Przeciętne wynagrodzenie w drugim kwartale wyniosło 4220,69 zł brutto – jak podał GUS - co oznacza wzrost w ujęciu rocznym o 5 proc. To wynik lepszy niż w pierwszym kwartale, wtedy przeciętne wynagrodzenie wzrosło rok do roku o 4,1 proc.
Tego newsa nieco psuje informacja o tym, że w porównaniu do pierwszego kwartału nasze przeciętne pensje w drugim zmniejszyły się o 3,1 proc. – z początkiem roku średnio zarabialiśmy 4353,55 zł brutto. Spadek kwartał do kwartału można jednak wytłumaczyć sezonowym wahnięciem. Nie jest to wielki problem. Istotniejsze jest co innego.
PKO BP również w środę opublikowało swoje najnowsze prognozy dotyczące naszej gospodarki. I tam, w części dotyczącej zarobków Polaków, czytamy, że „nominalna dynamika płac w gospodarce narodowej przyspieszy na koniec tego roku do ok. 6 proc. w ujęciu rocznym”.
Dlaczego pensje nie rosną jeszcze szybciej?
Ekonomiści z największego polskiego banku wyjaśniają przy okazji dlaczego nasze pensje, mimo bardzo niskiego bezrobocia, nie chcą teraz rosnąć szybciej. Ich zdaniem kluczowym czynnikiem, który dotychczas ograniczał presję płacową była masowa imigracja – głównie pracowników z Ukrainy. Ponadto, jak dodają, nowe miejsca pracy były relatywnie niskopłatne, więc silny wzrost zatrudnienia przekładał się na spadek przeciętnej płacy. No i rósł wskaźnik aktywności zawodowej, co w praktyce oznacza, że na rynek pracy wchodzili ludzie o mniejszych kwalifikacjach, a więc tacy, którym płaci się mniej niż doświadczonym specjalistom.
Pod koniec roku będzie jednak lepiej. - Utrzymanie napływu imigrantów i wzrost wskaźnika aktywności zawodowej nie będą wystarczająco silne, aby utrzymać równowagę na rynku pracy – czytamy w raporcie. Mówiąc prościej, rąk do pracy będzie coraz bardziej brakować, bank nie wierzy, że przyjadą kolejne dziesiątki tysięcy nowych imigrantów. To wymusi wzrost wynagrodzeń.
- Narastająca nierównowaga może zostać pod koniec roku pogłębiona przez obniżenie wieku emerytalnego – dodają specjaliści z PKO BP.
Problemem inflacja
Z punktu widzenia pracownika przyszłość pozornie wygląda więc różowo. Wzrost wynagrodzeń przyspieszy. Niestety na bardzo nieprzyjemne zjawisko zwrócił w środę uwagę Łukasz Wilkowicz, dziennikarz gospodarczy. Zauważył, że średnia płaca w gospodarce realnie rośnie najwolniej od 2012 r. Co to znaczy? Licząc realny wzrost uwzględniamy inflację, nominalny, o którym poinformował w środę GUS ten element pomija.
Tak więc naprawdę teraz za nasze pensje kupimy nie 5 proc. więcej dóbr niż rok temu, ale około 3 proc. Jest tak, ponieważ w ciągu roku wszystko średnio podrożało o 2 proc.
Możemy się pocieszać, że podobny problem pojawił się również w dużo bogatszych Niemczech. Tam w pierwszym kwartale tego roku (nie ma jeszcze danych za drugi kwartał), wzrosła inflacja i dynamika realnego wzrost wynagrodzeń spadła do skromnych 0,6 proc.
Jak w Niemczech zmienia się inflacja i wynagrodzenia - nominalne i realne Statistisches Bundesamt (Destatis), 2017
Jednak tam przeciętne wynagrodzenie przekracza 3700 euro, u nas jest mniej więcej cztery razy mniejsze.
Tekst pochodzi z blogu „Giełda i gospodarka.pl”.