- Czechy nie będą dłużej potrzebowały koordynatora ds. przyjęcia euro, ponieważ na razie nie przygotowujemy się do wstąpienia do Eurolandu - powiedział czeski minister finansów Andrej Babis, który jest również wicepremierem. Dodał, że ostateczne stanowisko "zostawimy do następnego rządu".
Jego wypowiedź związana była z odejściem po 11 latach pracy w ministerstwie finansów ekonomisty Oldricha Dedeka, zwanego "Mr. Euro", który pełnił funkcję krajowego koordynatora ds. wprowadzenia euro.
Czechy przystąpiły do wspólnoty w 2004 roku i jednym z początkowych założeń było przyjęcie wspólnej waluty. Zgodnie z procedurą, spełnione musiały zostać niezbędne kryteria, w tym redukcja deficytu budżetowego, niska inflacja i niskie stopy procentowe.
Prognozy dotyczące potencjalnego terminu przyjęcia euro zmieniały się już kilkukrotnie. Biorąc pod uwagę zbliżający się Brexit, nie wiadomo, czy nastąpi to przed 2020 r.
Financial Observer podaje, że nie tylko Czesi nie wykazują entuzjazmu na myśl o zmianie waluty. Również Polska i Węgry podchodzą do tematu z rezerwą.
Z Badania Eurobarometru przeprowadzonego w listopadzie wynika, że 32 proc. Czechów nie chce przyjęcia euro. Za było 28 proc.
Były prezydent Valclav Klaus powtórzył w styczniu swój sprzeciw wobec wspólnej waluty. - Jestem wielkim przeciwnikiem wspólnej waluty europejskiej w bardzo różnych krajach. Nie widzę żadnego powodu, dla którego Republika Czeska powinna przystąpić do strefy euro. Ponadto, wszystkie sondaże pokazują, że ludzie tego nie chcą. Wierzę, że jest to najsilniejsze "nie" w całej Europie, choć nie jestem pewien, jak się sprawy mają w Polsce - powiedział.
Według sondażu Eurobarometru z 2015 r., spośród siedmiu krajów należących do UE, które jeszcze nie przyjęły euro, najwięcej przeciwników tego rozwiązania (70 proc.), było w Czechach. Na drugim miejscu znalazła się Polska. U nas za "nie" opowiedziało się 53 proc. badanych.