądrowych.
Taka inwestycja nie od dziś budzi bowiem sprzeciw Polaków. Spółka PGE EJ 1, odpowiedzialna za przygotowanie i budowę pierwszej polskiej elektrowni jądrowej o mocy 3750 MW, prowadziła badania w trzech potencjalnych lokalizacjach: "Choczewo" i "Lubiatowo-Kopalino" (gmina Choczewo) oraz "Żarnowiec" (gminy Gniewino i Krokowa) w województwie pomorskim. Z początkiem lutego zrezygnowała z lokalizacji "Choczewo", na terenie której znajduje się Wydma Lubiatowska, co satysfakcją przyjęli ekolodzy z Greenpeace Polska, którzy uznali, że wycofanie z tych planów "to ważny sukces mieszkańców Pomorza, naukowców i organizacji ekologicznych". Także Gąski "wygrały" batalie o przekreślenie planów budowy atomówki w gminie.
Co ciekawe powrót polskiego rządu do planów budowy elektrowni jądrowej zbiega się z taką samą decyzją w Wielkiej Brytanii i choć to niezamierzony zbieg okoliczności, powody i tu i tu mogą być podobne.
- Podjęta przez zarząd EDF 28 lipca decyzja o rozpoczęciu budowy elektrowni jądrowej Hinkley Point C z reaktorami EPR oznacza punkt zwrotny w rozwoju brytyjskiej energetyki - pisze prof. Andrzej Strupczewski w wnp.pl.
- Pozornie wysokie nakłady na elektrownie jądrowe są znacznie niższe niż na elektrownie wiatrowe. Ponadto elektrownia jądrowa pracuje przez 60 lat, zaś wiatrowa - przez 20 lat, a według optymistycznych ocen zwolenników OZE może wytrzymać 25 lat - co i tak jest okresem ponad dwukrotnie krótszym niż dla elektrowni jądrowej. Oznacza to, że w przeliczeniu na ilość energii produkowanej podczas całego okresu życia elektrowni, instalacje wiatrowe są dużo droższe od jądrowych - dodaje.
Czy do tego samego wniosku doszedł minister Morawiecki i jego zespół? Na pewno nie da się zaprzeczyć, że informacja o obraniu atomowego kursu zapadła nie dalej jak półtora miesiąca po tym jak prezydent Duda podpisał ustawę o elektrowniach wiatrowych, która skutkuje poważnymi ograniczeniami w ich lokalizacji nad Wisłą.