Partia Zielonych, wspierana przez lewicowych sojuszników, chciałaby jak najszybciej zamknąć wszystkie pięć działających w Szwajcarii elektrowni jądrowych. Pierwsze trzy najlepiej już w przyszłym roku. Argumentowała, że są już stare - najstarszy działający reaktor uruchomiono w 1969 roku - przez co rośnie ryzyko ich awarii. Naciskała przy tym na rozwój energetyki opartej na odnawialnych źródłach energii.
Szwajcarzy nie zgodzili się z tymi argumentami. 54,2 proc. osób, które wzięły udział w referendum powiedziało "nie" dla propozycji Partii Zielonych. Tylko w sześciu z 26 kantonach wygrali radykalni przeciwnicy energetyki jądrowej.
Czytaj więcej: W połowie roku, po raz pierwszy od 20 lat, nowy reaktor jądrowy uruchomiono w USA
- Głosujący nie chcieli gwałtownego wyłączenia elektrowni jądrowych. Nie można zmienić polityki energetycznej w ciągu jednego dnia - mówiła po referendum Doris Leuthard, szwajcarska minister energii.
Związek zrzeszający szwajcarskich producentów energii nazwał głos ludu w niedzielnym referendum głosem "zdrowego rozsądku". A Szwajcarska Federacja Biznesu powiedziała, że głosujący chcieli mieć pewność dostaw energii i nie życzyli sobie przy tym zwiększanie importu energii. A taki import byłby niezbędny, gdyby elektrownie jądrowe w Szwajcarii trzeba było zamknąć.
Wszystkie pięć szwajcarskich elektrowni atomowych produkuje aż 34,5 proc. energii. Centroprawicowy rząd chce je wygaszać stopniowo do 2034 roku wraz z rozwojem innych źródeł energii - Szwajcarzy chcą rozwijać swoją energetykę w oparciu o nowe wodne elektrownie, gazowe i energetykę odnawialną. Żadnych gwałtownych ruchów. I w referendum to podejście wygrało.
Tekst pochodzi z blogu "Subiektywnie o giełdzie i gospodarce".