Jeśli szukać branży najmocniej dotkniętej szarą strefą to żelaznym kandydatem do miejsca na pudle będzie ta, która działa na naszym rynku internetowych zakładów wzajemnych. Legalni bukmacherzy oceniają ją na... 90 proc. Wartość obrotów na tym rynku przekroczyła już 5 mld zł. Tylko nie więcej niż 10 proc. z tego przypada na siedem zarejestrowanych u nas legalnie działających firm: Fortunę, STS, Milenium, Totolotka, E-Toto, Casino Games i LV BET. Resztę zgarniają nielegalni bukmacherzy, którzy oferują swoje usługi z zagranicy, nie płacą w Polsce podatku i nie podlegają polskiemu prawu. Dwóch największych operatorów gier losowych w Polsce, Bet365 i Bet-at-home, ma ponad 50 proc. rynku.
W zeszłym roku rząd doszedł do wniosku, że trzeba z tym skończyć. Stąd rejestr nielegalnych domen, który ruszy wiosną. Gracze nie będą już mogli twierdzić, że nie wiedzieli, iż korzystają z usług nielegalnego bukmachera.
Na tym jednak nie koniec. Od 1 lipca blokowany będzie dostęp do nielegalnych stron. Będzie też blokowanie płatności związanych z nielegalnymi zakładami. - Blokowanie stron internetowych oferujących gry hazardowe bez wymaganego zezwolenia stosują Francja, Hiszpania, Włochy, Holandia, Estonia, Rumunia, Łotwa, Austria, Belgia - przekonywało Ministerstwo Finansów. - Blokowanie płatności dokonywanych na rzecz podmiotów oferujących gry hazardowe bez wymaganego zezwolenia - Litwa, Łotwa, Estonia - dodało.
Do tego doszło rozszerzenie katalogu kar. I ich podwyżki. Za sam udział w zakładach u nielegalnego bukmachera grozić ma grzywna w wysokości 120 stawek dziennych. Dolna granica takiej grzywny, to zatem blisko 8 tys.zł, górna nawet niemal 320 tys. zł.
Okazuje się jednak, że nielegalni bukmacherzy nie przestraszyli się zmian w polskim prawie. Rząd liczył, że w pierwszym roku funkcjonowania zmian uda się przejąć 40 proc. wartości rynku nielegalnego, w kolejnym 60 proc., a docelowo 80 proc. - Pozostała wartość rynku to szara strefa, która nie zostanie wyeliminowana - przyznał resort Ministerstwo Finansów. Według jego wyliczeń opodatkowanie przejętej części obrotów miało przynieść budżetowi dodatkowo ponad 700 mln zł w pierwszym roku po wprowadzeniu zmian, prawie 1,6 mld zł w drugim roku, a w każdym następnym po przeszło 2,4 mld zł. W sumie w ciągu 11 lat budżet ma zyskać na zmianach ponad 23 mld zł. Nie wygląda jednak na to, by tak się stało.
- Minister rozwoju i finansów nie rozpatruje obecnie żadnego wniosku o udzielenie zezwolenia na urządzanie zakładów wzajemnych, złożonego przez nowy podmiot, który nie posiada dotychczas przedmiotowego zezwolenia - czytamy w piśmie podpisanym przez Agnieszkę Niekłań-Wudarską, zastępcę dyrektora biura ministra w Ministerstwie Finansów.
- Ten dokument pokazuje, że żaden nielegalny podmiot nie stara się o licencję w Polsce. Najprawdopodobniej więc firmy te w dalszym ciągu nie zamierzają respektować krajowego prawa - komentuje Paweł Rabantek ze Stowarzyszenia Pracodawców i Pracowników Firm Bukmacherskiech. Jego zdaniem państwo powinno w tej sytuacji dołożyć wszelkich starań, żeby egzekwowanie znowelizowanej ustawy było skuteczne. - W przeciwnym razie budżet kraju oraz rodzimy sport będą tracić kolejne setki milionów złotych, które nieopodatkowane wypływają poza Polskę - dodaje Paweł Rabantek.
Zwraca przy tym uwagę, że wiele klubów i związków sportowych wciąż wierzy, że wraz z wejściem w życie nowej ustawy nielegalni operatorzy zarejestrują swoją działalność w Polsce i zaangażują pieniądze w sponsoring. - Mamy jasne potwierdzenie, że zagraniczni bukmacherzy nie są tym zainteresowani i tak się po prostu nie stanie. Tym bardziej, że sam proces uzyskania licencji jest długotrwały i trwa od 6 do nawet 10 miesięcy - rozwiewa te nadzieje Rabantek. Przekonuje, że zagraniczni bukmacherzy nie weszli na polski rynek, bo najzwyczajniej im się to nie opłacało.
Pismo z Ministerstwa Finansów Ministerstwo Finansów
Nielegalny dziś zagraniczny bukmacher, po rejestracji, musiałby zapłacić w Polsce 12 proc. podatku od obrotu i 19 proc. podatku dochodowego CIT. Na Malcie płaci podatek od działalności bukmacherskiej w wysokości 0,5 proc. od obrotu, ale maksymalnie jest to 466000 euro. Do tego dochodzi efektywny CIT na poziomie ok. 5 proc.
Stowarzyszenie Pracodawców i Pracowników Firm Bukmacherskiech ocenia więc, że w Polsce obciążenia podatkowe zagranicznego operatora byłby o kilkadziesiąt razy większe niż na Malcie czy w rajach podatkowych. Co więcej na Malcie i w rajach podatkowych firmy te oraz ich oferta nie są tak szczegółowo kontrolowane jak w Polsce, gdzie każda akceptacja zmian w regulaminie przez Ministerstwo Finansów trwa ok. 6 miesięcy. To znacznie utrudnia prowadzenie działalności. Wreszcie nielegalni operatorzy w Polsce po rejestracji nie mogliby oferować loterii czy gier w kasynie, jak robią to obecnie.
- Operatorom tym zależy więc przede wszystkim na utrzymaniu dotychczasowej sytuacji, w której dla własnego zysku omijają polskie prawo. Traci na tym budżet kraju, polski sport, a także uczciwe firmy - rozkłada ręce Paweł Rabantek.