Przywrócenie przez PiS poprzedniego wieku emerytalnego - 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn - oznacza, że od 1 października do końca roku prawo do świadczenia nabędzie ponad 330 tys. osób. Gdyby wszyscy z niego korzystali, budżet państwa musiałby wysupłać 2 mld zł, żeby wypłacić należne im świadczenia.
Minister Rafalska przekonuje, że stać nas na to.
– Fundusz Ubezpieczeń Społecznych jest w dobrej sytuacji finansowej, najlepszej od wielu lat. Nie ma żadnych podstaw do zaniepokojenia o sfinansowanie reformy, zarówno w ostatnim kwartale tego roku, jak i w roku 2018 – podkreśliła minister. – Przyczyniły się do tego rosnące wynagrodzenia, duża liczba pracujących i ozusowanie umów-zlecenia.
Z szacunków ZUS wynika, że mężczyzna, który przejdzie na emeryturę w 2018 r. dostanie 68 proc. swojej pensji, a Polka zarabiająca średnią krajową zaledwie połowę tej kwoty. Gdyby zdecydowali się popracować jeszcze trzy lata, to ich świadczenie emerytalne wzrosłoby nawet o 20 proc.
Blisko 600 ekspertów ZUS oddelegowanych do pracy z potencjalnymi emerytami za zadanie ma przedstawić im te wyliczenia i pomóc w podjęciu decyzji.
Choć rząd zapewnia, że w tym roku ma środki na wypłatę dodatkowych emerytur, to ubytek z rynku pracy 331 tys. osób przede wszystkim odczują pracodawcy, którzy już teraz mają problem z obsadzeniem wakatów.