9 sierpnia wybuchła afera wywołana wpisem na instagramowym profilu Tigera, który nawiązywał do Powstania Warszawskiego. Na grafice pokazano środkowy, wyprostowany palec, a pod nim hasło „Dzień pamięci. Chrzanić to, co było. Ważne to, co będzie!”. Reklama wywołała oburzenie wielu środowisk, bojkot Tigera zapowiedziały m.in. Lotos, Orlen czy Polskie Radio. Producentowi napoju, który przeprosił za błąd, wróżono jednak dotkliwe straty finansowe.
Okazuje się jednak, że bojkot nie przyniósł spodziewanego spadku sprzedaży energetyku. Według danych CMR zebranych z próby 400 sklepów, udziały w sprzedaży napojów energetycznych marki Tiger w tygodniu od 14 do 21 sierpnia wzrosły o 0,7 pkt. proc., w porównaniu z tygodniem poprzednim i wyniosły 19,8 proc.
Co ciekawe, w tygodniu bezpośrednio po wybuchu afery odwrócony został, trwający od lipca, spadkowy trend w sprzedaży Tigera. Na początku lipca udział tej marki w rynku wynosił 22,3 proc., w połowie sierpnia spadł do 19,1 proc. W ciągu siedmiu tygodni energetyk Maspeksu zanotował spadek sprzedaży o 3,2 pkt. proc.
Jakub Bierzyński, prezes domu mediowego OMD tłumaczy w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl, że każdy bojkot kończy się dla marek korzystnie, niezależnie od przyczyny. Trudno jednak na podstawie cząstkowych danych wnioskować, czy wzrost sprzedaży Tigera wynikał bezpośrednio z kryzysu wizerunkowego, wywołanego wspomnianą reklamą. Nie wiadomo też, czy wzrost zostanie podtrzymany.
- Tigerowi afera rozpętana na Instagramie bardzo pomogła - uważa Jakub Bierzyński. Podobnie było - jego zdaniem - z innymi markami – Cisowianką czy Ciechanem. Wzywanie do bojkotu produktów zawsze kończy się efektem przeciwnym do zamierzonego.