Movinga zebrała dane z europejskich miast, które mogą być interesujące dla przedsiębiorców szukających po Brexicie alternatywy dla Londynu i ułożyła je w dwa rankingi: jeden dla bankierów, drugi dla startupowców. Brane pod uwagę były m.in.: otoczenie biznesowe, podatki, wydatki na utrzymanie biura, wydatki życia codziennego, możliwość komunikacji w języku angielskim, a także koszt i czas powrotu na rodzime Wyspy.
W pierwszym rankingu podium zdobyły Dublin, Amsterdam i maltańska Valletta. W drugim na trzech pierwszych miejscach znalazły się Berlin, Warszawa i Budapeszt.
Co ciekawe, Warszawa znalazła się na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o koszt lotu do Wielkiej Brytanii i koszt obiadu. Niestety, w istotniejszej kategorii znośnego podatku dochodowego jest dopiero dziesiąta, wyprzedzają ją Barcelona, Paryż i Berlin. Nadrabia za to licznymi przestrzeniami coworkingowymi i stosunkową niską opłatą za wynajem powierzchni biurowej (nawet dwukrotnie niższą w porównaniu do niemieckich, francuskich czy skandynawskich miast).
– Wszyscy mówią o tym, że Paryż i Frankfurt przygotowują się na przyjęcie brytyjskich przedsiębiorców po Brexicie – mówi dyrektor londyńskiego oddziału Movingi Finn Hänsel. – Ale inne miasta, jak Dublin, Valletta, Luksemburg czy Amsterdam mogą stwarzać lepsze warunki i pozwolą poczuć się jak w domu.
- Wyjście Zjednoczonego Królestwa z Unii może mieć większy wpływ na sektor usług finansowych niż na jakikolwiek inny obszar gospodarki – napisała firma doradcza EY w raporcie poświęconym przygotowaniom instytucji finansowych do Brexitu.
– Brexit wpłynie na wszystkie instytucje, zarówno z Wielkiej Brytanii, jak i reszty świata, wykorzystujące Londyn jako hub dla swego kontynentalnego biznesu. Instytucje finansowe muszą systematycznie myśleć, jakie skutki może mieć Brexit dla każdego obszaru ich operacji – mówił niedawno członek zarządu Bundesbanku Andreas Dombert na spotkaniu z finansistami w Londynie.
***
Zobacz też, jak wygląda prowadzenie biznesu restauracyjnego w Polsce. Kręgliccy: Mieliśmy wielkiego farta. Pod koniec lat 90. restauracja zwracała się nawet w trzy miesiące: