Czeski film? Premier kłóci się z ministrem finansów i zapowiada dymisję

Marcin Kaczmarczyk
Na pół roku przed wyborami do parlamentu Bohuslav Sobotka, czeski premier, zapowiada dymisję rządu. Powodem jest kłótnia z ministrem finansów - Andrejem Babiszem, jednym z najbogatszych Czechów.

Na pierwszy rzut oka życie polityczne w Czechach przypomina teraz wrażenia, jakie część naszych rodaków odniosła w trakcie oglądania czechosłowackiej komedii „Nikt nic nie wie”. Sytuacja, w której premier kłóci się z własnym ministrem finansów i na koniec zamiast go odwołać, zapowiada złożenie dymisji, by nie robić z ministra „męczennika”, wydaje się skrajnie absurdalna. W rzeczywistości jednak to tylko odsłona toczącej się od dłuższej chwili walki politycznej, która zyskała dotykowych rumieńców z powodu nadciągających wyborów parlamentarnych.

Czytaj więcej: Eurostrefa rośnie już szybciej niż USA. Takim krajom jak Polska będzie trudniej dołączyć do najbogatszych.

Koalicja i wybory – źródła konfliktu

Sobotka jest szefem koalicyjnego rządu tworzonego przez jego Czeską Partią Socjaldemokratyczną (CSSD), centroprawicowe ugrupowanie ANO - założone i finansowane przez Andreja Babisza i chadeków z Unii Chrześcijańskiej i Demokratycznej - Czechosłowackiej Partii Ludowej (KDU-CSL).

Jesienią mają odbyć się, w standardowym konstytucyjnym terminie, wybory do czeskiej Izby Poselskiej – to odpowiednik naszego Sejmu. W sondażach wyraźnie prowadzi ANO. Ruch Babisza może liczyć na ponad 28 proc. głosów. Na drugim miejscu z poparciem 16,6 proc. znajdują się socjaldemokraci Sobotki.

To powoduje, że od pewnego czasu nasila się rywalizacja wewnątrz koalicyjnego rządu. Sobotka, jak twierdzi w wypowiedzi dla Bloomberga Pawel Saradin, profesor nauk politycznych z Uniwersytetu Masaryka w Brnie, postanowił uderzyć w Babisza, podważając uczciwość przeprowadzanych przez niego działań biznesowych. – Jest jednak przy tym bardzo ostrożny, ponieważ sam może zostać trafiony boleśnie niczym bumerangiem – dodaje Saradin.

Czytaj więcej: Przyjaciel Orbana oskarża USA o chęć obalenia węgierskiego rządu dwa lata temu.

Miliarder z Maroka

Przeszłość biznesowa Andreja Babisza jest bardzo bogata. Majątek, wyceniany przez Forbesa na ponad 3 mld dolarów, zaczął budować w latach 90. ubiegłego wieku. Jeszcze przed aksamitną rewolucją pracował w centrali handlu zagranicznego, będąc między innymi jej przedstawicielem w Maroku.

Po powrocie do kapitalistycznego już kraju założył koncern Agrofert, holding działający głównie w branży spożywczej, rolniczej i handlowej. Przypominający więc sporo podobnych przedsięwzięć tworzonych w krajach Europy Wschodniej przez nowych biznesmenów, wykorzystujących doświadczenie lub kontakty zdobyte jeszcze w czasach, gdy rządzili komuniści. Teraz Agrofert działa w 18 krajach, składa się z około 250 spółek i zatrudnia 34 tys. osób.

Jakiś rok przed wyborami w Czechach w 2013 roku Babisz założył ugrupowanie ANO, głoszące hasła walki z korupcją i zapowiadające odnowienie skostniałego czeskiego systemu politycznego. Równocześnie kupił grupę mediową wydającą między innymi jeden z największych czeskich dzienników „Mlada fronta Dnes”. Przeciwnicy polityczni zarzucali potem wielokrotnie Babiszowi, że wykorzystuje media w działalności politycznej.

W 2013 roku ANO zdobyło drugie miejsce w wyborach i weszło do koalicji w rządzie Sobotki.

Problem z obligacjami i witamy w klubie z Polską

Najnowsze napięcia w rządzie są pochodną toczonej już od dłuższego czasu w czeskich mediach dyskusji dotyczącej kupna przez Babisza w 2013 roku obligacji Agrofertu o wartości 1,5 mld koron. Zarzuca się Babiszowi, że ta transakcja była po pierwsze, manewrem mającym na celu uniknięcie opodatkowania dywidendy Agrofertu, a poza tym znanego biznesmena – wg oficjalnych dochodów – nie stać było na tę transakcję.

Sobotka żąda teraz wyjaśnień, Babisz takie przedstawił, zdaniem premiera są niewystarczające. Sobotka chce więc dymisji rządu, twierdząc że odwołanie Babisza ze stanowiska byłoby najprostsze, ale pozwoliłoby grać mu rolę męczennika i wykorzystać sytuację do zdobycia cennego poparcia przed wyborami. Premier prawdopodobnie złoży dymisję na ręce prezydenta Zemana do połowy maja.

Całe te wydarzenia mają jeszcze jeden wymiar. W zachodnich komentarzach – między innymi pisze tak Bloomberg - zwraca się uwagę, że czeska zawierucha wpisuje się w duże niepokoje polityczne, które dotykają teraz innych krajów postkomunistycznych w Europie Wschodniej. Przypomina się ostatnie masowe protesty w Rumunii oraz demonstracje na Węgrzech i w Polsce. To zła wiadomość dla nas. W świadomości niektórych inwestorów wschód Europy będzie przed to kojarzył się silniej z miejscem, gdzie demokracja faktycznie jest nieco inna niż na zachodzie – i niekoniecznie bardzo stabilna.

Tekst pochodzi z bloga „Giełda i gospodarka.pl”

Więcej o: