W 2015 roku, wg dość pewnych danych ONZ, około 83 procent północnokoreańskiego eksportu trafiało do Chin. Państwo Środka było też głównym dostawcą dóbr wszelakich do Korei Północnej. Dostarczało aż 85 proc. produktów i usług kupowanych za granicą przez Koreańczyków z Północy.
Konkretnie wyglądało to tak, że w 2015 roku wartość chińskiego eksportu do państwa Kima wyniosła 2,95 mld dol, a na import stamtąd Chińczycy wydali 2,34 mld dol.
Inni partnerzy Korei Północnej niemal się nie liczą. Drugim największym odbiorcą północnokoreańskich towarów i usług są Indie – w 2015 roku wydały na nie 97,8 mln dol. W tym samym roku wartość indyjskiego eksportu do Korei Północnej sięgnęła 108 mln dol. Te liczby, jak widać, są śmiesznie małe w porównaniu do wymiany handlowej pomiędzy Pekinem a Pjongjang.
Korea Północna sprzedaje Chinom głównie węgiel i rudę żelaza (ponad 40 proc. eksportu) oraz tekstylia i odzież. Kupuje wszystko inne – w tym komputery i maszyny.
Z danych tych więc jasno wynika, że rację ma Trump, kiedy mówi, że Chiny mogą w największym stopniu gospodarczo wpłynąć na Koreę Północną. Bez handlu z nimi reżim Kima, by nie przetrwał.
Czytaj więcej: Nerwowo przez pogróżki Kima i Trumpa. Ale do paniki daleko.
Spacer po linie
Niecały miesiąc temu Chińczycy poinformowali o swoich obrotach handlowych z Koreą Północną w pierwszym półroczu. Te wzrosły o 10,5 proc. w porównaniu do pierwszego półrocza ubiegłego roku, do 2,55 mld dol.
Huang Songping, rzecznik prasowy chińskiej administracji celnej, zaznaczył wtedy, że wcale nie oznacza to, że Chiny ignorują nałożone już sankcje gospodarcze na Koreę Północną. Handel rozwijany jest w tych obszarach, w których nie ma zakazów. Również, jak mówił, kiedy związane jest to z pomocą humanitarną.
Huang Songping przypomniał też, że Chiny, zgodnie z sankcjami nałożonymi przez Radę Bezpieczeństwa, wstrzymały import węgla z Korei Północnej w lutym, a import rudy żelaza ograniczyły do limitów ustalonych przez społeczność międzynarodową.
Obroty handlowe według Chińczyków rosną, bo zwiększa się handel tekstyliami i odzieżą oraz innymi bardzo pracochłonnymi towarami.
Czytaj więcej: Trump ma nowego wroga. To hiszpańskie oliwki importowane do USA.
Jego słowa korelowały z liczbami, które dodatkowo przedstawił. I tak, wymiana handlowa w pierwszym półroczu wzrosła – to fakt, ale eksport Korei Północnej do Chin już spadł. I to znacznie, bo aż o 13,2 proc. do 880 mln dol. W tym samym czasie Pjongjang kupił w Państwie Środka towary i usługi za 1,67 mld dol., a więc aż o 29,1 proc. więcej niż rok wcześniej.
W co grają Chińczycy? Wydaje się, że najbardziej precyzyjnie wyjaśnił to Greg Wright, profesor ekonomii z University of California. Jego zdaniem, jak napisał to w artykule na stronach akademickiego magazynu Theconversation.com, Chiny z jednej strony na pewno nie dążą do upadku reżimu Kima – wiedzą, że ten istnieje dzięki ich wsparciu. Nie chcą wzrostu potęgi Korei Południowej, ani Japonii, ani silniejszej obecności USA u swoich granic w scenariuszu, w którym Korea Północna upada po starciu z Amerykanami.
Ale z drugiej strony nie chcą też, by Pjongjang stał się posiadaczem broni atomowej. Głównie dlatego, że wtedy własną broń atomową mogą chcieć wyprodukować bliscy rywale Chin – Korea Południowa i Japonia.
Dotąd więc Chińczycy podtrzymywali reżim Kima, ale tak, by nie rozwijał za szybko swojego militarnego, głównie jądrowego, potencjału. Teraz okazało się, że Pjongjang może za chwilę wejść do atomowego klubu. Pekin, jak twierdzi więc Greg Wright, ma bardzo trudny dylemat.
Chińczycy myślą, co bardziej się opłaca. Dalej wspierać reżim Kima i ryzykować tym samym zarówno konflikt na Półwyspie Koreańskim oraz możliwość uruchomienia atomowego wyścigu zbrojeń w Azji południowo-wschodniej? A może jednak przykręcić kurek Kimowi, co może oznaczać upadek reżimu i chaos w dużym państwie graniczącym bezpośrednio z nimi?
Nie wiemy, czy podjęli już decyzję oraz jaka ona jest.
Tekst pochodzi z blogu „Giełda i gospodarka.pl”.