Dlaczego w Polsce spadają inwestycje? Jesteśmy o krok od rozwiązania największej gospodarczej zagadki 2016 roku

Rafał Hirsch
2016 nie był w polskiej gospodarce udany. Wzrost mamy wolniejszy niż oczekiwał rząd i większość polskich oraz zagranicznych ekonomistów. Wszystko przez głęboki spadek inwestycji. Spór o to, dlaczego one spadają jest jednym z najciekawszych w tym roku i zbliża się do końca.

Są dwa popularne wytłumaczenia tego dlaczego w tym roku inwestycje w polskiej gospodarce spadły o kilka procent. Pierwsze mówi o tym, że to kwestia pieniędzy unijnych, które przestaliśmy wydawać. Drugie mówi o tym, że to kwestia wpływu krajowej polityki, zmian chociażby w podatkach i związanej ztym większej niepewności.

Dotychczas nie sposób było rozstrzygnąć, który wariant jest bliższy prawdzie – czy za brak inwestycji odpowiada bardziej Unia i zmiany w jej przepisach, czy bardziej to, co dzieje się w Polsce. Ale zdaniem skandynawskiego banku Nordea rozstrzygnięcie jest blisko. Oto bowiem na Węgrzech i w Czechach inwestycje już się odbiły i znów rosną.

Inwestycje w Czechach i w PolsceInwestycje w Czechach i w Polsce źródło: Nordea

W tych krajach, podobnie jak w Polsce, były przejściowe kłopoty z pozyskiwaniem kasy unijnej.

Unia nieco zmieniła swoje procedury. Nowych trzeba było się po prostu nauczyć, a do tego znowelizować kilka ustaw, z prawem o zamówieniach publicznych na czele. Węgrzy i Czesi zrobili to szybciej, a my wolniej – zajęło nam to kilka miesięcy więcej. Jeśli w spowolnieniu inwestycyjnym chodzi tylko o to, to za chwilę powinniśmy widzieć odbicie w inwestycjach także w Polsce.

Jeśli jednak tego nie zobaczymy, wtedy będziemy wyraźnie różnić się od tego co dzieje się w Czechach i na Węgrzech. To będzie sugerowało, że bardziej prawdopodobny jest jednak wariant drugi, czyli ten związany z krajową polityką.

Nordea Markets o przyczynach spadku inwestycji w PolsceNordea Markets o przyczynach spadku inwestycji w Polsce źródło: Nordea

Według wariantu łączącego spadek inwestycji z sytuacją w kraju prywatne firmy wstrzymują inwestycje, bo boją się chaosu prawno-podatkowego. Rząd w ostatnich miesiącach specjalizował się w sprzecznych ze sobą komunikatach o tym co zmieni, a czego nie zmieni. Kociokwik informacyjny towarzyszył podatkowi od supermarketów, zmianom w VAT, planowanym zmianom w PIT z kwestią kwoty wolnej na czele. Po drodze była niewyjaśniona kwestia podatku jednolitego, czy chociażby tego co można wrzucać w koszty, a czego nie można.

Samorządy z kolei miałyby nie inwestować ze strachu przed inspirowanymi politycznie nalotami CBA i innych służb kontrolowanych przez opanowaną przez PiS władze centralną. Natomiast firmy kontrolowane przez państwo nie inwestują, ponieważ obsadzeni na wysokich stanowiskach ludzie powiązani z partią rządzącą zajmują się głównie pilnowaniem tego, żeby tego stanowiska nie stracić. Nie mają więc głowy do tego, aby planować długoterminowy rozwój spółki. Ale to też tylko hipoteza - nie ma na to żadnych dowodów. 

Ostatnie dane za listopad o wzroście o ponad 5 procent produkcji budowlanej w stosunku do października sugerują, że odbicie w inwestycjach jest blisko. Jeśli dane za grudzień będą podobne, to ekonomiści zaczną zapewne już głośno mówić o odbiciu w inwestycjach i o tym, że spowolnienie było związane tylko z kasą unijną. Zagadka się wyjaśni. Jeśli listopad okaże się jednorazowym wystrzałem, różnica między Polską, a Czechami i Węgrami będzie wskazywać na wariant polityczny. Dane za grudzień będą w połowie stycznia. Ostateczne potwierdzenie tego, co stało się w całym czwartym kwartale będziemy mieć pod koniec lutego.

Więcej o: