Ministerstwo Finansów już po raz drugi zdecydowało o przesunięciu terminu obowiązywania podatku od sprzedaży detalicznej, czyli tzw. podatku handlowego. Według (jeszcze) obecnej wersji ustawy, miał on być pobierany od początku 2018 r. Ale tak się nie stanie - nowy projekt zawiesza podatek do przyszłego roku.
Skąd taka decyzja? Jak tłumaczy resort, istnieje ryzyko, że skarga na decyzję Komisji Europejskiej z września 2016 r., złożona do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, nie zostanie rozpoznana do końca 2017 r. A to od rozstrzygnięcia w TSUE zależy, czy daninę w obecnej formie będzie można pobierać czy nie.
Na mocy decyzji sprzed niemal roku, KE wszczęła postępowanie wyjaśniające w sprawie podatku, jednocześnie nakazując jego zawieszenie do czasu zakończenia analiz. Zdaniem Komisji, konstrukcja podatku łamie unijny zakaz pomocy publicznej. Postępowanie zakończyło się decyzją z 30 czerwca br., w której KE potwierdziła swoje zastrzeżenia.
Na czym miałaby polegać rzeczona pomoc publiczna? Otóż Komisja Europejska uznała, że dzięki progresywnym stawkom podatkowym opartym na wielkości przychodów, przedsiębiorstwa o niskich obrotach miałyby przewagę nad konkurentami. Podatek miałby obowiązywać sprzedawców z przychodami powyżej 17 mln zł miesięcznie (i być naliczany od przychodów powyżej tej kwoty). Stawki zapisane w ustawie to 0,8 proc. przychodu sieci jeśli jest on niższy niż 170 mln zł miesięcznie, i 1,4 proc. od przychodu powyżej tego progu.
Ministerstwo Finansów szacuje, że gdyby podatek handlowy działał od początku 2018 r., to przez cały rok z jego tytułu do budżetu państwa wpłynęłoby 1,59 mld zł. Zawieszenie podatku oznacza brak tych wpływów.
***