Obu więźniom w momencie przyjmowania ich do zakładu karnego otwarto konta bankowe w PKO BP z książeczką oszczędnościową płatną na żądanie. Zebrane tam pieniądze stanowić tzw. fundusz akumulacyjny, czyli kapitał na pokrycie podstawowych wydatków, jaki więzień otrzyma do dyspozycji po odbyciu kary.
Z ekonomicznego punktu widzenia był to słaby wybór, bo oprocentowanie depozytów wynosiło zaledwie 0,1 proc w skali roku. Na innych produktach, jak sprawdziła Fundacja Helsińska, która przyłączyła się do spraw obu więźniów przed ETPC, można było w tym czasie zyskać do 4 proc. rocznie.
Pierwszy z więźniów, Marek S., wielokrotnie skarżył się władzom więziennym na niskie oprocentowanie, jednak długo nie dostawał zgody na przeniesienie oszczędności. Dopiero po 12 latach odbywania kary został doprowadzony do agencji PKO BP, w której mógł otworzyć wyżej oprocentowany rachunek. Drugi, Jan O., początkowo nie został nawet poinformowany o wysokości oprocentowania. Gdy je poznał, także skarżył się wymiarowi sprawiedliwości na złe zarządzanie jego mieniem przez władze więzienne i przez bank.
Trybunał w Strasburgu uznał takie postępowanie władz więziennych za naruszenie art. 1 protokołu dodatkowego nr 1 do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który gwarantuje poszanowanie prawa własności. Nakazał polskiemu rządowi wypłacenie każdemu z poszkodowanych 2 tys. euro, a w przypadku jednego z nich dodatkowo pokrycie kosztów sądowych. Te kwoty wydają się wysokie, gdy zestawi się je z sumami, jakie mieli zdeponowane na rachunkach obaj więźniowie. Było to zaledwie 1600 zł i 1700 zł.
Polski rząd może w ciągu trzech miesięcy odwołać się od tego wyroku.