Według danych Banku Światowego PKB Stanów Zjednoczonych w 2016 r. wyniosło 18,579 bln dolarów. To o 26 proc. więcej niż przed kryzysem w 2009 r. Rośnie też całkowita zasobność gospodarstw domowych. W tym roku wynosi ona ok. 95 bln dol., czyli o ok. 30 bln więcej niż przez recesją. Bezrobocie ogłoszone przez Departament Pracy wynosi zaledwie 4,5 proc.
Co ciekawe, pomimo tak dobrych danych, ok. 60 proc. obywateli uważa, że kraj zmierza w złym kierunku. Ta opinia przestaje zaskakiwać, jeśli weźmiemy pod uwagę, że 25,5 proc. gospodarstw można uznać za biedne. To znaczy, że gdyby ich właściciele sprzedali wszystkie aktywa, pieniądze ze sprzedaży nie wystarczyły na przeżycie trzech miesięcy powyżej poziomu ubóstwa. Co więcej, zasobność aż 16,9 proc. gospodarstw jest ujemna, czyli długi przewyższają ich wartość – wynika z tegorocznego raportu „Prosperity Now Scorecard”.
Zjawiskiem, które wzbudza jeszcze większą irytację przeciętnego obywatela jest powiększająca się luka pomiędzy bogatymi a biednymi. Według analizy Bank of America Merrill Lynch w 1995 r. 10 proc. najzamożniejszych obywateli kontrolowało 53 proc. krajowego majątku. W 2013 r. 10 proc. kontrolowało już 63 proc., a wskaźnik ciągle rośnie.
Pomimo tego, że zwiększa się całkowita zamożność kraju, przeciętni Amerykanie raczej nie odczuwają poprawy swojej sytuacji. Akcje na giełdzie posiada 52 proc. obywateli, co jest najniższą wartością od 2007 r. Natomiast tylko w dwóch stanach – w Dakocie Północnej i Wirginii Zachodniej – zanotowano wzrost dochodów wśród 20 proc. najgorzej usytuowanych gospodarstw.
Pocieszający może być fakt, że od zeszłego roku nieznacznie spadł poziom nierówności społecznych oraz wzrósł dostęp do kredytów odnawialnych. Pytanie tylko, czy mamy do czynienia z odwróceniem trendu, czy lokalną poprawą.
W zeszłym roku organizacja Oxfam opublikowała raport, według którego 62 najbogatszych miliarderów posiada łącznie taki sam majątek, jak biedniejsza połowa ludzkości. Obie grupy mają po 1,76 bln dolarów.